Nie da się ukryć, że zachodnie "helołin" ma się u nas coraz lepiej. W hipermarketach spokojnie można już kupić wszelkiego sortu dynie i upiorne akcesoria, a kluby organizują tematyczne imprezy. Kina też nie chcą tracić dobrej okazji do zarobienia i specjalnie na 31 października przygotowują nam wyjątkowo mroczne i straszne firmy. W tym roku "halołinowa" premiera przyprawia o zawroty głowy wszystkich fanów "chłopca, który przeżył" i nie chodzi bynajmniej o tajemniczą ekranizację prozy J. K. Rowling, ale o "Horns" z Danielem Radcliffem w roli głównej. Ponieważ zwiastuny wyglądały ciekawie, ja jako Mróz dodałam go sobie do listy zapalonego oglądacza. W oczekiwaniu na premierę sięgnęłam też po książkę, która usposobiła mnie na tyle dobrze, że tym większą miałam ochotę go obejrzeć. Możecie sobie wyobrazić moje zdziwienie, gdy przeglądając Filmweba, okazało się, iż premiera światowa miała miejsce 6 września... 2013 roku! Czyli jeśli chcecie go obejrzeć i nie macie awersji do napisów, możecie zrobić to nawet dziś. W każdym razie jestem świeżo zarówno po projekcji filmu jak i lekturze oryginału, więc zapraszam do zapoznania się z moim spojrzeniem na nie. I oczywiście uwaga na spoilery, choć w rozsądnej ilości!
Zwiastun, który wiele obiecywał...