Czasami zdarza mi się myśleć, iż niektóre rzeczy są robione specjalnie dla mnie jak cytrynowa pasta do zębów czy kawa aromatyzowana marcepanem. Oczywiście dwa razy więcej jest momentów, w których świat zdaje się działać mi zupełnie na przekór, ale po co o tym wspominać. Lepiej skupić się na pozytywach. Do historii napisanych przez Rogera Zelaznego, szczególnie tych dotyczących Amberu, od czasów pierwszego roku studiów mam olbrzymi sentyment. Pamiętam cienkie (jak na fantastykę) książeczki, po które sięgałam za każdym razem, gdy na uczelni coś nie zagrało lub pojawiła się olbrzymia tęsknota za czymś znajomym w obcym mieście. Amber był wówczas zawsze na wyciągnięcie ręki. Kiedy więc zobaczyłam okładkę czerwcowej Nowej Fantastyki, ucieszyłam się tak, jakbym spotkała starego przyjaciela. Czułam, że przynajmniej w tym miejscu czeka mnie coś dobrego, ale po kolei.
Dziś na zupełnie nowej podłodze Mroza, Nową Fantastykę trzyma Miś (kot nie chciał współpracować).
Na początek zostaje poruszona sprawa tak niedorzeczna, że aż musiałam czytać wstępniak dwa razy, zanim w pełni ogarnęłam ją swoim małym rozumkiem, Chodzi o pach Wonder Woman, a konkretnie o fakt iż wojujące feministki dostrzegły brak owłosienia na nich i stwierdziły, że im to uwłacza. Serio? Na świecie, w którym są miejsca, gdzie kobieta musi walczyć nie tylko o prawo do głosu ale i własnej godności to jest ich największym problemem? To chyba jedna z tych informacji, o których wolałabym nie słyszeć, ale cóż. Stało się. Dlatego też czym prędzej przeszłam dalej, by poczytać o niesamowitych pomysłach i dokonaniach Elona Muska (choć po lekturze chociażby serii "Gamdec" nieco obawiam się technologii w tym wydaniu), by jeszcze szybciej skoczyć do tekstu Jerzego Rzymowskiego "Powrót do Amberu".
Jak już wspomniałam "Kroniki Amberu" czytałam dość dawno temu i, jakby nie patrzeć, jeszcze nie byłam wtedy wyrobionym czytelnikiem. Nie dostrzegałam tych wszystkich niuansów i subtelnych aluzji, o których wspomniano w artykule, ale to nie znaczy, że źle się bawiłam. Tekst przypomniał mi, za co pokochałam Amber i uświadomił, jak wiele jeszcze mogę z niego wydobyć. Najwyższy czas odgruzować mój własny egzemplarz "Kronik...". Kolejnym tekstem był cudowny przegląd potworów z wytwórni Uniwersal, stworzony przez Marcina Waincetela. Okazją do jego powstania jest premiera najnowszej "Mumii" z Tomem Cruisem w roli głównej, zapowiadającej powrót Kinowego Uniwersum Potworów. Co oznacza ponowne spotkania Drakuli z Frankensteinem i potworem z Czarnej Laguny. Pomysł na tyle ciekawy i grający na sentymentach, że z pewnością trochę ludzi do kin zaciągnie, ale co z tego wyniknie, zobaczymy.
Kolejny tekst był dla mnie niemałym zaskoczeniem, ponieważ dotyczył nie mniej ni więcej jak "Kaczych Opowieści". Tak, dokładnie tego disney'owskiego serialu animowanego. Czytając artykuł Andzreja Kaczmarczyka, nie mogłam przestać powtarzać w myślach fraz typu "Nie wiedziałam. Nie miałam pojęcia". Najbardziej ikoniczna scena z ucieczką przed kamienną kulą w Indianie Jonesie została niemal całkowicie przeniesiona z odcinka "Kaczych Opowieści". Ba nawet mój ukochany "Batman: The Animated Series" nie powstał by bez nich, a ja nie wiedziałam. I tak w kółko.
Dział z opowiadaniami zaczyna się od mocnego tekstu Magdaleny Kucenty "#Eudajmonia". Nieco przerażająca wizja świata w lepkich mackach technologii, została przekazana przez główną bohaterkę, którą postęp doświadczył dość przewrotnie. Historia pełna jest sarkastycznych komentarzy dotyczących opisanej rzeczywistości i zwykłej, ludzkiej chęci bycia zgorzkniałą marudą w świecie pełnym "słitaśnego lofciania". Poza tym zaskoczyło mnie dość pozytywne, jak na autorkę, zakończenie, ale tylko na plus. "Raskoł" Przemysława Karbowskiego przedstawia równie niepokojącą wizję najbliższej przyszłości, choć opartą na nieco innych, bardziej aktualnych problemach. Jednakże fabuła przypomina bardziej misterną intrygę polityczną, w której każdy chce ugrać coś dla siebie, niż opowieść o buncie i wyzwoleniu. Choć prawdopodobnie te rzeczy niewiele się od siebie różnią. "Człowiek, który uśmiechał się na stoku wulkanu" Sławomira Prochockiego zaskakuje dozowaniem informacji. Gra na niedopowiedzeniach i domysłach czytelnika zdradzając tylko tyle, by go zaciekawić. W trakcie całego tekstu uchyla tylko rąbka tajemnicy, szalonej intrygi, którą można by przedstawić w formie pełnoprawnej powieści... Ale wówczas straciłaby na enigmatyczności, która stanowi główną zaletę tego opowiadania.
Dział z prozą zagraniczną jest w całości wypełniony przez historie około Amberowe i nie mogę się nimi nie zachwycać. Bo znów spotkałam Corwina i Merlina, Bo znów mogłam poczuć cień Wzorca, bo Amber obudził wspomnienia. Z utęsknieniem patrze na swój zakurzony egzemplarz "Kronik..." i chciałabym go znów przeczytać. Przypomnieć sobie, gdzie mogłabym umiejscowić poszczególne opowieści. Domyśleć się, jaką rolę odegrałyby w głównej fabule i zrozumieć jakie sekrety zdradzają. I może przestałabym w końcu tak zazdrościć Edowi Greenwoodowi jego niezwykłej przygody. Jednak jeśli miałabym wskazać dwie swoje ulubione historie z tego wydania, to byłyby to "Całunnik i Guisel" oraz "Galeria Luster". Co nie zmienia faktu, że powrót do Amberu byłby dla mnie wskazany.
Dalej możemy także poczytać o spotkaniu zorganizowanym przez Wydział Kultury Urzędu Miasta Łódź w klubie LOKAL (czemu ja o takich wydarzeniach zawsze dowiaduję się ostatnia), w którym wzięli między innymi Tomasz Bagiński i Andrzej Sapkowski. Dalej mamy całą masę recenzji (mam niejasne wrażenie, że jest ich więcej niż w poprzednich numerach, a przynajmniej więcej tych dłuższych - całostronicowych), a także "Dekalog światotwórcy", czyli ostatnią część poradnika dla piszących tworzonego przez Krzysztofa Piskorskiego. I to by było mniej więcej na tyle w tym numerze.
Nie da się ukryć, że aktualny numer Nowej Fantastyki jest dla mnie bardzo sentymentalny, ze względu na poświęcenie go twórczości Rogera Zelaznego i Amber. Miłym zaskoczeniem był dla mnie brak depresyjnych tekstów w dziale prozy (szczególnie polskiej), choć na jakość opublikowanych tam historii nie mogę narzekać. Publicystyka cieszy oko, mimo że artykuł o potworach Z Wytwórni Uniwersal zbyt odkrywczy dla mnie nie był. Ale cóż poradzić, gdy filmy tego typu oglądało się niegdyś nałogowo. Ogólnie rzecz ujmując czerwcowy numer wypada w moim mniemaniu bardzo na plus i z ręką na sercu polecam zainwestowanie w niego tych dziesięciu złotych. Bo warto.
Kolejny tekst był dla mnie niemałym zaskoczeniem, ponieważ dotyczył nie mniej ni więcej jak "Kaczych Opowieści". Tak, dokładnie tego disney'owskiego serialu animowanego. Czytając artykuł Andzreja Kaczmarczyka, nie mogłam przestać powtarzać w myślach fraz typu "Nie wiedziałam. Nie miałam pojęcia". Najbardziej ikoniczna scena z ucieczką przed kamienną kulą w Indianie Jonesie została niemal całkowicie przeniesiona z odcinka "Kaczych Opowieści". Ba nawet mój ukochany "Batman: The Animated Series" nie powstał by bez nich, a ja nie wiedziałam. I tak w kółko.
Tak, oboje nie możemy się nadziwić.
Dział z opowiadaniami zaczyna się od mocnego tekstu Magdaleny Kucenty "#Eudajmonia". Nieco przerażająca wizja świata w lepkich mackach technologii, została przekazana przez główną bohaterkę, którą postęp doświadczył dość przewrotnie. Historia pełna jest sarkastycznych komentarzy dotyczących opisanej rzeczywistości i zwykłej, ludzkiej chęci bycia zgorzkniałą marudą w świecie pełnym "słitaśnego lofciania". Poza tym zaskoczyło mnie dość pozytywne, jak na autorkę, zakończenie, ale tylko na plus. "Raskoł" Przemysława Karbowskiego przedstawia równie niepokojącą wizję najbliższej przyszłości, choć opartą na nieco innych, bardziej aktualnych problemach. Jednakże fabuła przypomina bardziej misterną intrygę polityczną, w której każdy chce ugrać coś dla siebie, niż opowieść o buncie i wyzwoleniu. Choć prawdopodobnie te rzeczy niewiele się od siebie różnią. "Człowiek, który uśmiechał się na stoku wulkanu" Sławomira Prochockiego zaskakuje dozowaniem informacji. Gra na niedopowiedzeniach i domysłach czytelnika zdradzając tylko tyle, by go zaciekawić. W trakcie całego tekstu uchyla tylko rąbka tajemnicy, szalonej intrygi, którą można by przedstawić w formie pełnoprawnej powieści... Ale wówczas straciłaby na enigmatyczności, która stanowi główną zaletę tego opowiadania.
Dział z prozą zagraniczną jest w całości wypełniony przez historie około Amberowe i nie mogę się nimi nie zachwycać. Bo znów spotkałam Corwina i Merlina, Bo znów mogłam poczuć cień Wzorca, bo Amber obudził wspomnienia. Z utęsknieniem patrze na swój zakurzony egzemplarz "Kronik..." i chciałabym go znów przeczytać. Przypomnieć sobie, gdzie mogłabym umiejscowić poszczególne opowieści. Domyśleć się, jaką rolę odegrałyby w głównej fabule i zrozumieć jakie sekrety zdradzają. I może przestałabym w końcu tak zazdrościć Edowi Greenwoodowi jego niezwykłej przygody. Jednak jeśli miałabym wskazać dwie swoje ulubione historie z tego wydania, to byłyby to "Całunnik i Guisel" oraz "Galeria Luster". Co nie zmienia faktu, że powrót do Amberu byłby dla mnie wskazany.
Nie wspominałam, że wszystkie amberowskie opowiadania są ilustrowane?
Dalej możemy także poczytać o spotkaniu zorganizowanym przez Wydział Kultury Urzędu Miasta Łódź w klubie LOKAL (czemu ja o takich wydarzeniach zawsze dowiaduję się ostatnia), w którym wzięli między innymi Tomasz Bagiński i Andrzej Sapkowski. Dalej mamy całą masę recenzji (mam niejasne wrażenie, że jest ich więcej niż w poprzednich numerach, a przynajmniej więcej tych dłuższych - całostronicowych), a także "Dekalog światotwórcy", czyli ostatnią część poradnika dla piszących tworzonego przez Krzysztofa Piskorskiego. I to by było mniej więcej na tyle w tym numerze.
Nie da się ukryć, że aktualny numer Nowej Fantastyki jest dla mnie bardzo sentymentalny, ze względu na poświęcenie go twórczości Rogera Zelaznego i Amber. Miłym zaskoczeniem był dla mnie brak depresyjnych tekstów w dziale prozy (szczególnie polskiej), choć na jakość opublikowanych tam historii nie mogę narzekać. Publicystyka cieszy oko, mimo że artykuł o potworach Z Wytwórni Uniwersal zbyt odkrywczy dla mnie nie był. Ale cóż poradzić, gdy filmy tego typu oglądało się niegdyś nałogowo. Ogólnie rzecz ujmując czerwcowy numer wypada w moim mniemaniu bardzo na plus i z ręką na sercu polecam zainwestowanie w niego tych dziesięciu złotych. Bo warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz