Powiem Wam, że recenzencko tytuły układają się w niepokojący sposób. Muszę przyznać, że ostatnimi czasy czytam jak opętana, co ciekawsze książki połykając nawet w dwa dni. Gorzej z pisaniem. W kolejce na zaopiniowanie czekają już co najmniej trzy pozycje, a kolejnych "must review" zwyczajnie nie ruszam, ponieważ wrażenie zwyczajnie mi się pomieszają. Ma to też swoją niewątpliwą zaletę, gdyż w końcu udało mi się przeczytać jakieś tytuły tak bardziej dla czystej frajdy. Nie powiem, przyjemna odmiana, jednakowoż trzeba by się w końcu wziąć co jakiejś konkretnej roboty. Tym samym dziś na tapetę wędruje drugi numer magazynu Fantom. Nie piszę "najnowszy", ponieważ mamy wrzesień, a ja stopniowo przymierzam się do zakupu numeru trzeciego, który mam zamiar zrecenzować jeszcze w tym roku.
Lipcowo-sierpniowy Fantom wita nas mocno miejskim motywem przewodnim, a wraz z nim tekstem Adama Podlewskiego o najciekawszych miastach wykreowanych przez polskich fantastów. Artykuł może i niezbyt odkrywczy, bo ledwie zaznaczający istnienie pewnych, nietuzinkowych metropolii, ale czytający się dobrze. Zdecydowanie lepiej odebrałam tekst o cyborgizacji Kamila Muzyka, który naprawdę mnie wciągnął, pozwalając na swobodne roztrząsanie tematu i rozważania, związane ze stopniowym zatarciem się granicy pomiędzy fikcją fantastyczną a realizmem. Dużo dobrego wrażenia zrobiło na mnie opowiadanie Marcina Przybyłka - "Platforma" - będące częścią uniwersum "Orła Białego". Tym samym pozwoliłam sobie przesłuchać wstęp do powieści głównej i zaintrygować się na tyle, by zacząć się zastanawiać nad przeczytaniem całości. Z kolei "Przybysz" Pawła Lacha to jedna z tych historii, które wywracają umysł na drugą stronę. Pełne niedookreśleń i niedopowiedzeń pozostawia czytelnikowi wiele domysłów w kwestii zakończenia. A moja wyobraźnia na tak intensywnej pożywce zwyczajnie sobie zaszalała, posuwając jedną wizję ciekawszą od drugiej. W sam tekst naprawdę warto było się zagłębić.
Z kolei Kazimierz Kyrcz i Michał Walczak w opowiadaniu "Szósty" zafundowali nam dużą dozę paranoi i teorii spiskowych rodem z "Archiwum X" i nie tylko. I choć główny bohater od początku sprawia wrażenie niegroźnego, choć mocno postrzelonego dziwaka, to jednak koniec historii sprawił, że zaczęłam wątpić zarówno w swój osąd, jak i w otaczający nas świat. Zupełnie inaczej prezentuje się natomiast opowiadanie Anny Grzanek zatytułowane "Trzystu czterdziestu dwóch". Utrzymane w przyjemnie lekkiej konwencji fantasy, prześmiewczo wykorzystujące dobrze znane klisze a także motywy z popularnych seriali (i książek, bo te wszak były pierwsze), bardzo przypadło mi do gustu. Cóż poradzić, że teksty, przy których mogę się pośmiać z automatu wprawiają mnie w lepszy nastrój przy recenzowaniu, a nieco złośliwego humoru tylko dodatkowo je jeszcze plusuje.
Co myśleć o artykule Macieja Pitaly dokładnie nie wiem. O tym "Jak nie debiutować" powstało już kilka zacnych tekstów, między innymi ten autorstwa Dawida Wiktorskiego (który możecie przeczytać tu), moim zdaniem tak bardzo wyczerpujący temat, iż odpowiednik jego publikacji w Fantomie wygląda jak zwykłe streszczenie. Natomiast wywiad z Siri Pettersen - autorką cyklu "Krucze pierścienie" - napełnił mnie tak pozytywną energią, a jej felieton, napisany specjalnie dla Fantomu wywołał we mnie tak przyjemną dumę z bycia fantastką, że przeczytałam go ciągiem dwa razy pod rząd. I właśnie czegoś takiego nieco brakuje mi u polskich pisarzy tworzących szeroko pojętą fantastykę - wewnętrznej dumy promieniującej z tego co robią. Zupełnym przeciwieństwem tego był wywiad z Marcinem Przybyłkiem, który porusza temat nieciekawej sytuacji autora. Dobrze czytało się też wywiady z Jakubem Ćwiekiem, którego zawsze i wszędzie jest pełno, a także z Martą Kisiel, której coraz częstsze pojawianie się w fandomie naprawdę mnie cieszy.
Co jak co, ale smok musi być :)
I właśnie się zorientowałam, że to wszystko co mam do powiedzenia na temat drugiego numeru Fantomu. "Ale jak to?" zapytało moje wewnętrzne ja. Przecież nie licząc wstępu to raptem trzy akapity! Przerzuciłam sobie strony magazynu i otwarłam na spisie treści i przeanalizowałam go sobie liczbowo. W numerze znajdują się cztery opowiadania, naprawdę dobre i przyjemne do czytania dlatego nie omieszkałam o każdym wspomnieć choćby w kilku zdaniach. Do tego dwa długie artykuły i dwa króciutki, wywołujące dość mieszane wrażenia. Największą część, przeszło dwadzieścia pięć stron (czyli jakąś 1/4 całego wydania) zajmują wywiady. WYWIADY. Rozmowy z autorami, których nie sposób ocenić, a czytane byłyby przeze mnie w gruncie rzeczy z "zawodowej" ciekawości, bo a nóż przyjdzie coś zrecenzować, więc dobrze mieć pojęcie o człowieku. Mam wrażenie, że gdzieś w tym wszystkim zaburzyła się proporcja. Po lekturze tego numeru czułam wyraźny niedosyt ciekawych i bogatych merytorycznie artykułów. Tekstów poszerzających horyzonty, wzbogacających wiedzę, kształtujących pogląd światofantastyczny. Mimo całej swej objętości lipcowo-sierpniowy Fantom wydał mi się strasznie ubogi. No nic to. Trzeci numer już w sprzedaży, więc zobaczymy jak on się będzie prezentował.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz