wtorek, 30 sierpnia 2016

W uścisku "Miedzianej Rękawicy", czyli dalsze przygody w Magisterium

Dla Calla powrót na wakacje do domu był nie lada wyzwaniem. Nie dość, że postanowił zostać w szkole, której szczerze nienawidził jego ojciec, to jeszcze przyprowadził do domu ogarniętego chaosem wilka. W oczach swego rodziciela coraz bardziej zaczął się upodabniać do Constantine'a Madena - wroga numer jeden tamtejszego, magicznego świata. W wyniku dość szczególnego nieporozumienia i wyjątkowo niejasnych (by nie rzec mrocznych) planów Alastaira wobec syna. Potem jest już tylko szaleńcza ucieczka, spotkanie z przyjaciółmi i nowy rok szkolny. Na nieszczęście dla Calla i pozostałych, zło nie ma zamiaru czekać choćby do końca zimowego semestru, by dać o sobie znać. Nim nauka zacznie się na dobre, dzieciaki będą musiały wyruszyć na niebezpieczną misję, nie tylko po to by odzyskać niebezpieczny artefakt, ale i ocalić ojca Calla.
Jak już recenzować serię, to książka po książce. Co nie?

Stwierdzam, że historia Calluma Hunta może nie nie urzekła, ale na pewno wciągnęła. Szczególnie gdy największe klisze zdążyły już przebrzmieć i można było przymknąć na nie oko, tym samym skupiając się na samej historii. A ta ma sporo zalet. Przede wszystkim wyłapana przeze mnie  już w pierwszym "normalność". Call i jego przyjaciele nie przyciągają złych wydarzeń jak magnes, a momentami postępują naprawdę wyjątkowo rozsądnie. Kiedy pojawia się tajemnica, mogąca zagrażać całej czarodziejskiej społeczności, to jednak lepiej powiedzieć o tym dorosłym. Kłótnie, kłótniami, ale prawdziwi przyjaciele przecież w końcu się dogadają. I będą ryzykować życie, żeby ci pomóc, a to już coś znaczy. Oczywiście mogłabym się przyczepić do faktu, że żadna służba porządkowa nie zwrócił uwagi na czwórkę nastolatków prowadzących samochód, czy wpadających w poślizg na drodze/autostradzie (wybaczcie, ale czasami opisy były tak lakoniczne, iż trudno było mi wizualnie umieścić kolejne wydarzenia). Jakby tego było mało, niektóre zdania niemal zbyt proste. Nie mogłam pozbyć się wrażenia, że momentami tekst czytało się jakby był napisany przez trzynastolatkę... A potem przypomniałam sobie o grupie docelowej i o tym, że w zasadzie do niej nie należę.

Niestety wraz z kliszami, przebrzmiał w głowie także dziecięcy entuzjazm i trudniej było mi znów usadzić się w skórze zaczytanej trzynastolatki. Przez to zaczęłam dostrzegać ubogość magii opisanej przez Holly Black i Cassandrę Clare. Co z kolei doprowadziło do wysnucia wniosku, że lekcje magii są tak z rzadka opisywane, ponieważ autorki nie mają pomysłu na zasady jej działania. Ponadto zamiast wstrzymać moje dedukcyjne zapędy, w lot rozgryzałam wszelkie "subtelne" aluzje, choć muszę przyznać, że kilka razy autorki zaskoczyły mnie swoją pomysłowością. Na przykład, kiedy "zdradziły" Największą Tajemnicę Calluma jego przyjaciołom w dość intrygujących okolicznościach. Spodziewałam, że pozostanie ona sekretem do końca sagi, gdzie zostałaby ujawniona w kulminacyjnym momencie. Podobnie było ze wszystkimi wydarzeniami mającymi miejsce właśnie po tym. Nie chcę zbytni wdawać się w szczegóły, żeby nie zdradzać Wam zbyt dużo z fabuły, ale to, co zrobiły autorki spowodowało, że zaczęłam zastanawiać się, o czym będą kolejne części. A także szukać informacji, czy kolejna część już istnieje.
I drobne ujęcie na bohaterów.

"Miedziana rękawica" jest prostą opowieścią, ale to wcale nie oznacza, że nudną. Jeśli dojrzała czytelniczka (czyli ma skromna osoba) potrafi wciągnąć się w tę historię, mimo jej jawnych mankamentów, to coś w niej musi być. Poza tym trudno nie polubić Aarona, Calla i Tamary, jako trójki zupełnie postrzelonych dzieciaków, które zdecydowanie kradną całe "show" sprawiając, że reszta bohaterów nas tak średnio obchodzi. I, jakby na to nie patrzyć, pomysłowość duetu Black-Clare naprawdę zaskakuje sprawiając, iż w sumie chętnie przeczytałabym tom kolejny, nawet tylko po to, żeby sprawdzić, czym tym razem mnie zaskoczą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz