Dawno, dawno temu, kiedy jakimś cudem miałam więcej czasu na pisanie, wydawnictwo Genius Creations ogłosiło konkurs na opowiadanie, którego motywem przewodnim było hasło Dobro złem czyń. Miałam wówczas jeszcze tyle ambicji, że sama coś tam naskrobałam i z epicką wręcz niecierpliwością czekałam na wyniki. Oczywiście nie udało mi się znaleźć w finałowej dziesiątce, inaczej słyszelibyście o tym dość głośno i wyraźnie. Kiedy w końcu przełknęłam gorycz porażki, pigułkę zawiści i własną poniekąd urażoną dumę (przecież niespełniony pisarz drzemie w każdy parającym się pisaniem) mogłam z czystym sercem i w swój zwyczajowy chłodno-obiektywny sposób, chwycić w ręce antologię, którą otrzymaliśmy w wyniki wcześniej wspomnianego konkursu. I trzeba to przyznać za raz na wstępie, z takim towarzystwem nie wstyd przegrywać.
Nie chcę nawet liczyć, ile dni minęło od przeczytania za nim udało mi się napisać tę recenzję.
Słowem technicznego wstępu: każdy z tekstów, niczym rozdziały w książce, został opatrzony adnotacją dotyczącą miejsca, jakie przyszło mu zająć. Dziesięć wyróżnionych opowiadań należy jednak tylko do dziewięciu autorów, a to dlatego, że każdy uczestnik mógł wysłać więcej niż jedną historię. Tym samym Magdalenie Kucenty (nominowanej w tym roku do Nagrody Zajdla, udało się zająć nie tylko najbardziej pożądane pierwsze, ale i piąte miejsce, co już samo w sobie o czymś świadczy (ogólnie jestem mniej więcej na bieżąco z opowiadaniami tej konkretnej autorki i stwierdzam, iż jest się na czym czytelniczo zawiesić).
Zwycięskie opowiadanie - "Algorytm mniejszego zła" - w pewien pokrętny sposób kojarzyło mi się z filmem "Equlibium", ale to pewnie przez niemal pozbawionych uczuć strażników, mających dusić wszelkie formy buntu przeciwko władzy. W tym wypadku był to komputer (algorytm/sztuczna inteligencja ?) podejmujący decyzję na podstawie obliczeń dotyczących jak najmniejszych strat - mniejszego zła w skali globalnej. Można się domyśleć jak wówczas wygląda dobro jednostki... Jednocześnie był to pierwszy tekst z antologii, przy którym pomyślałam, iż wcale się nie dziwię, że mój tekst nie został wyróżniony. Nie ma nawet porównania. Zajmujące drugie miejsce "Duchy ziemi obiecanej" Doroty Dobrzyńskiej też wywarły na mnie nie małe wrażenie. Najbardziej chyba subtelność w wypełnieniu zadania konkursowego, ponieważ tematyczne "zło" jest złem tylko w mniemaniu głównej bohaterki historii, jakoby bardziej wyczulonej na pewne nieziemskie anomalie.
"Od nagłej i niespodziewanej..." Łukasza Trykowskiego odpowiada dla mnie na pytania, co by było gdyby w "Sandmanie" jednak złapali Śmierć, a nie jej młodszego brata. I jaki biznes można by z tego ukręcić. Nieco filozoficzny i niepokojący tekst zaliczam do grona tych uświadamiających, jak wielkim przekleństwem byłaby dla ludzkości nieśmiertelność. Choć akurat mam wrażenie, że jest to wiadome każdemu myślącemu fanowi fantastyki. "Kapelusz, garnitur i płaszcz z gabardyny" to jedno z moich ulubionych opowiadań antologii. Mimo futurystycznej wizji świata, ma w sobie oldschoolowego klimatu rodem z powieści detektywistycznej. Bo czymże innym jest poszukiwanie tożsamości sportretowanego Oblitterianina, spotęgowane próbą ostatecznego wymazania jego pamięci? Plus kilka nieco nostalgicznych rozważań o ulotności wspomnień i syzyfowych próbach ich zachowania zdecydowanie poruszyło nieco wrażliwszych strun w moim serduchu. Osobiście bardzo polecam.
"Papierowe dusze" - drugi w tej antologii tekst Magdaleny Kucenty - klimatem bardzo wpasowuje się w kilka jej poprzednich tekstów, które miałam okazję przeczytać. Połączyłabym go nawet z "#Eudajmonia" (NF 06/2017) w jedno uniwersum przyszłości. Przy czym tym razem został poruszony problem, nazwijmy to nadpisywania duszy w "chmurze", która nie tyle co zyskała samoświadomość, ale stała się częścią roju. Muszę przyznać, że już sama oryginalność pomysłu zrobiła na mnie dość duże wrażenie, co z przyjemnie czytliwym stylem autorki zaowocowało bardzo dobrą historią. "Wkład własny" Istvana Vizvary, to kolejne z moich ulubionych opowiadań i może za to odpowiadać zarówno koncepcja kawiarnianego mściciela, jak i niesamowita miłość głównego bohatera do kawy, albo fakt, że fabuła toczy się w Łodzi. A miasto to, podobnie jak Kielce, uważam za wybitnie mało opisane. Tym bardziej ucieszyłam się, gdy okazało się iż mogę z całkiem niezłą dozo pewności domyślić się, gdzie mógł być zlokalizowany wspomniany w utworze lombard.
"Sklepik z motylami" Karoliny Cisowskiej miał w sobie mnóstwo steampunkowego i enigmatycznego klimatu. Zakład pomiędzy diabłami i niewyjaśniona tajemnica znajomości bohaterów pozostawiają w czytelniku mnóstwo pytań. Efektem tego, przynajmniej dla mnie, było stworzenie w głowie historii alternatywnej, dopowiadającej nieznane. "Dobra robota" Macieja Oleszka w bardzo pokrętny sposób przypominała mi serialowego Dextera z motywami kosmiczno-futurystycznymi w tle. Działania głównego bohatera nazwałabym dobrą policyjną robotą, gdyby nie przejście stróża prawa na drugą stronę barykady. Choć jak w przypadku swojego telewizyjnego odpowiednika, trudno jest jednoznacznie wskazać dobre i złe postępowanie. Ale czyż nie taki był temat konkursu? "Poławiaczka pięknych grzechów" Justyny Lech jest niczym baśń Szeherezady, gdzie niczym matrioszki, historia w historii zamykają się kolejne mniejsze opowieści. Dopiero z nich, czy jakby obok nich wyłania się główny wątek, nie do końca będący tym, czym się na początku wydaje. Dodatkowo każde z wyznań odwiedzanych postaci, mimo ich mrocznego wydźwięku, jest po prostu piękne.
Jeśli miałabym wybrać swoje ulubione opowiadanie antologii, byłoby to "Serendypia kontra skopolamia" Sylwii Finklińskiej. Nie dość, że dostałam dwójkę nietuzinkowych bohaterów: detektywa zaburzającego prawdopodobieństwo i dziewczynę używającą głosu do wydobywania prawdy z ludzi, to jeszcze dostałam cudną zagadkę kryminalną, z ciekawym zwrotem akcji, rozwiązywaną dzięki... szczęściu. Bo ile trzeba mieć szczęścia by kośćmi do gry wyrzucić szyfr do sejfu? Albo rzutką trafić w mapę dokładnie tam, gdzie przetrzymują zakładnika? Nietuzinkowy sposób rozwiązywania spraw przez głównego bohatera sprawia, że cała historia ma bardzo lekki i swobodny wydźwięk, mimo dość poważnego przecież tematu konkursu. I właśnie ta swoboda, ta lekkość i uśmiech niedorzeczność w trakcie czytania najbardziej wyróżniły dla mnie ten tekst na tle innych opowiadań. Czy dziesiąte miejsce było w tym wypadku słusznie przyznane? Nie wiem. Nie mniej jednak cieszę się, że sama ta historia pojawiła się w antologii.
Jakby na to nie patrzeć Dobro złem czyń to naprawdę dobra pozycja. Każde z opowiadań jest na swój sposób mocne i wyjątkowe, a wybieranie "ulubionych" tekstów w tym wypadku bardziej zależne jest od gustów osobniczych niż jakości. Bo jak wskazać najlepszą historię wśród samych świetnych? Można oprzeć się tylko na czymś tak niestałym jak gusta czy prywatne upodobania, ale to nie umniejsza tytułów niewybranych. Ponadto cieszy niekiedy bardzo subtelne i nietuzinkowe podejście wszystkich autorów do tematu. Myśl przewodnia konkursu, która w jakiś sposób musiała zdeterminować treść opowiadań, zdaje się jedynie delikatnie współgrać z pomysłami autorów, a nie je narzucać. Co jest bardzo, ale to bardzo dobre. Uniknięto dzięki temu historii na "na jedno kopyto", choć po ilości zgłoszeń na konkurs i takie się pewnie trafiały. My dostaliśmy jedynie samą śmietankę, crème de la crème debiutanckiej twórczości. Muszę przyznać, że jest to wyjątkowo równa i bardzo dobra antologia z opowiadaniami, do których będzie się wracać nawet po pewnym czasie.
Uwaga! Zdjęcie zawiera lokowanie produktu :P
Nie ma to jak produkt na poły kawiarniany do towarzystwa w trakcie pisania.
Nie ma to jak produkt na poły kawiarniany do towarzystwa w trakcie pisania.
"Papierowe dusze" - drugi w tej antologii tekst Magdaleny Kucenty - klimatem bardzo wpasowuje się w kilka jej poprzednich tekstów, które miałam okazję przeczytać. Połączyłabym go nawet z "#Eudajmonia" (NF 06/2017) w jedno uniwersum przyszłości. Przy czym tym razem został poruszony problem, nazwijmy to nadpisywania duszy w "chmurze", która nie tyle co zyskała samoświadomość, ale stała się częścią roju. Muszę przyznać, że już sama oryginalność pomysłu zrobiła na mnie dość duże wrażenie, co z przyjemnie czytliwym stylem autorki zaowocowało bardzo dobrą historią. "Wkład własny" Istvana Vizvary, to kolejne z moich ulubionych opowiadań i może za to odpowiadać zarówno koncepcja kawiarnianego mściciela, jak i niesamowita miłość głównego bohatera do kawy, albo fakt, że fabuła toczy się w Łodzi. A miasto to, podobnie jak Kielce, uważam za wybitnie mało opisane. Tym bardziej ucieszyłam się, gdy okazało się iż mogę z całkiem niezłą dozo pewności domyślić się, gdzie mógł być zlokalizowany wspomniany w utworze lombard.
Ciut motywów przewodnich.
Jeśli miałabym wybrać swoje ulubione opowiadanie antologii, byłoby to "Serendypia kontra skopolamia" Sylwii Finklińskiej. Nie dość, że dostałam dwójkę nietuzinkowych bohaterów: detektywa zaburzającego prawdopodobieństwo i dziewczynę używającą głosu do wydobywania prawdy z ludzi, to jeszcze dostałam cudną zagadkę kryminalną, z ciekawym zwrotem akcji, rozwiązywaną dzięki... szczęściu. Bo ile trzeba mieć szczęścia by kośćmi do gry wyrzucić szyfr do sejfu? Albo rzutką trafić w mapę dokładnie tam, gdzie przetrzymują zakładnika? Nietuzinkowy sposób rozwiązywania spraw przez głównego bohatera sprawia, że cała historia ma bardzo lekki i swobodny wydźwięk, mimo dość poważnego przecież tematu konkursu. I właśnie ta swoboda, ta lekkość i uśmiech niedorzeczność w trakcie czytania najbardziej wyróżniły dla mnie ten tekst na tle innych opowiadań. Czy dziesiąte miejsce było w tym wypadku słusznie przyznane? Nie wiem. Nie mniej jednak cieszę się, że sama ta historia pojawiła się w antologii.
Na tle zielonej ściany wszystko lepiej wygląda
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz