czwartek, 25 grudnia 2014

Mrozu nie było ale będzie, czyli na chłodno o świętach

Patrząc na pogodę panującą za oknem oraz wskazania termometru można by się głęboko zastanawiać, czy aby na pewno mamy do czynienia z zimą. Śniegu jak na lekarstwo, przez co ma się wrażenie, że wcale nie jest to okres Bożego Narodzenia, a kolejna przerwa urlopowa tylko z bardziej wypchaną lodówką. Ale nie, przecież aura Świąt nie zależy od pogody czy miejsca, choć sielankowe reklamy sprawiły, iż wydaje nam się to bardzo ważne. W nich własnie do idealności niezbędna jest puszysta warstwa śniegu, błękitne lub rozgwieżdżone niebo i tylko lekki mróz, by to wszystko nie popłynęło. Problem w tym, że na długo przed Gwiazdką, jesteśmy nią już zmęczeni dokładnie przez te same promocje, które zmuszają nas do bycia nadmiernie szczęśliwymi i kupowania produktów umożliwiających nam to. Życzenia zdrowia, radości i pomyślności stają się wówczas bardziej puste i tanie, a już na pewno mniej szczere, niż byśmy sobie tego życzyli. Niemal od listopada, bombardowani powszechnym i nadmiernym błogostanem nie dość, że nie czujemy wyjątkowości tych trzech dni, to jeszcze cieszymy się, że w końcu minęły, a przecież nie o to chodzi.


Kto by nie chciał mieć takiego widoku za oknem, szczególnie na Święta.

Jakiś czas temu, mój kolega Charlie, dał mi do przeczytania swój tekst, dotyczący komercjalizacji świąt, w którym zwracał uwagę na wszechobecne reklamy, odzierające Boże Narodzenie z wyjątkowości. Jakby nie patrzeć, każdy chce zarobić, a tak międzynarodowa "impreza", wymagająca dodatkowo specjalnej oprawy i obdarowywania siebie nawzajem upominkami, jest prawdziwą żyłą złota. Okazja czyni złodzieja albo raczej, jak w tym wypadku, handlowca i marketingowca w jednym. Nawet nie bardzo mamy jak się przed tym ukryć. Może tylko w zaciszu swojego domu, po odłączeniu telewizji i internetu (i komórki, ponieważ operatorzy też przyszykowali dla nas specjalne promocje). Jednak taki stan rzeczy nie może trwać zbyt długo. Święta trzeba przygotować, prezenty pokupować i tym samym wpaść w tę wielką, komercyjną machinę konsumpcji. Doszło nawet do tego, że reklama pewnego popularnego napoju urosła do rangi symbolu a razem z nią obraz rubasznego staruszka w czerwonym wdzianku.


Nie da się ukryć, że dla ludzi z mojego pokolenia okres przedświąteczny zaczyna się w momencie, gdy w telewizji pojawi się ten charakterystyczny obrazek.

Chęć zarobku da się jeszcze zrozumieć. Wszak mając okazję do zdobycia łatwych i legalnych pieniędzy, kto by z tego nie skorzystał. Bardziej martwi fakt, że ludzie nie mają na tyle rozsądku by zachować umiar. Odurzeni cudownymi zapachami i mrugającymi światełkami wpadamy w pułapkę oszalałego konsumpcjonizmu, robiąc wszystko bardziej na pokaz. Ze sztucznymi uśmiechami na twarzach, składamy sobie nieszczere życzenia, ponieważ tak właśnie wypada. Za raz następnego dnia narzekamy, ile to pieniędzy znów poszło na te święta i pokłócimy się o przysłowiową, zbyt słoną zupę. Nic się w nas nie zmienia. Owijamy się tylko w błyszczący papier z wielką kokardą, żeby pokazać jak bardzo świąteczni jesteśmy, ale broń Boże by ujawnić, nawet przed bliskimi to, co naprawdę mamy w sobie. Na ten wyjątkowy czas nie ma w nas nic poza kolorowym opakowaniem, mamiącym nie tyle innych, co nas samych. Widząc tylko to, co chcemy, a nie to co jest, czujemy się lepiej choć przez chwilę. Oczywiście słowa potępienia można słać na potęgę i jakby na to nie patrzeć, będą prawdziwe, ale pokażą nam tylko jedną stronę Świąt. Niestety te bardziej zgorzkniałą.


Święta wesołe jak cholera.

Wbrew pozorom jesteśmy bardzo religijnym narodem. Wielu z nas nie wyobraża sobie Wigilii bez szopki, kolęd czy Pasterki. Duchowy wymiar tego święta jest dla nas równie ważny, co ten materialny. Jak w każdej grupie ludzi, znajdą się i Ci, robiący to tylko na pokaz, ale nie można wszystkich mierzyć jedną miarą. Zbytnie narzekanie na ateistyczną młodzież też nie wypada, ponieważ na tegorocznych rekolekcjach adwentowych zorganizowanych dla studentów widziałam prawdziwe tłumy. Zdaje sobie sprawę, że Ci sami młodzi ludzie w Sylwestra będą szaleć do nieprzytomności, łamiąc przy tym niejedno przykazanie, ale Boże Narodzenie jest dla nich na tyle ważne, że potrafią poświęcić swój czas na to, by przeżyć je bardziej duchowo. Mimo reklam, spłycenia znaczenia i niedoskonałości doświadczania, jest nadzieja w młodych.


"W żłobie leży, któż pobieży kolędować małemu..."

Mróz w tym roku nie czuła świąt. Nie wiem czym to było spowodowane. Może brakiem śniegu, a może zwyczajnie wyrosłam z dziecinnej naiwności. A szkoda. W każdym razie nie nuciłam już świątecznych piosenek, zarażając innych swoim nastrojem, co zdarzało mi się w latach ubiegłych. Nie chciałam też nic kombinować w swoim łódzkim mieszkanku, jednak momencie, w którym ubraliśmy naszą malutką choineczkę coś we mnie pękło i współlokatorzy mnie przekonali. Ustaliliśmy termin "Wigilii", zaprosiliśmy znajomych, a ja wpadłam w wir przygotowań, dla odmiany angażując też chłopaków. Prowizoryczny stół, kupione uszka, barszczyk z torebki i paluszki rybne zamiast karpia. Proste, tanie, studenckie. Jedyną ekstrawagancją było grzane wino, które z każdym łykiem sprawiało, że stawałam się pogodniejsza. Siedząc, dogryzaliśmy sobie, żartowaliśmy, nie byliśmy dla siebie specjalnie mili, ale przecież było naprawdę radośnie. I spokojnie. Choć nic nie wyglądało tak, jak naprawdę powinno, to jednak ludzie czuli się wspaniale. Właśnie wówczas poczułam, że Święta właśnie nadeszły.


Zasiąść cicho w fotelu, napić się grzanego wina, być z bliskimi... tyle wystarczy, żeby poczuć ciepło Świąt

Boże Narodzenie mimo wszytko jest wyjątkowym czasem, kiedy to znajdujemy dla siebie choć chwilę czasu, zjeść wspólny posiłek, zamienić ze sobą kilka spokojniejszych zdań. W pędzie życia, pozwalają nam zatrzymać się przynajmniej na jeden dzień. Kiedy na co dzień się nie widzimy albo mijamy, nawet wspólne obejrzenie "Kevina..." nabiera innego znaczenia. Tak naprawdę nie ważne jest co akurat leci w telewizji, tylko to, że robimy to razem, chłonąc swoją obecność. Oczywiście można by robić coś innego, coś bardziej twórczego, ale w czasem wystarczy po prostu być tego dnia ze sobą. Poza tym, patrząc w półmroku pokoju na rozświetloną choinkę, człowiek sam się do siebie uśmiecha, doceniając tę chwilę spokoju. Możliwe, iż bez poprzedzającego go skrajnego szaleństwa, nie docenilibyśmy jej tak bardzo. Dlatego też cieszmy się tą ciszą, ponieważ niechybnie odejdzie.

4 komentarze:

  1. Siedząc przy rozświetlonej, skrzącej się choince w gronie rodzinnym, po obejrzeniu Hobbita i przegryzieniu pierniczkiem, czuje się święta bez śniegu;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja dziś śnieg widziałam tylko w "Krainie Lodu", a zamiast pierniczka miałam sernik własnej roboty, ale u mnie prawie to samo :)

      Usuń
  2. Dla mnie święta to pierogi, dużo pierogów. Czekam na Święta Bożego Narodzenia, bo to jedyny czas w roku, kiedy w domu są pierogi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas pierogi robi się hurtowo w różnych okresach roku, po dwieście, trzysta sztuk na raz. Wyjątkowo, raz do roku, robi się tylko uszka z kapustą i z grzybami :)

      Usuń