niedziela, 7 stycznia 2018

Fantastycznie chłodna prasówka - NF 01/2018

Witam wszystkich w nowym roku. Kawa wypita, po śniadaniu zostało ledwie wspomnienie, a za oknem pogoda taka, że co rusz zerkam na kalendarz upewniając się, iż mamy styczeń. Oczywiście chciałoby się napisać jakieś podsumowanie, obiecać zmiany na lepsze, ale podejrzewam, że wciąż będę tym samym niewyrobionym w czasie Mrozem, co zawsze, więc może darujmy sobie te postanowienia i zobaczymy, co z tego wyniknie. Dziś za to będzie kilka słów o magazynie, który dotarł do mnie ze świątecznym opóźnieniem, przez co się zdublował, ale w żaden sposób nie zwiększyło to prędkości czytania. Ale kiedy już udało mi się dobrnąć do ostatniej strony, wypadałoby sklecić słówko albo dwa na temat wrażeń z lektury. Zapraszam Was więc do poczytania o tym, co można znaleźć w styczniowej Nowej Fantastyce.
Nie musicie się martwić, że po sylwestrze wciąż widzicie podwójnie. Tak ma być

Na początek JeRzy we wstępniaku pokrótce opisuje nam wrażenia z ostatniego Comic Conu, co stało się dla niego przyczyną do rozważań na temat stałych fanów fantastyki a tych okazjonalnych. ogólnie smutno było czytać, że na imprezie określanej mianem "comic", branża komiksowa była miernie reprezentowana. Gdzie tu sens? Gdzie idea? I choć odpowiedzią jest komercjalizacja, to mimo wszystko nie potrafię (albo też nie chcę) ogarniać tego swoim małym rozumkiem. Bo dla mnie, jako fanki, pewne rzeczy są zwyczajnie niepojęte. Kolejne odczucia były natomiast już bardziej pozytywne. Pierwszy raz od dawna felieton Marka Starosty z cyklu "Zastrzyk przyszłości" zaciekawił mnie zamiast zaniepokoić. Możliwym jest, iż dał nieco nadziei na wykarmienie ludzi, na rozwiązanie problemu głodujących. Co prawda to tylko ociupinka wiary w lepsze jutro, ale to zawsze coś w porównaniu z lękami, jakie zwykle towarzyszyły mi przy tych tekstach. Dalej mamy obszerny wywiad z członkami zespołu Percival, którzy współtworzyli ścieżkę dźwiękową do komputerowej odsłony przygód Geralta z Rivii. Najbardziej zastrzeliło mnie stwierdzenie lidera grupy, który dawno temu wysyłał jeszcze do Fantastyki dema swojego ówczesnego zespołu i w końcu się doczekał. Tak więc wszyscy, którzy chcecie się dostać np. ze swoim tekstem do Nowej Fantastyki nie poddawajcie się. Musicie być po prostu cierpliwi. 

Felieton Przemysława Bociąga określiłabym mianem mocno futurystyczno-kulinarnego, bo któż z fantastów nie kojarzy pojawiającej się w wielu utworach SF uniwersalnej pożywki, zawierającej wszystko (z wyjątkiem smaku), co niezbędne do przeżycia. Tym samym autor jakby kontynuuje temat podjęty przez Marka Starostę. Oczywiście poza całkiem fajnymi pomysłami jak uprawy hydro- i aeroponiczne, znajdziemy tam całkiem krypne opcje jak kurczaki z Matrixa, co nie zmienia faktu, że sam tekst jest niesamowicie intrygujący i ciekawy. Poza tym lubię takie "kulinarne" nowinki. Dlatego też kolejny artykuł, również autorstwa Marka Starosty, również przypadł mi do gustu. Tym razem w poszukiwaniu jedzenia udajemy się "tam, gdzie nie dotarł żaden człowiek", bo "Kosmos jest pełen żarcia" jak mawiał Hermoso Madrid Iven. Ogólnie trzeba przyznać, że autor podszedł do sprawy w jedyny możliwy sposób. Na obecną chwilę nieznane nam są planety, na których występuje jadalna fauna i flora, ale dzięki dystansowi, wcale nieumniejszającemu naukowego spojrzenia na zagadnienie, otrzymaliśmy naprawdę świetny tekst. Swoją drogą polecam Kosmiczne Daiquiri. Dział z "Fantastyką od kuchni" zyskuje we mnie naprawdę wierną fankę.
Obłok alkoholu w kosmosie? Coś czuję, że polska misja kosmiczna ruszy z kopyta ;)

Dział z prozą polską w tym numerze Nowej Fantastyki reprezentują opowiadania Konrada Lewandowskiego i Adama Dzika. Oba nie dość, że obszerne to jeszcze mocno futurystyczne i zdecydowanie nietypowe. "Sprzężenie pasożytnicze" Lewandowskiego zaczyna się bardzo chaotycznie. Na domiar złego czytelnik zostaje zasypany informacjami w pół naukowym żargonie, tylko potęgującym uczucie obcości i oderwania od rzeczywistości. Dopiero po wgryzieniu się w tekst i przebrnięciu przez jego część, można dotrzeć do fabuły. I, o ile cała koncepcja ewolucyjna jest ciekawym pomysłem, to chyba sposób jej przekazania i rozplanowanie tekstu nie do końca przypadły mi do gustu. Podobnie jest z "W cieniu jądra półleżąc" Adama Dzika. W tym opowiadaniu fabularny chaos jest tak duży, że pokuszę się o nazwanie tego tekstu eksperymentem literackim, co w połączeniu z niektórymi dość psychodelicznymi scenami nabiera sporego sensu. Tym samym oba opowiadania określiłabym mianem, choć pewnie mało leksykalnie, weird fiction. Niestety zbyt weird jak dla mnie.

Część z prozą zagraniczną zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu. "Gra" Michaela J. Sullivana prezentuje jeden z prawdopodobniejszych, moim zdaniem początków sztucznej inteligencji. Oto jeden z enpeców popularnej gry komputerowej zyskuje świadomość i nagle cały świat szaleje, podejrzewając twórców o bardzo niesmaczną akcję promocyjną. Sam tekst pokazuje też cały wachlarz reakcji ludzkich reakcji na to niezwykłe zjawisko, będąc doskonałym i niezwykle prawdziwym ich przekrojem. W tekście "O starciu sił zła..." autor - Anthony Ryan - zastosował pewien nietypowy zabieg. Historię wielkiej wojny, w którą prawdopodobnie zostały wmieszane siły nadprzyrodzone, przedstawił w suchy, kronikarski sposób, starając się odrzeć opisane wydarzenia z niezwykłości, jakiej możemy się tylko domyślać. Opowiadanie straciło tym samym nieco na rozmachu i epickości, ale zyskało, mimo dość sztampowych motywów, na świeżości i oryginalności. Kronikarz, starając skupiać się na faktach, jedynie przebąkiwał o wydarzeniach, które uznalibyśmy za niezbędne w fantastyce. Nie mniej jednak, historią, która najbardziej przypadła mi do gustu w tym numerze Nowej Fantastyki jest "Dzień ślubu" Jake'a Kerra. pomijając studium ludzkiego cebulactwa w obliczu końca świata, jest to po prostu piękna historia o miłości, o trosce i o szczęściu. Jeśli tak miałby wyglądać mój armagedon to proszę bardzo. 
Tak patrzę na objętość wpisu i chyba przesadziłam z ilością tekstu. Jak zwykle zresztą.

Seria Lamus przypomina początki potwora Frankensteina z okazji dwóchsetletniej rocznicy powstania jednej z najsłynniejszych powieści grozy. O ile swego czasu robi całkiem solidną kwerendę dotyczącą właśnie tego monstrum, o tyle wciąż udało mi się dowiedzieć sporo nowego. Głównie o pierwszych adaptacjach prozy Mary Shelley jeszcze sprzed tej niesamowicie klasycznej roli Borisa Karlofa. I to było niesamowite. Wojciech Chmielarz kontynuuje swoją serię rad dla piszących, tym razem biorąc na tapetę głównego bohatera. I wiecie co? Też bym przeczytała serię kryminałów o medyku sądowym, który specjalizuje się sekcjach fantastycznych stworzeń. Więc jak ktoś to napisze, to proszę podesłać mi do zrecenzowania. Albo przynajmniej powiedzieć, że coś takiego istnieje, żebym mogła sobie kupić. Rafał Kosik w nieco ironiczny sposób podchodzi do tych, którzy uważają, że zwiedzanie przy pomocy Google Maps jest lepsze niż to prawdziwe, a Tomasz Kołodziejczak prowadzi rozważania nad alternatywnymi wersjami historii.

W styczniowym numerze  Nowej Fantastyki wyjątkowo dużo bardziej przypadła mi do gustu część publicystyczna. Nic na to nie poradzę, że fantastyczno-kulinarne przygody bardzo trafiają w moje upodobania. Tym bardziej, że część z prozą polską mocno się z nimi rozminęła. Ale tak jak piszę, to akurat kwestia gustu. Nie mniej wszystkim fanom szeroko pojętej fantastyki serdecznie polecam ten numer, ponieważ jestem święcie przekonana, że każdy znajdzie w nim coś dla siebie. A w związku z tym, że akurat to wydanie mi się zdublowało, pierwszy czytelnik, który o nie ładnie poprosi (i zostawi adres mailowy do kontaktu) otrzyma je w prezencie ode mnie. Ot taka niespodzianka na Nowy Rok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz