piątek, 30 grudnia 2016

A co mi tam, czyli jednak robię podsumowanie

Raczej nie jestem fanką wielkich końcowo-rocznych posumowań. Raz, że "moda" na takie wpisy o tej porze roku mnie zawsze zniechęcała, a dwa, zawsze było coś ważniejszego do napisania. Tylko, że w tym roku wydarzyło się tyle różnych rzeczy, iż spokojnie mogłabym je rozbić na trzy ciekawe lata. Skompresowanie tego wszystkiego do nierozciągalnych dwunastu miesięcy poskutkowało oczywiście wewnętrznym chaosem i brakiem czasu na niektóre aktywności. Doba z gumy nie jest, choć czasami bardzo bym tego chciała.

wtorek, 20 grudnia 2016

A gdyby tak płacili za czytanie, czyli dokąd ten świat zmierza?

"Ech, powinni mi płacić za czytanie". Któż z nas Moli Książkowych czy Blogowych Recenzentów nigdy nie pomyślał w ten sposób, patrząc na swój stosik powieści do przeczytania? Kto z bólem nie szedł do pracy, porzucając dopiero co napoczęte lektury wiedząc, że bez stałego dochodu nabywanie nowych pozycji do czytania mogłoby być znacznie utrudnione. Poza tym, czyż nie byłoby to przyjemne siedzieć w domu, czytać i dostawać za to pieniądze. Sama nie zliczę, ile to razy sama tak pomyślałam, dopatrując się w tym prostym zdaniu, marzycielskiego rozwiązania trudnych kwestii zawodowych. Tak niepoważnie rzucane stwierdzenie nigdy jednak nie wywołało u mnie zastanowienia w kwestii, któż to właśnie miałby mi za moje czytanie płacić. Lektura jednego z najnowszych opowiadań Marcina Przybyłka zmieniła ten stan rzeczy.
Taki tam Hemingway, czyli jedyne sensowne zdjęcie wyskakujące w wujku google po wpisaniu haseł "celebryta" i "pisarz". Oczywiście w wersji anglojęzycznej. Nie chcecie wiedzieć, co się pojawiło w wersji polskiej.

niedziela, 11 grudnia 2016

Między nami bibliofilami, czyli rzecz o czytaczach mobilnych

Moje pierwsze dni w Łodzi jakieś sześć lat temu. Na Bałutach wsiadam w tramwaj numer jedenaście i spokojnie zmierzam do Ikei. Jeszcze nie wiem, że przede mną blisko godzina jazdy. W Kielcach nie ma takich odległości. Po jakichś piętnastu minutach znudzona, zaczynam przyglądać się pasażerom. Od razu zauważam ludzi pogrążonych w lekturze nie tylko papierowych książek, ale i tych elektronicznych. Pierwszy raz widzę czytnik ebooków inaczej niż na półce w sklepie z zatrważającą ceną obok niego. Nowa technologia fascynuje mnie i odpycha. Bo jak to tak czytać bez zapachu tuszu i papieru? Nie mniej jednak przeklinam własną głupotę. W wynajmowanym pokoju leży przecież stosik książek zabranych jeszcze z domu. Ale jest to dobra nauczka na przyszłość. Komunikacją miejską w Łodzi, lepiej nie poruszać się bez lektury. Choć jeszcze nie zdaję sobie sprawy, że częściej będzie to lektura notatek z ostatnich zajęć.

niedziela, 4 grudnia 2016

Bo świat jest zły i brzydki, czyli dajcie mi coś budującego!

Odkąd mój stosik recenzencki znacznie się powiększył, zostało mi mniej czasu na czytanie własnych, od miesięcy wyczekiwanych powieści. Wszystko zgodnie z zasadą "Najpierw obowiązki", choć Luby zasugerował modyfikację, by co trzy recenzenckie czytać jedną dla frajdy w ramach umysłowego odpoczynku, co patrząc po grubości niektórych pozycji, powinnam zastąpić konkretną liczbą stron, ale mniejsza o to. Fakt, że dzięki temu jestem w miarę na bieżąco ze współczesną prozą fantastyczną i innymi nowinkami, ale dostrzegam też niepokojącą prawidłowość - brak budujących książek. Może to tylko kwestia zwyczajnego pecha związanego z nagromadzeniem tytułów o negatywnym wydźwięku i krytyce wobec świata, ale nie jestem pewna czy tylko o to chodzi.
Tak mi jakoś pasuje do dzisiejszego wpisu