Jak bardzo w swoim życiu udało Wam się odczuć złośliwość losu? U mnie ostatnio było to dość paskudne, ponieważ po niemal trzech miesiącach siedzenia w domu, gdzie mogłabym odleżeć każde przeziębienie, rozchorowałam się na sam wyjazd. Mało tego. Wszystko na dzień, dwa przed łódzkim Kapitularzem, na którym miałam przyjemność prowadzić kolejne prelekcje. Myśli o odwołaniu przyjazdu wywoływały u mnie nie małą konsternację, ale przecież nie po to pięć lat studiowałam farmację, żeby nie wiedzieć jakimi lekami podtrzymać się przy życiu. Jak by jednak nie działały, do dnia konwentu katar zdążył zebrać już swoje "nosowe" żniwo, zostawiając mnie z niemiłosiernie czerwonym kinolem. Ale co tam. Na konkurs piękności nie jechałam. Z przebraniem dałam sobie spokój, podobnie jak z makijażem, z którego pewnie nic by nie zostało po kilku kontaktach z chusteczką. Do torebki zgarnęłam podręczny zestaw przetrwania w nagłych sytuacjach i ruszyłam na Widzew, pokrzepiana myślą, że w razie czego zawsze mogę wrócić i zasnąć we własnym łóżku.
Oczywiście Łódź musiała mnie przywitać "przypomnieniem" o koszmarnych korkach, o których nie myślałam przez ostatnie miesiące. 25 września - dzień rozpoczęcia konwentu - stał się dla mnie walką o dotarcie do XXXII LO w Łodzi, gdyż czterdziestominutowa trasa (wg MPK), zamieniła się w dwugodzinną. Możecie sobie wyobrazić moje całkiem mocne zdenerwowanie i ciągłe spoglądanie na zegarek. Liczyłam, że po przyjeździe będę miała chwilkę na "zwiedzanie", czy chociażby wyrównanie oddechu, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi podpowiadały, że najpewniej z marszu wejdę na swoją prelekcję. Łódź... Ale dotarłam i to nawet z pewnym zapasem czasowym, a brak kolejek przy akredytacji wywołał u mnie mieszane uczucia. Z jednej strony cieszyłam się, że mogę lecieć i ogarniać sprzęt zaraz po przyjściu, ale z drugiej... Któż przyszedłby na moją prelekcję, gdyby nikt się niezaakredytował? Cóż, wejście do sali z trzema, czterema osobami zdawało się potwierdzać moje obawy, ale przecież i dla jednej bym mówiła, więc było czym się przejmować?
Lubię, kiedy akredytacja idzie szybko, sprawnie i bez kolejek.