piątek, 18 grudnia 2015

Ku chwale stolicy, czyli Warszawa okiem Kruka

Mogło by się wydawać, że najtrudniejsze są debiuty. Wiecie, problemy ze znalezieniem wydawcy, pierwsze poważne korekty, przezwyciężenie nieraz bolesnych cięć tekstu i te naprawdę liczące się opinie. W zasadzie powinno być już lżej, gdy ta "dziewicza" powieść już na dobre zagości na półkach rozmaitych księgarń. Przecież teraz wystarczy tylko siąść i napisać drugą... I tu pojawiają się problemy, ponieważ o ile podczas debiutu nikt nie oczekuje od autora niezwykłości, o tyle przy drugiej książce większość fanów spodziewa się powtórzenia sukcesu, czy chociażby utrzymania poziomu poprzedniczki. Moim skromnym zdaniem, sprostanie wymaganiom czytelników, bywa nie lada wyzwaniem. Tym razem stanęło ono przed Marcinem Jamiołkowskim, którego druga powieść - "Order" - będąca kontynuacją przygód Herberta Kruka, ma ukazać się na rynku już 19 grudnia. (ale się nie ukazała) Uwaga dla tych, którzy nie czytali "Okupu krwi", kolejny akapit może Wam zaspoilerować jego fabułę, więc sugeruję od razu go pominąć, mimo że odnosi się do treści "Orderu". Jeśli Wam to nie straszne, czytajcie dalej, w każdym razie zostaliście ostrzeżeni.

Warszawski mag powoli dochodzi do siebie po wydarzeniach z na Kanonii. Długo walczył z samym sobą, cierpieniem po stracie ukochanej i niegasnącym poczuciem winy. Tylko dzięki pomocy przyjaciół, zdołał ukierunkować swe uczucia na jeden cel i zamienić je na chęć zemsty. Wszystko jest lepsze od stagnacji. Tymczasem stolica się zmienia, a najważniejsze osoby w państwie zaczynają korzystać z pomocy osób w jakiś sposób parających się magią. Nadworny astrolog prezydenta, wskazuje Herberta jako jedyną osobę, która może pomóc rozwiązać bardzo naglący problem. Warszawa znów jest zagrożona, ale tym razem ma już swojego nominalnego obrońcę.

Druga powieść Marcina Jamiołkowskiego, zaczyna się znacznie spokojniej. W końcu musimy dostać odpowiedzi na pytania i wyjaśnić tajemnice tak pospiesznie rzucone w pierwszym tomie. Nie musicie się więc obawiać, że nie dowiecie się skąd u Herberta wzięła się ta metaliczna dłoń i czy jest bardziej błogosławieństwem czy przekleństwem, a także jak dokładnie potoczyły się wydarzenia na Kanonii (opis Szału Krwi, jak bardzo poetycki i niezwykły by nie był, jest raczej mało informacyjny). Ponadto rozpoczyna śledztwo w sprawie zniknięcia orderu, chroniącego całą stolicę, która bez niego staje się niepokojąco podatna na ataki i nieszczęścia. I nie sposób nie zauważyć, że z początku owe śledztwo mocno kuleje, nie przynosząc właściwie żadnych rezultatów. A co ciekawe prowadzi je sam Herbert - z zawodu krawiec - mimo że ma pod ręką zaprzyjaźnioną panią detektyw z niemałym doświadczeniem w śledzeniu, infiltracji i zdobywaniu dowodów, a która tp właściwie już niemal u niego mieszka. Ja rozumiem, że Kruk jest bardziej wrażliwy na magię, ale to Ania ma niezbędne umiejętności, nawet jeśli jej ostatnie zlecenia ograniczają się do śledzenia niewiernych mężów. W zasadzie jej rola ogranicza się do bycia wabikiem czy rozpraszaczem, w momencie kiedy Herbert i Zezel bawią się we włamywaczy. Naprawdę? Przecież już w pierwszym tomie udowodniła, że potrafi sama o siebie zadbać, a tu taka degradacja.

Grafika niezwiązana, ale Ania jakoś tak kojarzyła mi się z Beckett. Sama nie wiem czmeu

Tak naprawdę "Order" zaczął mi się podobać od momentu wkroczenia bohaterów w podziemia pod Pałacem Kultury. Zrobiło się nastrojowo, niepokojąco i nad wyraz zaskakująco. Wszystkie te sceny czytałam właściwie jednym tchem z napięciem śledząc rozwój sytuacji i zachwycając się pomysłem warszawskich podziemi. I w sumie nie wiem, na ile to prawda, a na ile fikcja literacka, tak realistycznie to zostało opisane (jeśli mam wśród swoich czytelników jakichś rodowitych warszawian, prosiłabym o rozwianie tej tajemnicy, naprawdę mnie to ciekawi). Bardzo przypadła mi do gustu cała akcja ratunkowa i kontakty Herberta z dziećmi, choć przez chwilę zastanawiałam się, czy faktycznie byłby w stanie tak długo funkcjonować w tych ekstremalnych warunkach i nie paść ze zmęczenia, ale w sumie adrenalina wspomagana magią jego nowego statusu, mogła tak zadziałać. Chyba. Dostajemy też kolejny, naprawdę widowiskowy pojedynek magów, a to głównie dzięki specyfice mechaniki zaklęć, wymyślonej przez autora.

Choć śledztwo jako takie wyszło panu Jamiołkowskiemu dość kiepsko, o tyle okruchy śladów, jakie mają doprowadzić Herberta do odkrycia, kto stoi za całą intrygą to już zupełnie inna para kaloszy. Uważny czytelnik, na równi z bohaterem, jest w stanie wywnioskować z nich, kto jest mózgiem całej operacji, albo chociaż zasiać ziarno zwątpienia w prawdomówność jednej z postaci. I to, moim skromnym zdaniem, jest świetny zabieg, pozwalający czytelnikowi także się wykazać. Nie uzależnia rozwiązania tajemnicy od szczegółów znanych tylko bohaterowi i nikomu więcej. Kolejnym plusem jest, po raz kolejny, sama Warszawa, a raczej opis jej tajemnic i przeszłości, wywołujące konsternację i zastanowienie, czy wszyscy mieszkańcy stolicy wiedzą takie rzeczy, czy wynika to ze swoistej miłości do tego miasta i chęci ukazania go w innym świetle. A tego typu lokalny patriotyzm zawszę będę doceniać, szczególnie że momentami zaczynałam odbierać Warszawę jako dodatkową, niezależną postać. Może nawet nieco żyjącą własnym życiem, ale nie mniej intrygującą.

I widoczek na PKiN musi być!

Największym zawodem okazał się dla mnie absolutny brak Wygi! Zrobiło mi się przykro, że zapomniano o tym rezolutnym nastolatku, tak ciekawie zapowiadającym się w poprzednim tomie. W "Orderze" pojawia się tylko w rozmowie i krótkich wspominkach Herberta. Nie zachwyciły mnie też nieco gimnazjalne przekomarzania Anny i Zezela, choć może w tym wypadku po prostu się czepiam. Czy i mi nie zdarza zachowywać się podobnie w towarzystwie moich najbliższych znajomych? Może trochę, choć zgrzyt po przeczytaniu fragmentu pozostał. Dla równowagi dodam natomiast, że zachwyciło mnie wkomponowanie w fabułę prawdziwego wydarzenia i tak "twórcze" wyjaśnienie fenomenu "Basenu Narodowego". Cieszyłam się jak głupia, kiedy to czytałam.

I tym sposobem dochodzimy do podsumowania, a ja nie potrafię ukryć swoich mieszanych uczuć odnośnie "Orderu". Bo z jednej strony są cudowności od akcji pod Pałacem Kultury, a z drugiej małe zgrzyty, spowolnienia i niespełnione oczekiwania, przez co kolejny tom przygód Herberta Kruka wydaje mi się powieścią nierówną i niestety słabszą od debiutu. Na pocieszenie dodam, że ponoć prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym jak kończy, a nie jak zaczyna, a finał "Orderu" naprawdę mi się podobał. By lepiej sprawdzić te tezę, należy jednak poczekać na publikację "Bezsenny" - trzeciego i, z tego co wiem, ostatniego tomu przygód Naczelnego Obrońcy Warszawy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz