niedziela, 16 października 2016

Władca marionetek, czyli o niebezpieczeństwach wielkiej pasji

Załóżmy, że jesteście ludźmi z pasją. Że od dłuższego czasu doskonale wiecie, czym chcecie się zajmować i jak do tego dojść. Jesteście uparci, więc robicie wszystko, żeby dostać się do wybranej szkoły czy uczelni, mającej ułatwić Wam zgłębianie Waszego konika. A co jeśli się nie uda? W którymś momencie powinie Wam się noga? Świat się przecież nie zawali, prawda? Jak nie ta, to inna uczelnia. Dopóki żyjemy, możemy wciąż próbować. No cóż... Martin - główny bohater powieści Anny Karnickiej zatytułowanej "Paradoks marionetki: Sprawa Klary B." - nie ma tyle szczęścia. Jego wymarzona Praska Szkoła Lalkarzy nie jest zwykłą uczelnią artystyczną. Kiedy dostaje zaproszenie na egzamin wstępny do niej, nie spodziewa się, że za spełnienie jego marzeń o pracy w teatrze przyjdzie mu słono zapłacić.W tym samym czasie też zostaje zamordowana jego najlepsza przyjaciółka, a on nie bacząc na konsekwencje, stara się rozwikłać zagadkę jej śmierci. Jednak co to ma wspólnego ze szkołą dla przyszłych "władców marionetek"? Jego rodzinna Praga jeszcze nigdy nie wydawała mu się tak obca.
Co jak co, ale grafiki na okładkach robią się coraz lepsze :)

Na wstępie należy zaznaczyć, że "Sprawa Klary B." to przede wszystkim książka dla młodzieży, co łatwo dostrzec po prostszym, choć w żaden sposób nie uboższym, sposobie pisania. Schemat opowieści jest dość znany: młody człowiek próbuje się dostać do szkoły, która jednak nie jest zwykłą placówką oświaty. Tym samy odkrywa inny, nieco bardziej magiczny i dużo niebezpieczniejszy świat, i ze względu na swoją wyjątkowość zostaje uwikłany w walkę pomiędzy ścierającymi się siłami. Można by nawet urządzić zabawę w wymienianie powieści/filmów/seriali opartych na tym samym motywie, gdzie moje pokolenie, jako pierwsze skandowałoby hasło "Harry Potter". Jednak na ogólnym zarysie fabuły wszelkie podobieństwa się kończą, ponieważ w "Paradoksie marionetki" dostajemy rasową zagadkę kryminalną, którą przyjdzie nam rozwiązywać wraz z dość nietuzinkowymi pomocnikami.

W świecie wykreowanym przez Annę Karnicką oczywiście istnieje ta magiczna, niebezpieczna strona, z której zwykli śmiertelnicy nie zdają sobie sprawy, w tym wypadku oparta starych mitach, baśniach i legendach. Można tam spotkać te starsze z rodzeństwa księżniczki, którym nie dane było zaznać szczęście u boku księcia, pokrętnych alchemików, prawdomówne lalki z porcelany i charakterne anioły. Oczywiście są miejsca, których granica pomiędzy obiema stronami jest dużo cieńsza jak chociażby w sklepie z antykami Petry Althan czy knajpie "Pod Trupkiem", gdzie mieszkańcy obu uniwersów mogą spokojnie się spotykać nawet o tym nie wiedząc (przynajmniej w przypadku gości z naszej, mniej niezwykłej strony). Koncepcja może nie jest zbyt oryginalna, ale za to ciekawie i nienachalnie przedstawiona tak, że czytelnik wkracza w ten świat stopniowo, odkrywając jego niezwykłości wraz z głównym bohaterem, który jest tak samo zagubiony jak my.
Co może być złego w marzeniu o zostaniu lalkarzem?

"Sprawa Klary B" to jedna z tych książek, które czyta się niezwykle szybko. Dość krótkie rozdziały połyka się w zastraszającym tempie. Natomiast umiarkowana przewidywalność samej zagadki sprawia, że stanowi ona całkiem przyjemne wyzwanie nawet dla dojrzałego czytelnika. Co z tego, że dość łatwo przewidzieć kto zabił i dlaczego, szczególnie gdy już pozna się zasady rządzące rekrutacją do Praskiej Szkoły Lalkarzy, kiedy dojście do tego rozwiązania jest dużo ciekawsze. Nie ma co się spodziewać sztuczek dedukcyjnych w stylu Sherlocka Holmesa, ale Martin (i Canelle oczywiście też) ma głowę na karku, choć towarzyszy mu ta nastoletnia buńczuczność i wybuchowość, prowadzące nieraz do mocno nieprzemyślanych decyzji. Co tylko urozmaica odbiór powieści. 

Jednym z najważniejszych zabiegów, jakie poczyniła autorka, jest pozbawienie powieści cukierkowej otoczki. Wraz z demaskacją zamiarów szkoły przychodzi konstatacja dotycząca prawdziwej natury świata i to nie tylko tej jego mniej rzeczywistej strony. Jest nie tyle co nieprzyjemny i niebezpieczny, ale też nieprzewidywalny. W szkole, w której kształci się przyszłych manipulatorów, trudno zawierać przyjaźnie (w końcu jej uczniowie są tak naprawdę rywalami), a i przyjaciołom nie można tak naprawdę ufać, skoro nawet ukochana pragnie twojej śmierci. Na domiar złego, główny bohater nie może sobie pozwolić na luksus stwierdzenia, że to wszystko spotyka go dlatego, że jest kimś wyjątkowym, naprawdę szczególnym, kimś kto może zmienić świat. Autorka dość szybko uświadamia nas, jak i samego Martina, że jest tylko pionkiem, środkiem do celu w walce sił o wiele potężniejszych od niego. Ale czy zwykły pionek nie może stać się Królową?
Wrzucam zdjęcie lalki, ponieważ wyszukanie w google grafiki pod hasłem "lalkarz", która nie byłaby cokolwiek przerażająca i odnosiła się do tematu jest nieco skomplikowane i niepokojąco trudne.

Zaczynając lekturę "Paradoksu marionetki" przede wszystkim nie spodziewałam się książki młodzieżowej (jakoś musiała umknąć mi ta informacja), co nie oznacza, że z miejsca ją dla mnie dyskredytuje. Czuć w niej niepokojącą ciemność, jaka stopniowo osacza bohaterów, jednak zdecydowanie przepuszczoną przez filtr wieku potencjalnego czytelnika. Do tego mamy naprawdę dobrze opisaną zagadkę kryminalną, a duet Kot i Ciastko, przypomnieli mi o przygodach Trzech Detektywów, w których zaczytywałam się jako nastolatka. Choć wydaje mi się, że potencjalne sprawy praskiej dwójki mogą być dużo bardziej niebezpieczne. Potencjalne, ponieważ "Sprawa Klary B." jest tylko pierwszym tomem nowego cyklu wydawanego przez Genius Creations. Czy pozostałe tomy utrzymają poziom? Mam nadzieję, że na weryfikacje tego pytanie nie przyjdzie nam czekać zbyt długo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz