piątek, 3 kwietnia 2015

"Nomen omen", czyli na troje babka wróżyła

Polski pisarz nie ma lekko. Szczególnie kiedy obserwuje kariery swoich kolegów po fachu z zachodu, którzy urastają do rangi celebrytów, otoczonych zwykle wianuszkiem wielbicieli. U nas na podobną sympatię mogą liczyć co najwyżej gwiazdy popularnych seriali czy programów telewizyjnych, niekoniecznie związanych z kulturą. Jakby tego było mało, zagraniczni autorzy bardzo często goszczą na listach najlepiej zarabiających ludzi na świecie, kiedy polscy zazwyczaj posiadają swoją "drugą" pracę. Z czegoś przecież trzeba się utrzymać. Nie oznacza to, że nasi twórcy są gorsi. Jako miłośniczka fantastyki, nie raz mam wrażenie, że ten czy tamten autor, gdyby tylko przyszło mu pisać dla chociażby amerykańskiej publiczności, za raz zdobyłby światowy rozgłos, a ekranizacje jego książek zarabiałby miliony. Dlatego też, czuje się w obowiązku wspierania polskich pisarzy. Kto inny to zrobi, jak nie my. Tym samym, jestem niezwykle zadowolona, że udało mi się "odkryć" kolejne dobro z naszego lokalnego rynku wydawniczego. Dziś chciałabym Wam przedstawić Martę Kisiel i jej ostatnią książkę "Nomen Omen".


... i ten dom rodem z horroru klasy B.


Salka, a właściwie Salomea Przygoda ma dość swojego rodzinnego domu, więc korzystając z okazji i rad koleżanki, wynajmuje sobie tani pokój we Wrocławiu i znajduje pracę w księgarni pod wydziałem polonistyki. Szkoda tylko, że jej stancja przypomina siedzibę seryjnego mordercy, w telefonie i w radio słychać obce głosy, a właścicielka ulega "cudownemu" rozmnożeniu. Dobrze, że chociaż papuga pozwala z sobą sypiać. Na wszystko to biedna Salka mogłaby przymknąć oko, gdyby jej azylu nie nawiedził Niedaś, jej "wspaniały", młodszy brat. I wtedy pojawiają się prawdziwe schody. We Wrocławiu ktoś zaczyna napadać na młode, długowłose blondynki, a długie ręce sprawiedliwości upatrują Niedasia w roli tego złoczyńcy. A jak się ma do tego tajemnica skrywana przez ukochaną babcię Niedasia i Salki, cierpiącą na chroniczną niechęć do wszelkiego rodzaju nici? Możecie się przekonać w tylko jeden sposób.


"Siostry ksero"

Muszę przyznać, że "Nomen omen" połknęłam zaskakująco szybko, choć patrząc na okładkę, spodziewałam się czegoś bardziej mrocznego, niepokojącego. Tym bardziej zaskoczyło mnie cudowne, sakrkastyczno-ironiczne poczucie humoru, jakie zaprezentowała pisarka. Dawno tak nie zaśmiewałam się w głos czytając jakąś książkę, przyciągając tym samym zaniepokojone spojrzenia ludzi jadących ze mną w tramwaju. Nie jest to jednak wyłącznie powieść komediowa. Wspomnienia z okresu II Wojny Światowej poruszają wyobraźnie. Koszmar wojny i nie lepsze czasy "wyzwolonej" Polski, opisane z zabójczą szczerością okiem rodowitej wrocławianki nie tyle dodają utworowi powagi, ile wprawiają czytelnika w zamyślenie, zmuszając do głębokiej refleksji. Sam pomysł subtelnego powiązania greckiej mitologii z polskimi realiami był naprawdę niesamowity. Sprawnie poprowadzona fabuła nie pozwala się nudzić, a niezwykle żywi bohaterowie są tak realni, że niemal namacalni. Moją ulubioną postacią stała się "miniaturka Basia" - blondwłose dziewczę mikrej postury, ale wielkiego i niezwykle odważnego serca, permanentnie uzbrojone w glany i kastet z pierścionków. Nic dodać, nic ująć.


Salka Przygoda - istota tak słusznie obdarzona przez naturę, że aż jej matka próbuję ją namówić do bardziej umiejętnego korzystania ze swoich "walorów".

Byłam tak zachwycona w trakcie czytania tej książki, iż trudno dostrzec mi jej wady. Autorce zarzuca się nadmiar młodzieżowego slangu i przesycenie nachalnym humorem, który momentami staje się męczący. Ja na coś takiego zupełnie nie zwróciłam uwagi, ale też nie znałam poprzedniej powieści Marty Kisiel, będącej ponoć zdecydowanie lepszym utworem. "Dożywocie" koniecznie muszę przeczytać, ponieważ nie wyobrażam sobie nic lepszego od "Nomen Omen". To powieść wręcz idealna na wszelkiego rodzaju chandry i niepogody ducha, a przy tym, moim zdaniem, naprawdę wyważona. Mimo że pochłaniałam kolejne strony w niesamowitym tempie i nie mogłam doczekać się rozwiązania fabuły, nie chciałam, żeby ta historia się skończyła. Przywiązałam się do wszystkich, nietuzinkowych bohaterów, i choć zdaje sobie sprawę z nierealności tego życzenia, chciałabym poznać ich dalsze losy. Nie mniej jednak jest to książka, którą z czystym sercem mogę polecić każdemu. 

**********
A tak na marginesie
I w końcu się udało nieco nadrobić książkowe recenzje. W najbliższym czasie będę miała dla Was kilka niespodzianek i ciekawych wiadomości, ale do tego czasu, uznajcie tę pozycję, za realizację kolejnego punktu w moim wyzwaniu. Tym razem odhaczamy punkt 'Autorem jest kobieta'




5 komentarzy:

  1. Hej. Może uda mi się dopaść "Nomen omen" w wersji papierowej w najbliższym czasie. Chętnie skosztuje tego humoru. Recenzję napisałaś w idealnym momencie, ponieważ ta książka wydaję się być trafną odpowiedzią na pogodę za oknem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie, bo jest to zdecydowanie książka doskonała na poprawę humoru. I pod różnymi innymi względami też :)

      Usuń
  2. PIF-PAF! Zostałaś nominowana. Jeśli nie chcesz się bawić w Liebster Blog Award, nic nie szkodzi, nie trzeba. Buziaki!

    http://rozkminyhadyny.blogspot.com/2015/04/kolorowe-jajka-milion-pytan-i-koncert.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co do Marty Kisiel, już od dawna się czaję i czaję, na pewno dopadnę, tyle słyszałam i jestem przekonana, że pokocham:)

      Usuń
    2. O matko. Moja pierwsza blogowa nominacja! I co ja teraz zrobię? Z pytaniami sobie poradzę, ale kogo ja nominuję? No cóż... Coś się wymyśli. A co do książki... To czytamy Martę Kisiel!

      Usuń