Jedno z moich najwcześniejszych wspomnień z dzieciństwa pokazuje mi mamę Mróz, siedzącą przy stole w kuchni i uczącą się do egzaminu na prawo jazdy, kiedy jej niemogąca spać starsza córka, postanowiła do niej przydreptać i pooglądać obrazki. Kolorowe samochodziki na niemal komiksowych kadrach, przyciągały mój wzrok, mimo iż niewiele z tego rozumiałam. Odkąd w naszej rodzinie pojawił się niezwykle popularny w tamtych czasach Fiat 126p, zwany przez użytkowników "Maluchem", zawsze jakoś mnie do niego ciągnęło. A to żeby pokręcić kierownicą, powciskać tajemnicze guziczki, czy też, w wersji niesamowicie szczęśliwej, zajrzeć pod maskę tej zagadkowej machiny. "Herbi", bo tak ochrzciliśmy nasze zielone cudo, służył nam dzielnie przez wiele lat, wyrabiając u mnie sympatię do czterech kółek i święte przekonanie, że gdy tylko osiągnę odpowiedni wiek, zdobędę plastik upoważniający mnie do jazdy tymi wehikułami. I pewnie na tym by się skończyła moja dziecięca fascynacja, gdybym któregoś popołudnia, jednego z wczesnolicealnych dni, nie natrafiła na program, w którym siwiejący, wielki facet testował dwa super-auta. Przy czym jego "test" miał polegać na tym, by kolejno przejechać nimi przez miasteczko obsadzone snajperami. Wygrywał oczywiście najrzadziej trafiany samochód. Prowadzący w trakcie "przejażdżki opowiadał o możliwościach technicznych obu pojazdów, a ja zrozumiałam, iż chodzi o pokrętne sprawdzenie nie tylko ich szybkości ale i zwrotności. I tak zaczęła się moja bezgraniczna sympatia dla programu Top Gear, a jego trzej nietuzinkowi prowadzący, nauczyli mnie wszystkiego, co wiem o samochodach. Teraz, jego istnienie stoi pod wielkim znakiem zapytania, ze względu na jedną głodną i nieco porywczą gwiazdę.
Afera wybuchła o jedzenie, a raczej jego brak. Po ciężkim i przedłużonym dniu zdjęciowym, nasi prezenterzy wrócili do hotelu. Clarkson chciał zjeść stek, ale ze względu na późną porę i brak kucharza, zaproponowano mu tylko kanapki. Na sugestie, żeby zamówić mu coś chińskiego, usłyszał, że żadnej knajpki tego typu nie ma w pobliżu, a do najbliższego miasta jest dość daleko. No cóż, Jezzę nie cechuje nadmierna łagodność i opanowanie, dlatego naskoczył na jednego z producentów, obsypując go wyzwiskami i fundując cios, po którym facet zalał się krwią i został odwieziony do szpitala. Clarkson rozumiejąc powagę sytuacji, sam doniósł na siebie dyrektorowi BBC, mimo że obaj panowie za sobą nie przepadają. Prowadzący Top Gear został zawieszony, a emisja jego programu wstrzymana, wywołując tym samym oburzenie wśród fanów i spadające na łeb na szyje słupki oglądalności.
Nie od dziś wiadomo, że Jeremy Clarkson nie należy do najsympatyczniejszych i najmilszych ludzi na świecie. Problemy jakie sprawiał BBC stają się już niemal legendarne, tak samo jak jego brak taktu, wyrafinowania oraz wybuchowy charakter. Znany jest także ze swoich szowinistycznych i rasistowskich wypowiedzi, a także budzącego kontrowersje zachowania. Pokojowej Nagrody Nobla nikt by mu nie przyznał, to pewne. A teraz ta "gwiazdeczka", jak określają go jego przeciwnicy, w końcu została utemperowana. Sam sobie nagrabił, to teraz musi wypić to piwo. I dobrze mu tak, bo co się będzie wywyższał ponad zwykłych ludzi. Ale spójrzmy na to inaczej. Oczywiście, nikt tu nie zamierza wybielać Clarksona, którego winna jest niezaprzeczalna, jednakże pomyślmy chwilę, czy aby na pewno jednostronna. Po pierwsze, co to za producent, który po ciężkim dniu zdjęciowym, na dodatek jeszcze przedłużonym, nie potrafi zapewnić swojej ekipie ciepłego posiłku? Wiedząc o obsuwie, tak ciężko było zadzwonić do właścicieli, żeby zostawili jakiś obiad? Do tego w całej hotelowej restauracji nie było kawałka mięsa, ani osoby, która mogłaby go przyrządzić? Wszyscy tłumaczą zachowanie obsługi tym, że to mały, rodzinny biznes, prowadzony gdzieś na krańcach Anglii, tam gdzie psy zaczynają mieć już nieco skandynawski akcent. Rozumiem, że kucharz musiał iść do domu, ale czy matka/żona/córka właściciela gotować nie potrafi? Po co się postarać dla ważnego gościa. Wiem, że ekipa Top Gear to nie dwór królowej angielskiej, ale mimo wszystko jaką reklamę mogli zrobić dla tego hoteliku. Oczywiście, że zachowanie Clarksona było oburzające, ponieważ powinien coś sobą reprezentować, ale komu choć raz nie puściły nerwy niech pierwszy rzuci hejtem. Zrozumiałabym ukaranie publicznymi przeprosinami, datkiem na organizację dobroczynną itp, ale zawieszeniem? Cóż, moim zdaniem sprawa musi mieć drugie dno.
Jezza grabił sobie od dłuższego czasu, dlatego podejrzewam, iż jego wybuch w końcu przelał czarę goryczy i ktoś w szefostwie BBC po prostu tego nie wytrzymał. Jednak największym zarzutem jaki można wystosować wobec niego, jest absolutny brak poprawności politycznej. Jakiś czas temu widziałam stary monolog Eddiego Murphy'ego jeszcze z okresu jego stand-upowiej kariery. Nabijał się w nim ze wszystkich: czarnych, białych, żółtych, homo, hetero, księży, władz, kobiet, dzieci, policjantów, a nawet z własnej widowni, która wydawała się być wręcz obłędnie z tego zadowolona. Wyobrażacie sobie dzisiaj coś takiego? Wystarczy sobie przypomnieć, co się działo u nas, gdy Abelard Giza wygłosił skecz o papieżu. Bo z pewnych rzeczy śmiać się nie wypada. Nie zauważyliście, że z coraz mniejszej ilości spraw możemy się śmiać, nie będąc posądzanym o obrazę? Żyjemy w czasach, w których poprawność polityczna jest pierwszym sitem, pozwalającym przejść produkcjom do odbioru ogólnego. Clarkson niestety, jest reliktem tej barwnej przeszłości, kiedy ludzie mieli do siebie więcej dystansu, jednym z ostatnich bastionów niepoprawnego i niestosownego humoru.
Słyszałam głosy, że Top Gear to dobry program i poradzi sobie z nowym prowadzącym. Na brytyjskim rynku pewnie tak, ale międzynarodowy rozgłos zawdzięcza tej trójce dużych dzieci: Hammondowi, May'owi i Clarksonowi. O samochodach można mówić na wiele sposobów. Każdy fan motoryzacji pewnie wymieni jednym tchem kilka dobrych i godnych polecenia audycji. Ale ta trójka robiła z samochodami coś, czego każdy z nas zawsze chciał spróbować, odpowiadała na najbardziej idiotyczne pytania i niespełnione wizje zagorzałych autoholików. A wszystko z humorem i dystansem do samych siebie. Tak naprawdę bez nich, nie będzie już tym samym programem, co kiedyś. Co by się nie działo, Jezza na pewno gdzieś znajdzie pracę. Inne stacje staną przed nim otworem, chętnie przyjmując "porzuconą" przez BBC oglądalność. Tylko naprawdę szkoda mi tego niesamowitego, motoryzacyjnego show i widzów, którzy zaangażowali się w walkę o swojego ulubionego prezentera, bo w to, że Top Gear wróci, jakoś nie chce mi się wierzyć.
Ja widząc to logo automatycznie słyszę w głowie melodyjkę i głos Clarksona
Afera wybuchła o jedzenie, a raczej jego brak. Po ciężkim i przedłużonym dniu zdjęciowym, nasi prezenterzy wrócili do hotelu. Clarkson chciał zjeść stek, ale ze względu na późną porę i brak kucharza, zaproponowano mu tylko kanapki. Na sugestie, żeby zamówić mu coś chińskiego, usłyszał, że żadnej knajpki tego typu nie ma w pobliżu, a do najbliższego miasta jest dość daleko. No cóż, Jezzę nie cechuje nadmierna łagodność i opanowanie, dlatego naskoczył na jednego z producentów, obsypując go wyzwiskami i fundując cios, po którym facet zalał się krwią i został odwieziony do szpitala. Clarkson rozumiejąc powagę sytuacji, sam doniósł na siebie dyrektorowi BBC, mimo że obaj panowie za sobą nie przepadają. Prowadzący Top Gear został zawieszony, a emisja jego programu wstrzymana, wywołując tym samym oburzenie wśród fanów i spadające na łeb na szyje słupki oglądalności.
I co żeś Jeremy znowu nawywijał?
Nie od dziś wiadomo, że Jeremy Clarkson nie należy do najsympatyczniejszych i najmilszych ludzi na świecie. Problemy jakie sprawiał BBC stają się już niemal legendarne, tak samo jak jego brak taktu, wyrafinowania oraz wybuchowy charakter. Znany jest także ze swoich szowinistycznych i rasistowskich wypowiedzi, a także budzącego kontrowersje zachowania. Pokojowej Nagrody Nobla nikt by mu nie przyznał, to pewne. A teraz ta "gwiazdeczka", jak określają go jego przeciwnicy, w końcu została utemperowana. Sam sobie nagrabił, to teraz musi wypić to piwo. I dobrze mu tak, bo co się będzie wywyższał ponad zwykłych ludzi. Ale spójrzmy na to inaczej. Oczywiście, nikt tu nie zamierza wybielać Clarksona, którego winna jest niezaprzeczalna, jednakże pomyślmy chwilę, czy aby na pewno jednostronna. Po pierwsze, co to za producent, który po ciężkim dniu zdjęciowym, na dodatek jeszcze przedłużonym, nie potrafi zapewnić swojej ekipie ciepłego posiłku? Wiedząc o obsuwie, tak ciężko było zadzwonić do właścicieli, żeby zostawili jakiś obiad? Do tego w całej hotelowej restauracji nie było kawałka mięsa, ani osoby, która mogłaby go przyrządzić? Wszyscy tłumaczą zachowanie obsługi tym, że to mały, rodzinny biznes, prowadzony gdzieś na krańcach Anglii, tam gdzie psy zaczynają mieć już nieco skandynawski akcent. Rozumiem, że kucharz musiał iść do domu, ale czy matka/żona/córka właściciela gotować nie potrafi? Po co się postarać dla ważnego gościa. Wiem, że ekipa Top Gear to nie dwór królowej angielskiej, ale mimo wszystko jaką reklamę mogli zrobić dla tego hoteliku. Oczywiście, że zachowanie Clarksona było oburzające, ponieważ powinien coś sobą reprezentować, ale komu choć raz nie puściły nerwy niech pierwszy rzuci hejtem. Zrozumiałabym ukaranie publicznymi przeprosinami, datkiem na organizację dobroczynną itp, ale zawieszeniem? Cóż, moim zdaniem sprawa musi mieć drugie dno.
Troll wśród batonów.
Jezza grabił sobie od dłuższego czasu, dlatego podejrzewam, iż jego wybuch w końcu przelał czarę goryczy i ktoś w szefostwie BBC po prostu tego nie wytrzymał. Jednak największym zarzutem jaki można wystosować wobec niego, jest absolutny brak poprawności politycznej. Jakiś czas temu widziałam stary monolog Eddiego Murphy'ego jeszcze z okresu jego stand-upowiej kariery. Nabijał się w nim ze wszystkich: czarnych, białych, żółtych, homo, hetero, księży, władz, kobiet, dzieci, policjantów, a nawet z własnej widowni, która wydawała się być wręcz obłędnie z tego zadowolona. Wyobrażacie sobie dzisiaj coś takiego? Wystarczy sobie przypomnieć, co się działo u nas, gdy Abelard Giza wygłosił skecz o papieżu. Bo z pewnych rzeczy śmiać się nie wypada. Nie zauważyliście, że z coraz mniejszej ilości spraw możemy się śmiać, nie będąc posądzanym o obrazę? Żyjemy w czasach, w których poprawność polityczna jest pierwszym sitem, pozwalającym przejść produkcjom do odbioru ogólnego. Clarkson niestety, jest reliktem tej barwnej przeszłości, kiedy ludzie mieli do siebie więcej dystansu, jednym z ostatnich bastionów niepoprawnego i niestosownego humoru.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że cała trójka to po prostu duże dzieci, które się za szybko zestarzały.
Słyszałam głosy, że Top Gear to dobry program i poradzi sobie z nowym prowadzącym. Na brytyjskim rynku pewnie tak, ale międzynarodowy rozgłos zawdzięcza tej trójce dużych dzieci: Hammondowi, May'owi i Clarksonowi. O samochodach można mówić na wiele sposobów. Każdy fan motoryzacji pewnie wymieni jednym tchem kilka dobrych i godnych polecenia audycji. Ale ta trójka robiła z samochodami coś, czego każdy z nas zawsze chciał spróbować, odpowiadała na najbardziej idiotyczne pytania i niespełnione wizje zagorzałych autoholików. A wszystko z humorem i dystansem do samych siebie. Tak naprawdę bez nich, nie będzie już tym samym programem, co kiedyś. Co by się nie działo, Jezza na pewno gdzieś znajdzie pracę. Inne stacje staną przed nim otworem, chętnie przyjmując "porzuconą" przez BBC oglądalność. Tylko naprawdę szkoda mi tego niesamowitego, motoryzacyjnego show i widzów, którzy zaangażowali się w walkę o swojego ulubionego prezentera, bo w to, że Top Gear wróci, jakoś nie chce mi się wierzyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz