Często zdarza mi się odkurzać starocie, czy to w postaci dawno nie widzianych filmów czy długo nieczytanych książek. Odgrzewanie rzeczy, które się zna, ma w sobie specyficzny urok, gdyż pozwala nam dostrzec elementy niewidoczne przy pierwszym, a nawet przy drugim podejściu. Poza tym nie da się nie zauważyć zmiany w postrzeganiu filmu/książki/wydarzenia mając lat naście a mając lat dzieścia. Dlatego też, wiedziona sentymentalnym impulsem, postanowiłam przypomnieć sobie "starego" Batmana w reżyserii Tima Burtona. Przez długi czas był to mój ulubiony film o mścicielu z Gotham, mimo pojawienia się w kinach remake'u Nolana (o ile "remake" to dobre określenie). Mogło to wynikać z faktu, że nie lubię, kiedy "poprawia się" bohaterów mojego dzieciństwa. Choć w miarę upływu lat zdołałam lepiej zrozumieć i docenić kreację Bale'a, to wcale nie zmniejszyło to mojej sympatii do Michela Keatona, a przypomnienie tej roli, po tylu latach, tylko ją umocniło.
Uwaga moi mili, Mroczny Rycerz czuwa.
W internecie można znaleźć dowolną wersję wybranej produkcji, w zależności od tego, czego poszukujemy. Zupełnym przypadkiem i nieco z lenistwa, natrafiłam na "Batmana", który wyglądał i brzmiał, jakby został zgrany z kasety wideo. Ja jako Mróz, zamiast poszukać czegoś w jakości HD, zachwyciłam się tą starocią, nieco przygaszonymi kolorami, kiepską ostrością i dźwiękiem z dziwnym pogłosem. Pozwoliłam sobie nawet pomyśleć, że stare filmy powinno się wręcz oglądać w takiej właśnie jakości, gdyż bez niej tracą część swojego uroku. Dość szybko przestałam zwracać uwagę na mankamenty audiowizualne, ponieważ wciągnęła mnie akcja tocząca się na ekranie mojej Tosi (to mój lapek).
Próbka batmanowego klimatu. Ale lepiej obejrzeć cały film
Pierwsze co utrwala się w pamięci to główny motyw muzyczny, którego nie da się pomylić z żadnym innym. Później jest już tylko mrok miasta Gotham. Cała ekranizacja utrzymana jest w nastroju tajemniczości i niepokoju, subtelnej grozy rozsiewanej przez półcienie. W rozsiewaniu takiego wrażenia pomaga nieco noir'owy styl snucia opowieści, gdzie nawet gangsterzy i skorumpowani policjanci maj swego rodzaju klasę. Mimo, że człowiek momentami może się bać, w całej produkcji prawie w ogóle nie widzimy krwi. Nie ważne, ze kule karabinów latają, gęsto trup się ściele, Jack władowuję w swojego szefa cały magazynek, a jako Joker spada ze szczytu wieżowca, to mimo zrobienia w asfalcie pokaźnych rozmiarów dziury, jest cały, choć powinna zostać z niego krwawa miazga. Ma na twarzy tylko ten upiorny uśmiech i na dodatek ciągle słyszymy wywołujący ciarki śmiech. Najlepsza w oglądaniu tego filmu jest świadomość, że w 89' efekty specjalne jakie dzisiaj znamy, nie były dostępne. Nikt nie mógł poratować się zielonym tłem. Każdą scenografię trzeba było zbudować od podstaw, każdą scenę dopracować, gdyż retusz komputerowy wtedy nie istniał. Wiedząc to, człowiek nie przestaje się zachwycać nad stroną wizualną tej ekranizacji. Poza tym starano się utrzymać ją w klimacie komiksu. Znajdziemy w niej sceny, wydające się być niczym innym jak kadrami wyciętymi z powieści graficznej. Przykładem może tu być lot bat-samolotem, kiedy to wydaje się, że Batman wzlatuje ponad chmury tylko po to, by na chwilę zawisnąć przed tarczą księżyca w pełni, czego tak właściwie nikt nie zobaczy. Nikt, prócz widza.
Kim Basinger w białej sukni balowej wygląda bardziej jak księżniczka z bajki niż zadziorna fotoreporterka.
Bruce Wayne grany przez Michela Keatona jest niepozorny i skryty, mocno zdystansowany do swojego bogactwa. Jest bardziej znany ze swej działalności charytatywnej i nieco ekstrawaganckich upodobań, niż pijackich wybryków w towarzystwie modelek (ta część wizji Nolana naprawdę nie przypadała mi do gustu). W kreacji Keatona Wayne ma dużo więcej klasy i stylu. Poza tym, mimo olbrzymiego majątku i drugiej, zdecydowanie bardziej mrocznej tożsamości, wydaje się być życiowo nieporadny, zupełnie jak wtedy, gdy Próbuje wyjawić Vicky Vale swój sekret, a potem i tak musi to za niego zrobić Alfred. Kiedy doda się do tego nierzucającą się w oczy aparycję aktora, nikt nawet nie śmie podejrzewać, że to on jest tym słynnym milionerem, o braniu go za Batmana już nie wspominając. Jednak Bruce Bale'a musi być inny, gdyż przyszło mu istnieć w zupełnie innych czasach. Gdyby młody dziedzic fortuny nie wywiną jakiegoś głupiego numeru, to byłoby to nad wyraz dziwne i niespotykane. Poza tym współczesny Mroczny Rycerz, jest do szpiku przesiąknięty pewnością siebie i swoją nieomylnością. Keaton potraktował maskę, jakby była tylko maską. Dla Bale'a staje się ona twarzą prawdziwego Wayne'a.
"Batman" 89' na pewno nie robi takiego wrażenia jak ten współczesny. Jego gadżety wydają się nam mocno przestarzałe i nieciekawe, ale pod koniec lat osiemdziesiątych były to prawdziwe cudeńka. podobnie z batmobilem, który jest tylko stuningowanym autem o nieco nietoperzowej stylistyce, a nie trochę bardziej zwrotnym czołgiem. Jednak i tu swoiste podrasowanie było niezbędne. Auta o kuloodpornej karoserii i przyciemnianych szybach posiada teraz każda ważniejsza persona, przez co nie robią już takiego wrażenia jak kiedyś. Poza tym współczesnego widza nie zainteresują dwa ciosy wyprowadzone prze Keatona w celu powalenie przeciwnika. Musi to być cała sekwencja ruchów przywodząca na myśl brutalny taniec. Dlatego Bale w swojej kreacji, musiał stać się mistrzem różnych sztuk walki i wspomagać się najnowszymi zdobyczami techniki. To uczyniło go bardziej interesującym. Choć na mnie, jako Mrozie, pokonanie przeciwnika w dwóch ciosach, zawsze będzie robić większe wrażenie.
Jedyne co można nazwać lepszym w "nowym" Batmanie, jest postać komisarza Gordona, a właściwie doskonały wybór aktora!
Joker 89' jest klasą samą w sobie. Już pomijając genialny casting - Jack Nickolson jest dla mnie jako Mroza ucieleśnieniem pewnej niestabilności umysłowej, no i co tu dużo ukrywać, trochę mnie przeraża. Jest kimś, kogo możemy spokojnie określić mianem aktora charakterystycznego. Mimo niezbyt przystojnej powierzchowności (choć o gustach się nie dyskutuje), jego twarz zapada w pamięć. Jako Jack Napier, sprawdza się doskonale. Świetnie zachowuje równowagę pomiędzy geniuszem a szaleństwem. Mimo, że jego uśmiech jest określany jako niesamowicie sztuczny, to jednak jest w nim coś przerażającego. Poza tym świetnie oddał śmieszność Jokera, który jest przecież przerysowanym clownem, i pewnie śmialibyśmy się z niego, gdyby nie otaczała go aura strachu, mieszanka makabry i nieprzewidywalności.
Nie mam zamiaru porównywać tej roli z kreacją Heatha Ledgera, gdyż jego Joker jest zupełnie inny, co wcale nie znaczy, że gorszy. Powiedziałabym, że wysoki poziom narzucony przez poprzednika, został utrzymany. Współczesny Joker jest równie nieprzewidywalny i niezrównoważony, ale do tego niezwykle chaotyczny i już wcale nie śmieszny. Nie ma w nim śladu choćby najczarniejszego humoru. Od początku do końca wypełnia go mrok, a zagłębienie się w niego przeraża.
Stary "Batman" ma swój niezapomniany urok i wciąż działa na wyobraźnię. Jego uwspółcześniona wersja jest nie tyle nowocześniejsza, co bardziej mroczna. Porzuca komiksowy charakter na rzecz realizmu teraźniejszości. Nie da się ich oceniać w kategoriach "lepsze/gorsze", ponieważ są zbyt różne od siebie. Mimo wspólnej genezy, opowiadają odmienne historie dla ludzi z różnych epok. Jednak ważnym jest, żeby nie zapominać o przeszłości i umieć ją docenić.
Nie mam zamiaru porównywać tej roli z kreacją Heatha Ledgera, gdyż jego Joker jest zupełnie inny, co wcale nie znaczy, że gorszy. Powiedziałabym, że wysoki poziom narzucony przez poprzednika, został utrzymany. Współczesny Joker jest równie nieprzewidywalny i niezrównoważony, ale do tego niezwykle chaotyczny i już wcale nie śmieszny. Nie ma w nim śladu choćby najczarniejszego humoru. Od początku do końca wypełnia go mrok, a zagłębienie się w niego przeraża.
Prawie jakby to był rodzinny interes.
Stary "Batman" ma swój niezapomniany urok i wciąż działa na wyobraźnię. Jego uwspółcześniona wersja jest nie tyle nowocześniejsza, co bardziej mroczna. Porzuca komiksowy charakter na rzecz realizmu teraźniejszości. Nie da się ich oceniać w kategoriach "lepsze/gorsze", ponieważ są zbyt różne od siebie. Mimo wspólnej genezy, opowiadają odmienne historie dla ludzi z różnych epok. Jednak ważnym jest, żeby nie zapominać o przeszłości i umieć ją docenić.
**********
A tak na marginesie
Wiem, że uwielbiacie jak piszę o życiu, przemyśleniach i tym podobnych sprawach, ale Mroza spojrzenie na świat to też filmy, które oglądam i książki, które czytam, gdyż przez nie tak naprawdę jest kształtowane, więc bez nich się nie obejdzie.
No coz, przyjdzie Ci kochana niedlugo uzupelnic kreacje Jokera, bo jak dla mnie Jared Leto tez ma co pokazac na ekranie...
OdpowiedzUsuńTekst ten powstał jakieś półtora roku temu, kiedy nikt nie wiedział, że Leto będzie nowym Jokerem, a informacja o "Suicide Squad" nie wyszła poza biura producentów z Hollywood... Tak, pewnie będę musiała zweryfikować to i owo :P
Usuń