O to on. Chłopak - romantyk. Przepuści kobietę w drzwiach, z galanterią pocałuje w rękę, zaprosi na romantyczną kolację lub sam ją przygotuje, przyniesie kwiaty, zaskoczy drobiazgiem. Mężczyzna tak niesamowity, że jego istnienie jest wręcz nieprawdopodobne. Stwierdzicie, iż tacy odeszli wraz z poprzednią epoką, a historie o ich istnieniu można włożyć między bajki. Będziecie się śmiać, że naczytałam się baśni dla dzieci, ale w skrytości ducha wrócicie do tego obrazu. Przecież znamy te same opowieści. Dżentelmeni, w przeciwieństwie do jednorożców, istnieli naprawdę. Powiem więcej, wciąż można ich spotkać, ale powoli stają się gatunkiem ginącym. Wstyd się przyznać, ale w dużej mierze przyczyniły się do tego kobiety. Dziś opowiem Wam historie trzech chłopaków: Wojtka, Kuby i Daniela, które pokażą, iż facet niekoniecznie to świnia, ale za to wszyscy trzej nie raz żałowali, że nie zachowywali się właśnie tak.
Romantyk zawsze wyróżni się w tłumie
Kuba ma 21 lat i choć jest najmłodszy ze wspomnianej trójki, do życia podchodzi wyjątkowo poważnie, co raczej jest nie spotykane u ludzi w jego wieku. Bardzo trzeźwo myśli o przyszłości i wie do czego chce dojść. Jest urodzoną złotą rączką - co trzeba, naprawi i wcale nie czeka się na to pół roku. Jest młody. Jeszcze mu się chce starać o względy niewiast, ale był okres kiedy i on popadał w coraz głębsze zniechęcenie.
Kuba miał dziewczynę. Byli ze sobą blisko trzy lata za nim się rozstali. Albo inaczej, za nim on zrozumiał, że to nie ma sensu, a ona, iż dłużej nie wytrzyma ze swoim "wkurzającym" facetem. Jego wybranka była rok od niego młodsza. Co to jest te dwanaście miesięcy, kiedy przypomnimy sobie formułkę, według której dziewczęta emocjonalnie dojrzewają szybciej. Chyba nie zawsze tak jest. Kuba się starał. Pisał dla niej wiersze, ale przestał, gdyż za bardzo ją męczyły. Nie mając prawdziwych, robił jej kwiaty z papieru, ale ona nigdy ich nie doceniała. Z resztą, żywych też nie. Raz w jej urodziny przyszedł do niej z bukietem róż, za które w zasadzie go ochrzaniła. Nie pasowało jej, gdzie je stawiał. Na pierwsze walentynki zabrał ją do restauracji. Zaciszny kącik, płatki róż i świece. Ona czuła się źle, ponieważ dla niej było to zbyt poważne. Wolałaby skoczyć do McDonalda. Pewnie w Happy Mealu mieli jakąś wyjątkową zabawkę. Kuba myślał, że gdy zamieszkają razem wszystko będzie lepiej. Częściej się będą widywać, więcej czasu ze sobą spędzać. Jednak z miesiąca na miesiąc było coraz gorzej. Kuba potrafił zrobić obiad, nastawić pranie, iść na zakupy, a ona opieprzała go za brak sera w lodówce, kiedy akurat miała na niego ochotę. Mało było dni, kiedy miała dobry humor. Frustrację związaną ze studiami i nowym miastem, wyładowywała na nim. Nie pozwalała mu się przytulać i całować. Czasem nawet wyganiała na materac nie chcąc jego towarzystwa i bliskości w nocy. W końcu Kuba przestał się starać. Nie kupował już kwiatów bez okazji, nie robił niespodzianek. Nie zapraszał nigdzie, chyba że do "Maca" (w kinie też zawsze wybierał złe filmy). Powiedziała mu, iż się zmienił, przestał być taki kochający. Jakiś czas się łudził, że ona z tego wyrośnie, że dojrzeje. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Kiedy się rozstali, poczuł się wyzwolony, Długo to trwało, nim zrozumiał bezsens swojego związku z nią. Chyba najbardziej przekonały go do tego dni, kiedy jej nie było, jedynym co czuł wówczas była radość ze świętego spokoju. Fakt, zawiódł się, ale miał czas, żeby oswoić się z tą myślą, więc nie bolało go tak, jakby mogło. Wie, że jest młody i jeszcze znajdzie dziewczynę, która go doceni.
Jakie to smutne, że niektóre kobiety tak reagują na romantyków.
Wojtek ma 25 lat. Przetrwał dużo więcej dziewczyn niż Kuba i może przez to ma ich trochę dość. Ma artystyczną duszę, choć się do niej nie przyznaje. Woli być postrzegany jako sarkastyczno-ironiczny złośliwiec, sprawnie funkcjonujący socjopata. Jednak kiedy łapie swój stary aparat i idzie na miasto robić zdjęcia, widać w nim innego człowieka. Jeśli komuś starczy cierpliwości, może dostrzec, że tamto zachowanie to tylko poza, mechanizm obronny po zbyt wielu porażkach. W odgrzebanych, starych opowiadaniach, napisanych przez niego, widać że marzył niegdyś o wielkiej miłości, spotkaniu tej jedynej, z którą połączy go uczucie silniejsze niż śmierć. Zbyt wiele razy zadurzał się w dziewczynach skrzywdzonych, niepewnych, zamkniętych w sobie, "zepsutych". Będąc młodszym zawsze lepiej dogadywała się z rówieśniczkami. Częściej z nimi przebywał, więcej rozmawiał i poniekąd poznał ich sposób myślenia. Dlatego wiedział jak pomagać, jak troszczyć się, jak o nie zadbać. Naprawiał to co było zniszczone, od nowa budował w nich poczucie własnej wartości. nawet udawało mu się wychodzić z "Friend zona". Przez moment bywał szczęśliwy. Potem zjawiał się ktoś inny. On był odsuwany na bok, a jego miejsce zajmował mężczyzna "bardziej idealny".
Teraz, gdy podobny schemat przeżył o jeden raz za dużo, szczelnie opakował swoje wnętrze, kreując się na podrywacza, lecącego na wszystko co ma cycki. Skoro nie udawało mu się, gdy był miłym gościem, to może coś wskóra jako przysłowiowy "cham i prostak". Działało przez jakiś czas, ale bardziej jako tarcza niż magnes na kobiety. Jednak ile można udawać? Znów się zauroczył. Choć chciał panować nad swoimi uczuciami, nie potrafił. Gdzieś obok radosnego podniecenia, zakorzenił się strach: "Znów będzie tak samo, jest zbyt podobna do >>byłych<<". Nie słuchał dobrych rad sugerujących, by spróbował znaleźć dziewczynę niepodobną do poprzednich. Nie dostrzegał tego, że sam jest odpowiedzialny za schemat, przez który cierpi. Nowa wybranka długo pozostawiała w nim nadzieję. Pewnie była zbyt miła, żeby raz a porządnie dać mu kosza, choć tego właśnie potrzebował. A tak pozostawał w zawieszeniu. Wojtek postanowił postawić wszystko na jedną kartę - na walentynkowy prezent od "tajemniczego" wielbiciela. Kupił pudełko, śliczną różę i w tajemnicy dostarczył. Odczekał dwa dni z ujawnieniem się i... przeżył kolejny zawód. Nie wie co się stało z jego prezentem. Obawia się, że wylądował w koszu, po tym jak dowiedziała się od kogo pochodzi (podobnie stało się z plakatem, który jej ofiarował). Znów wrócił do bycia rozgoryczonym egoistą, nie widzącym powodu do zmiany zachowania. Przynajmniej nie boli tak bardzo.
Nie można nikogo zmusić do miłości, ale zwodzenie jest gorsze od dania porządnego kosza.
Daniel ma 26 lat. Znalazł dobrą pracę, w której jest ceniony. Jak na człowieka "za raz po studiach" zarabia całkiem nieźle i może sobie pozwolić na pewne ekstrawagancje, o których jego rówieśnicy mogą pomarzyć. Chyba powinien się cieszyć, gdyż to praca z rodzaju tych, gdzie codziennie nosi się garnitur, dostaje służbowe auto i telefon. Osoba stojąca z boku, powiedziałaby, że ma przed sobą człowieka sukcesu. On jednak postrzegany jest za nieudacznika. Powód jest prosty i niezmiernie prozaiczny - nie może sobie znaleźć kobiety.
Daniel był wesołym chłopakiem. Godzinami można było z nim włóczyć się po mieście i rozmawiać o byle czym. Tematy nigdy się nie kończyły. Zawsze służył dobrą radą i można było na nim polegać jak na nikim innym. Miał pełno zainteresowań, czytał książki, robił zdjęcia... Teraz najlepiej wychodzi mu marudzenie. Kiedyś otaczał go wianuszek koleżanek, nie mógł spokojnie przejść ulicą, by którejś nie spotkać. Dziś zbyt często przesiaduje sam przy barze. Głównym priorytetem stało się dla niego znalezienie dziewczyny, która go ogarnie. Jak do tego doszło? Oczywiście przez kobiety.
Mówi się, że mężczyzna potrafi pokochać tak naprawdę, tylko raz w życiu. Bardzo możliwe, że to właśnie przytrafiło się Danielowi. Kim była? Kreowała się na małą dziewczynkę, która wybrała go na swojego opiekuna. On poczuł się wyróżniony, a ona potrzebowała go tylko na chwilę. Zakochał się jak wielu przed nim, ale sądził, że będzie tym jedynym, tym wyjątkowym. Wspólnie planowana przyszłość tylko go w tym utwierdzała. Wystarczyło jedno jej skinienie, a zrobiłby dla niej wszystko. Miał to wypisane w oczach. Dlaczego z nim zerwała? Chyba nikt do końca tego nie wie. Z każdą kolejną dziewczyną, która nadchodziła po niej, było coraz gorzej. Chyba zbyt łatwo pozwalał wykorzystywać swoje sercem które zawsze miał wyciągnięte na dłoniach. Może usilnie poszukiwał istoty podobnej do tej pierwszej, że znajdzie jej wersje, która go nie skrzywdzi. Kobiety jednak usilnie pokazywały mu, że nie są tego warte. Mimo wszystko pozostał mężczyzną z zasadami, choć inni pewnie nazwaliby to frajerstwem. Pewnego razu został poproszony o naprawę komputera. Dziewczyna, choć miała własnego chłopaka, przyjęła go sugestywnie roznegliżowana, próbując zaciągnąć Daniela do łóżka. Stwierdził, że zrobi to, gdy ta zerwie ze swoim facetem tu i teraz. Zrobiła to. Przez telefon. On wyszedł trzaskając drzwiami. Nie miał szczęścia do kobiet. Ale wciąż szuka. Odległość nie ma dla niego znaczenia. Przyjedzie, spotka się, zaprosi na kawę, będzie wysyłał masę smsów, bo nie lubi dzwonić. Czas jednak nie jest jego sprzymierzeńcem. Podobnie jak kolejne porażki, które go zmieniają.
I bądź tu człowieku romantykiem!
To tylko trzy historie. Trzech chłopaków, którzy zgodzili się, żeby o nich opowiedzieć. Niestety nie są jedyni. Podobnych perypetii znam zbyt wiele, chłopaków, którzy swoje romantyczne podejście do kobiet zmienili tylko i wyłącznie z winy płci pięknej. Wstyd mi za nie, gdyż jestem jedną z nich, ale równocześnie cieszę się z tego. Jestem dziewczyną, a moje predyspozycje pozwalają mi na zainteresowanie mężczyznami, dzięki czemu nie muszę użerać się z babami. Wiadomo, nie wszystkie kobiety są takie, tak jak nie każdy facet jest romantykiem. Tylko fakt, że ten gatunek ginie, przez istoty, dla których został stworzony, jest taki... przygnębiający.
**********
A tak na marginesie
Trochę smutno się zrobiło. Refleksyjnie. Ale czasem trzeba zatrzymać się nad ciut poważniejszymi sprawami. W zasadzie tak naprawdę doceniamy radość, gdy wcześniej nie było nam do śmiechu. Obiecuję więc, że kolejny wpis będzie weselszy. Odnośnie wspomnianych panów: istnieją naprawdę. Historie pochodzą z pierwszej ręki a nie od znajomych znajomego, którego znajomy opowiadał, że znajomy coś słyszał. Ich imiona zostały oczywiście zmienione, a wybrałam takie a nie inne bo mi się podobały i już.
No tak,ale pewnie stali się ofiarą wcześniej już utworzonej reakcji łańcuchowej. Wystarczy jeden przygłup cham i prostak który złamał serce dziewczynie,by w tej dziewczynie coś pękło i zaczęła podobnie się zachowywać i ranić kolejnych chłopaków itd. itd. Grunt żeby gasić te ogniska w swoim kręgu znajomych,wspierać te osoby i nie dawać im się złamać bo może to wrócić do innego znajomego/znajomej przez taką reakcję.
OdpowiedzUsuńNie wszyscy. Kuba był pierwszym chłopakiem swojej dziewczyny i ona jeszcze nie zdążyła poznać jak to jest mieć chłopaka przygłupa, chama i prostaka. Dla niej Kuba był tym najgorszym. Nie mniej jednak bywa tak jak piszesz. Chociaż zdarza się, ze dziewczyna dopiero po porzuceniu przez chama i prostaka docenia miłego faceta
Usuń