niedziela, 5 lutego 2017

A czy Ty masz w domu Trylogię?

Pewnie już Wam nieraz wspominałam, że jestem prawdziwą córką swego ojca, przynajmniej pod względem zainteresowania wszelkiego rodzaju kryminałami, sensacjami, historiami spod znaku płaszcza i szpady, morskimi opowieściami westernami i szeroko pojętą akcją. Przez co mama, będąc w mniejszości, zazwyczaj nie może przeforsować np. romantycznego filmu do oglądania wspólnie wieczorem. No cóż, córki pod tym względem wdały się w drugiego rodzica. W zasadzie tylko w jednym punkcie moje wspólnoojcowskie upodobania nieco się rozmijają. Tata uwielbia filmy i książki historyczne (szczególnie dotyczące II Wojny Światowej), a ja zamiast nich kocham fantastykę, do której tata ma stosunek dość specyficzny. Niezależnie od różnicy zdań w tym drobnym punkcie, w jednej kwestii zawsze się zgadzamy, wywołując tym samym niezmienny komentarz mamy: "Znowu? Wy przecież znacie to na pamięć!" Niezależnie od wszystkiego, jeśli na którymś kanale leci jedna z części Trylogii, zawsze ją oglądamy.
Na dziś wieczór coś niezwykle klasycznego do poczytania.

W moim domu od zawsze było pełno książek. Regały w pokoju rodziców dosłownie uginały się pod ich ciężarem, więc teraz trudno mi się dziwić, że sama namiętnie gromadzę powieści. Oczywiście jedno z centralnych miejsc na półce zajmowały wysłużone egzemplarze wchodzące w skład sienkiewiczowskiej Trylogii. Pamiętam jeszcze, że tata w nielicznych wówczas wolnych chwilach, potrafił sięgnąć po któryś z tomów i po prostu czytać, mimo że niektóre z dialogów mógłby cytować z pamięci. Może ja sama aż taką miłością do prozy Sienkiewicza nie pałałam, ale oglądanie chociażby "Potopu" zawsze będzie kojarzyło mi się z czasem spędzonym w domu. W dzisiejszych czasach stosunek uczniów do książek tego noblisty bywa, delikatnie rzecz ujmując, różny (żeby nie rzec nieprzychylny). Jednak chyba w prawie każdym polskim domu znajdzie się jakiś wysłużony egzemplarz Trylogii (dobrze, przyznaję się bez bicia, ja jeszcze nie mam, ale jako wytłumaczenie podaję, że jestem dopiero w trakcie "budowania" bardzo swojego domu). Do tego dorzućmy liczne ekranizacje i permanentne wpisanie na listę lektur szkolnych, co w pewien sposób unieśmiertelniło Sienkiewicza na bardzo długi czas. Takiego sukcesu z pewnością zazdrości mu wielu współczesnych pisarzy (nie mówiąc już o twórcach ubiegłych epok). Ale pomyślmy, jak niesamowitym autorem trzeba być, żeby fani z całego kraju zrzucili się i kupili mu dom? A właściwie dworek. Razem z trzystoma hektarami ziemi.
Cudne fanarty bohaterów Trylogii pochodzą z istagrama Marianny Strychowskiej.

Jednak w tym sęk, że Sienkiewicz wcale takim prozatorskim geniuszem nie był. Jego pierwsze teksty były tak złe, że nikt ich nie chciał publikować po znajomości. Dopiero z czasem, po latach pracy, zdobył renomę świetnego felietonisty i korespondenta, a prawdziwy zwrot w karierze nastąpił po publikacji "Ogniem i mieczem", gdzie zamiast zgodnie z duchem epoki, pisać o pracy u podstaw i wykorzystywać wychowawczą funkcję literatury, Sienkiewicz stworzył przygodowy romans. Ja wiem, że tożsamość narodowa, tradycje, patriotyzm i tworzenie "dla pokrzepienia serc" pod rosyjskim zaborem, bo aż lżej się człowiekowi na duszy robi, kiedy czyta o dzielnych polskich bohaterach walczących z wrogiem. Ale nadal, w dużej mierze, cała Trylogia opiera się na trzech różnych trójkątach miłosnych i przygodach prowadzących do szczęśliwego finału. Fakt, w "Panu Wołodyjowskim" ta koncepcja nieco uległa zmianie, ale jak mówiła moja ukochana polonistka Pani N., to historie typu bieg do ołtarza z przeszkodami. Ona też zamiast powtarzać jak mantrę "Sienkiewicz wielkim pisarzem był", na jednej z lekcji powiedziała znudzonym uczniom, że był po prostu pisarzem popularnym. Dziś nazwalibyśmy go celebrytą.
Pan Michał jako żywy.

Oczywiście nie można odmówić autorowi ogromu przygotowań jakie poczynił, by w każdej z powieści oddać ducha epoki i język jakim posługiwano się w okresie, w którym toczą się fabuły. Ani tym bardziej umiejętności pisania, bo Nobla nie dostaje się za nic (chyba, ze pokojowego), ale spójrzmy na to inaczej. Czy światowym bestsellerem mógł stać się utwór przedstawiający szczególne walory literacko artystyczne? Czy dzisiaj się tak dzieje? Tak, patrząc po sukcesie Greya, bez wątpienia właśnie o to chodzi. W żaden sposób  nie chcę tu umniejszać sławy, którego naprawdę podziwiam. Głównie za to, że nigdy się nie poddał, nie słuchał prześmiewczych komentarzy, tylko po prostu robił swoje. Pisał dopóki społeczeństwo, a potem cały świat, go nie docenili. Od czasów "Ogniem i mieczem" Sienkiewicz publikował hit za hitem: "Rodzina Połanieckich", "Quo vadis", "Krzyżaków", którzy zostali tak dobrze przyjęci przez fanów pisarza, że ci zrzucili się żeby kupić mu dworek w Oblęgorku, by autor mógł spokojnie skupić się na tworzeniu nowych książek. Który ze współczesnych twórców mógłby się czymś takim pochwalić. Chyba tylko literackie gwiazdy pokroju Stephena Kinga czy J. K. Rowling. Trudno więc nie poświęcić chwili zastanowienia nad swoistą magią talentu Sienkiewicza. Nad tym w jaki sposób sprawił, że jego twórczość pokochały miliony, świeżo wydane książki rozchodziły się na pniu, a nasi rodzice zostali wychowani w przekonaniu, iż Trylogia to obok Biblii najważniejszy tytuł w domu. I co się stało, że z pisarza sławy, gwiazdy i celebryty, stał się jednym z tych autorów, którymi dręczy się uczniów w szkole (może nie tak jak Żeromskim ale zawsze).
Skrzetuski coś nie podobny do Żebrowskiego, ale może to i lepiej.

Moim zdaniem, za sukcesem "Ogniem i mieczem" jak i całej Trylogii, a w konsekwencji i całej twórczości Sienkiewicza, stało, oprócz talentu, kilka rzeczy. Przede wszystkim odmienność. W okresie pozytywizmu, kiedy to wszyscy tworzyli aż do bólu realne i niezwykle dydaktyczne utwory, on sięgnął do naszej barwnej historii, wyciągając z niej to co najlepsze: odwagę, waleczność i stawianie czoła najgorszym przeciwnościom losu. Oprószył to heroizmem, oddaniem dla ojczyzny i miłością od pierwszego wejrzenia tak czystą i prawą, że nie mogła przegrać. To wszystko było bardzo hmm baśniowe, idylliczne i mimo historycznej otoczki, bardzo nierealne. Ale właśnie o to chodziło. Zamiast babrać się w przykrej rzeczywistości, dał ludziom nadzieję, pokazując, co w nich tkwi. I tak dochodzimy do drugiej rzeczy, którą jest właściwy czas. Gdyby Polacy w tamtym czasie nie potrzebowali stricte takiej historii, bądź co bądź prostej, gdyby nie potrzebowali odnalezienia analogii do czasów w jakich przyszło im żyć, możliwe, że historia pięknej Heleny i dzielnego Skrzetuskiego, a po nich i inne, przeminęłyby bez echa. I właśnie, prostota opowieści o pięknych i cnotliwych niewiastach oraz dzielnych i prawych wojownikach, niczym saga o pradawnych herosach porwała serca czytelników.

Dziś podobnych historii jest pełno. Tylko intrygi są bardziej skomplikowane, wolny bardziej krwawe, a romanse nieraz pokręcone i bardzo wyuzdane. Bo piękna stylistyka czasów i języka mało kogo już zachwyca. Bo dziś trzeba więcej, mocniej, intensywniej, dlatego współczesną młodzież opisy Sienkiewicza nużą, a dawny język męczy. Choć może zaprezentowanie w szkołach odpowiedniej perspektywy zmieniłoby nieco to nastawienie. Może przedstawienie Sienkiewicza jako jednego z największych autorów bestsellerów tamtych czasów, porównanie jego popularności z dzisiejszymi sławami, ale bez zbędnego gloryfikowania jego twórczości, ociepliłoby wizerunek pisarza. Wszystko da się zrobić, jeśli tylko odpowiednio pomyśleć. Co nie zmienia faktu, że na swój sposób był to autor wyjątkowy, niepokorny i nieco buntowniczy. A nade wszystko jego książki, te najpopularniejsze, zawsze niosły nadzieję. Może teraz trochę inaczej spojrzycie na jego twórczość, i kto wie, może też zachęci Was do ponownego sięgnięcia po te "kobyłki" już bez gróźb w postaci jedynek, kartkówek i wypracowań.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz