wtorek, 29 listopada 2016

Śnieżno-kocie rozważania, czyli wór obfitości

Tak sobie ostatnio myślałam, o czym mogłabym Wam napisać. Nie żebym nagle przestała czytać i nie miała co recenzować. Wręcz przeciwnie. Jeśli zaglądacie od czasu do czasu na mój TwarzoKsiążkowy profil, macie niejakie pojęcie o tych trzech tysiącach stron, jakie mam do przeczytania do świąt (dla pocieszenia tysiąc już za mną). Tylko, że to takie boczne projekty, teksty, które miały być tworzone niezależnie od siebie w równych odstępach czasu. Problem polega na tym, że stosowne książki zamiast przychodzić do mnie stopniowo, zleciały się wszystkie w jednym momencie, generując u mojego Lubego kolejną partię złośliwości, dotyczącą wyłożenia podłóg literaturą. Książek oczywiście nigdy dość, ale czasu na czytanie mogłoby być więcej, ponieważ mój stosik książkowy, powoli zmienia się w ścianę nie tylko z uwagi na obecność kota w domu, ale i objętości. Swoistą dumę z posiadania tych zacnych pozycji przysłania wstyd z fakty, że niektóre tytuły znajdują się w nim od pół roku. Bez możliwości przeczytania w najbliższym czasie.
Krótki rzut oka na książkową ścianę, która rośnie mi na stoliku. Widzicie coś dla siebie?

niedziela, 20 listopada 2016

Na granicy absurdu i niedorzeczności, czyli Dylan Dog znowu w akcji

Musze przyznać, że nieco to trwało. Fakt, nie jestem z tego dumna, tym bardziej, że drugi zeszyt z przygodami "detektywa Mroku" wydany przez Bum Projekt wyszedł już jakiś czas temu. Oczywiście nabyłam go dość szybko, by potem odłożyć go na stosik rzeczy do przeczytania... I to był błąd. Ponieważ rzeczony komiks leżał na nim dość długo. Na tyle, że w między czasie wydano trzeci zeszyt, który zdobyłam na MFK. Radości nie było końca, ale wstyd pozostał. Bo jak to? Nie znalazłam nawet godzinki, którą mogłabym poświęcić na rzecz pewnego problematycznego detektywa? Ech no nie znalazłam. Zawsze było coś ważniejszego do czytania. Wiem, że tym samym złamałam serce Dylana, ale już spieszę to naprawić, ponieważ zeszyt o podtytułach Miasteczko Ramblyn i Bestia z jaskini naprawdę zrobił na mnie wrażenie.

niedziela, 13 listopada 2016

Rzecz o trudnych książkach, czyli recenzja "Fobii" Dawida Kaina

Już dawno temu nauczyłam się, że do niektórych książek muszę po prostu dojrzeć. Sztandarowym przykładem jest tutaj Zimowy Monarcha Beranrda Cornwella - powieść której jak nastolatka nienawidziłam za odarcie z mitu postaci Króla Artura. Po latach jednak pokochałam ją właśnie za to. Za to, że Artur okazał się być zwykłym człowiekiem z licznymi zaletami, ale i wadami, przez co dużo łatwiej było się z nim utożsamiać. Ponadto moja wcześniejsza niechęć do braku oczywistej magii, została zastąpiona przez sympatię do tej niepewnej dwuznaczności: czy to tylko sztuczki, iluzje czy jednak coś więcej. Z tamtego, niezbyt chlubnego, okresu pozostało mi jedno opinio-wspomnienie. Jakoś intuicyjnie czułam, że książka ta może być dobra, nawet bardzo, ale nie dla mnie. Nie w tamtym momencie. Teraz mam podobnie.
I grafiki na okładkach wydawnictwo ma coraz bardziej przejmujące.

niedziela, 6 listopada 2016

Koszmar dla introwertyka, czyli Mróz na Targach Książki

Książki czytam nałogowo i w podobnym trybie też je kupuje. Ostatnimi czasy w takiej ilości, że jedna z koleżanek śmiała się, że taniej by mi wyszło, gdybym paliła papierosy. W sumie, zależy ile. Jednak, jakby na to nie patrzeć, bez większego wahania można mnie zaliczyć do grona szalonych książkoholików. Trudno się więc dziwić, że kiedy czas i finanse pozwoliły, postanowiłam się wybrać na chyba największą orgię fanów słowa pisanego. A jeśli do tego dorzucić możliwość odwiedzenia Hadynki, której wizytę obiecywałam od początku jej studiów (czyli jakieś osiem lat z okładem), to wręcz nie mogłam nie wybrać się do Krakowa w poprzedni weekend. Miał być szał! Kulturalne rozmowy, polowanie na ulubionych autorów, dyskusje z blogerami, nawiązywanie znajomości i cała masa kupionych książek. A co było? Było zdecydowanie za dużo, jak na jedną małą Mróz!
To już zdecydowanie przerosło znamiona samego hobby.