Czasami wokół mojego blogowania dzieją się dziwne rzeczy. Dostaję książki znikąd, których się nie spodziewałam, na mailu pojawiają się zaskakujące oferty współpracy z afrykańskimi rządami, albo masa wiadomości wyglądających tak, jakbym zapisała się do newslettera wydawnictwa, o którym nawet nie słyszałam. Ostatnio nawet prywatna siostra Mróz poinformowała, że żona jej szefa też prowadzi bloga i nawet słyszała o Powiało Chłodem... Do tej pory nie wiem, jak to możliwe, ale widać nawet takie "cuda" czasem się zdarzają. Bywa jednak, że skontaktuje się ze mną Autor! Gwałtu, rety, cud, szaleństwo i góralska muzyka, bo to może oznaczać dwie rzeczy. Albo pisarz jest tak zdesperowany, że dotarł na krańce internetu w poszukiwaniu recenzenta, albo faktycznie słyszał, ba nawet czytał recenzje na Powiało Chłodem i zgadza się z ich ogólnym przesłaniem, merytoryką i style. Oczywiście zawsze wyobrażam sobie, że ten drugi argument jest dominujący. Tym samym znalazła się autorka, która widząc w internecie recenzje Mróz, spakowała magazyn z opublikowanym w nim swoim tekstem i wysłała go do mnie. A że był to jeszcze nie recenzowany przeze mnie lutowy numer Nowej Fantastyki, to czemu by nie skorzystać z okazji i nie opowiedzieć Wam o nim.
I jak tu się nie cieszyć, kiedy takie dobroci się dostaje.
Już na samym początku magazyn przywitał mnie tekstem, z którym zgadzam się całym swoim mroźnym sercem. Jerzy Rzymowski w swoim wstępniaku pisze o tendencji współczesnego kina do "urealniania" swoich produkcji przez dodawanie im mroku i ponurości. Ukuty na tę okazję termin ponurealizm wydaje mi się bardzo trafnym określeniem, a ja cały temat rozszerzyłabym na całą fantastykę, ale może sama kiedyś się tym zajmę. Kolejny artykuł, nawiązujący do okładki lutowego numeru, okazał się dla mnie dość wyjątkowy. O ile jak na kobietę z Fandomu, graczem jestem raczej okazjonalnym niż zapalonym, o tyle tekst o grze "Torment: Tides of Numenera" wciągnął mnie niesamowicie. I, co ciekawe, wzbudził we mnie niezdrową chęć zagrania... ale w "Planescape: Torment". Nie wiem, czy autorowi artykułu dokładnie o to chodziło, ale jak na moje komputerowe zapędy to i tak bardzo dużo, więc gratuluję. Następny tekst również mnie nie zawiódł i z chęcią pokazywałabym go każdemu, kto uparcie powtarza, że nie cierpi fantastyki. W "Granicach wyobraźni" Marcin Waincetel opowiada o czwórce pisarzy, których współczesna polska "literatura wysoka" nagradza, wielbi i wychwala pod niebiosa. Bo kto z polskich bibliofilów nie słyszał o Małeckim, Orbitowskim, Szostaku czy Twardochu. A gdzie panowie stawiali pierwsze kroki? W pogardzanej fantastyce. Tyle ode mnie. Po resztę zapraszam do tekstu.
Opowiadania tego numeru zachwyciły mnie swoją różnorodnością. "Wyrównanie" Szymona Stoczka prezentuje dziwny, niepokojący świat, wymykający się naszemu rozumowaniu. W teorii fabuła dotyczy waśni rodowych i kłótni toczących się wokół spadku po nestorze rodu, ale nie można pozbyć się wrażenia, iż gra toczy się o coś więcej. Zaś tytułowe "Wyrównanie" wygląda jak wypaczenie (a może kwintesencja?) sprawiedliwości - czystej, okrutnej i niezadowalającej nikogo. "Czwarta wiadomość" Magdaleny Kucenty zaskakuje formą. Nietypowa narracja z początku gubi czytelnika, jednak w miarę przebijania się przez kolejne zdania, intryga staje się coraz wyraźniejsza, jednak nie na tyle, by przejrzeć ją przed końcem. Końcem, który nie tylko tłumaczy przygody protagonistki, ale i nietuzinkowy sposób prowadzenia opowieści. Ostatnim z tekstem z działu Proza Polska jest "Ballada o Kwiatuszku" Michała Smyka - historia wyróżniona w Konkursie Wiedźmińskim. Dowcipna opowieść o losach Jaskra po "chwalebnej" śmierci, na dobre rozgościła się w mym serduchu. Lekkość i frywolność tekstu nie przesłania poruszonego w nim dość poważnego problemu, udowadniając, że nie trzeba pisać mrocznie i ponuro, by zwracać uwagę na rzeczy ważne.
Chwalę się, bo mogę.
"Botanica veneris" Iana McDonalda jest dla mnie kolejną historią o Wenus, jaką zdarzyło mi się ostatnio czytać. Historią, która tak bardzo mija się z naszą naukową wiedzą o tej planecie, że to aż piękne. Bo czyż nie cudownie było wierzyć, że zamieszkują ją inteligentne rasy? Porastają niezwykłe rośliny? Żyją niesamowite zwierzęta, a historia toczy się własnym, choć nie mniej okrutnym torem? Kiedy Wenus stanowiła tajemnicę, jej romantyczne wizje porywały czytelników, a dziś? Dziś jej nazwę można zmienić na Kryptona i nadal mieć fascynującą historię o kobiecie, która nie bała się niczego, mimo że konwenanse życzyły sobie inaczej. Z kolei "Córki Posejdona" Seanana McGuire'a wstrząsają pomysłową koncepcją morskich wojowniczek. Niezwykłe i zupełnie fantastyczne urzeczywistnienie mitu w celu badań dna morskiego wydaje się być czymś naprawdę cudownym, ale i piekielnie niebezpiecznym, o czym autor wcale nie zapomina.
Patrząc całościowo na opowiadania tego numeru zachwycam się różnorodnością i wyważeniem, swoistą równowagą pomiędzy tekstami bardziej niepokojącymi, jak chociażby wspomniane wcześniej "Córki Posejdona", a tymi lżejszymi. Zastanawiam się też, co zmieniło się w ciągu tych kilku miesięcy pomiędzy wydaniem lutowym a majowym, że to zbalansowanie zanikło. Może kolejny numer będzie potrafił na to odpowiedzieć, choć może poniekąd robi to Rafał Kosik w swoim felietonie "Nieszczęścia to zjawiska stadne". Podsumowanie tekstu "Lepiej być pesymistą i przeciwdziałać wyimaginowanym katastrofom, niż dać się im zaskoczyć" jest dobrym punktem wyjścia do zastanowienia się nad tym.
O ile strona publicystyczna tego wydania specjalnie mnie nie poraziła (fakt wspomniałam o kilku tekstach, ale więcej przemilczałam), o tyle nad częścią prozatorską będę się rozpływać w chłodnym zachwycie. Bo widać wyraźnie, że da się tak dobrać teksty, by nie musieć kończyć czytania z głową ciężką od mrocznych rozmyślań. Szkoda tylko, że ta równowaga nie przeniosła się na publicystykę. Choć widać nie można mieć wszystkiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz