niedziela, 13 grudnia 2015

Złe baśnie znad Vistuli

Baśnie i bajki to najczęściej pierwsze utwory literackie z jakimi stykamy się we wczesnych latach naszego życia. Sama pamiętam całkiem sporo kolorowych książeczek, które czytali mi rodzice. Część z nich znałam tak dobrze, że gdy na przykład tata próbował ominąć jakiś fragment, by przyspieszyć zakończenie historii, srodze mu to wypominałam. Pamiętam cudnie ilustrowane "Baśnie 1001 nocy", "Przygody Tomcia Palucha", papierowe wydania Disney'owych animacji czy też malutkie zeszyciki z "ocenzurowanymi" baśniami braci Grimm. A potem, gdy już sama nauczyłam się czytać, świat baśni otwarł przede mną swoje bramy tak szeroko, jak tylko tego pragnęłam. Niesamowitym historiom nie było wówczas końca. Odważyłam się nawet zapoznać z nieułagodzonym wydaniem "Baśni Braci Grimm", gdzie pełno było makabrycznych opowieści okraszonych grafikami, które od zawsze wzbudzały we mnie trwożny lęk. Mimo że autentycznie się ich bałam, w jakiś niewytłumaczony sposób przyciągały mnie do siebie. Dzięki temu zrozumiałam, że takie historie już na zawsze będą stanowić inspirację dla twórców wszelkiego rodzaju, pragnących opowiedzieć je po swojemu. Tak też było z książką, po którą sięgnęłam ostatnio, choć z początku nic tego nie zapowiadało.
Powiało Chłodem objęło patronat medialny nad debiutancką powieścią Magdaleny Kubasiewicz - "Spalić wiedźmę". Premiera już 19 grudnia!

Zaczęło się mocno, choć według autorki całkiem zwyczajnie. Od morderstwa. Potem było szybkie śledztwo, spalone zwłoki i walka z niemal zapomnianą boginią i jej awatarem. A to dopiero początek, prolog, o którego funkcji zapomina się w trakcie czytania, nie tylko ze względu na długość, ale i naszpikowanie akcją. A dalej? Dalej działo się jeszcze więcej. 

Sara Weronika Sokolska jest Pierwszą Czarownicą Polanii, piastującą to zaszczytne, ale niewdzięczne stanowisko podczas panowania Jego Królewskiej Mości Juliana Łakomskiego. Jest to funkcja o tyle intratna, co problematyczna, szczególnie gdy nie ma się wsparcia Loży Magów i nie pobierało się nauk na Magicznym Uniwersytecie Jagiellońskim. Ale Sanika jest dzikim, nieposkromionym i niezwykle upartym żywiołem i z jej magią raczej ciężko się mierzyć. I dobrze ponieważ Kraków - jej miasto - jest atakowany. Ktoś po kolei niszczy artefakty, będące magicznymi strażnikami stolicy do momentu, aż na jej straży pozostaje tylko Sara, której moc jest równie mroczna jak jej oponenta.

Magdalena Kubasiewicz stworzyła alternatywną rzeczywistość, w której magia jest integralną częścią niemal boleśnie współczesnego świata. Tam właśnie Polska, a raczej Polania, jest europejskim mocarstwem, ze stolicą w Krakowie, gdzie władze wciąż sprawują królowie. Mój patriotyczny duch, który nazywam "krwią pradziadka husarza" (tylko go tak nazywam, nie mam zielonego pojęcia, czy miałam w rodzinie kogoś z tej elitarnej jednostki, ale przecież mogło tak być), zawsze się raduje, czytając takie rzeczy. Sama fabuła wije się, gmatwa, pląta, nie pozwalając czytelnikowi na wytchnienie. W trakcie lektury nie raz czułam się tak zmęczona w podobnym stopniu jak główna bohaterka i chciałam odłożyć książkę, by choć na chwilę odetchnąć od tych wszystkich emocji jakie wywoływała, uspokoić galopujące serce oraz powstrzymać palącą ciekawość, ale przecież nie mogłam. Czy raczej nie chciałam. Musiałam się dowiedzieć, co będzie dalej albo chociaż lepiej poznać przeszłość Saniki. Pewnych rzeczy domyślałam się z subtelnych aluzji autorki, ale to wciąż było zbyt mało.

Nie mogłam się oprzeć przed wstawieniem bardziej wiedźmowej wiedźmy :) i jabłuszka na podpowiedź

Sama postać Pierwszej Czarownicy składa się niemal wyłącznie z buntu, mocy i tajemnic. A przecież jej opisy brzmią jakoś dziwnie znajomo. Choć fryzura i ubiór mogą mylić, to jednak wewnętrzne dziecko zawsze doszuka się podobieństw. Szczególnie jeśli zna tę opowieść od tej mniej cenzuralnej strony. Pierwsze ślady zostawiane przez autorkę były dość niewinne. Te czerwone usta, blada skóra i czarne włosy... Powinnam od razu skojarzyć, choć w opisach rzadko występowały obok siebie. Na właściwy trop naprowadziły mnie dopiero "wspomnienia" o niemal wyrwanym sercu i płucach, mimo że to chyba nie do końca tak było. Ale wówczas skojarzyłam i zaczęłam dostrzegać inne, nie mniej mroczne baśnie tak lekko i płynnie wkomponowane, że niemal nie dostrzegało się, iż były czymś innym. I jeszcze tak misternie splecione z legendami Krakowa, że niemal nie było widać łączeń. A ja przecież nie jestem krakowianką, nie znam wszystkich. Ile nawiązań przegapiłam przez swoją niewiedzę? O tym nawet nie chce myśleć. 

Po przeczytaniu powieści nie mogłam pozbyć się wrażenia panującego w niej chaosu, choć też nie mogę oprzeć się przeczuciu, iż był to chaos zamierzony. Dzięki niemu mogłam pełniej odczuwać problemy Krakowa właśnie z perspektywy Sary, która zdawała się być nieraz podobnie zagubiona w wirze wydarzeń, jak ja podczas czytania. Choć ona miała nade mną tę przewagę, że była świadoma swojej przeszłości, dla mnie jako czytelniczki, wciąż pozostającą za zasłoną z niedomówień. Mogłabym wspomnieć też o innych bohaterach: o młodym królu czy czarodziejach i czarodziejkach z Loży, ale oni wszyscy wypadali jakoś blado przy Sanice. No, może Lidia mogłaby stanowić godną przeciwniczkę, czy też, po pokonaniu niechęci między nimi, partnerkę Pierwszej Czarownicy, ale pojawiała się zbyt rzadko, by można było stwierdzić to w pełni. Jednakże te blond loki, błękitne oczy i zamiłowanie do białych strojów znów wyglądały znajomo...

I, żeby jednak nie było zbyt znajomo ;)

Prędkość z jaką pochłonęłam "Spalić wiedźmę" zaskoczyła nawet mnie, zapaloną czytelniczkę, która jednak potrzebuje kilku dni (a raczej kilku posiedzeń w autobusie) na przeczytanie dowolnej powieści. A tu po pierwszej dobie czytnik wskazywał skromne 30% za mną, by w kolejnej wszem i wobec obwieścić dobicie do setki. I koniec. I już czuję, że będę musiała sięgnąć po nią po raz drugi. Bo głód fabuły nie pozwolił mi na wyłapanie wszystkich smaczków, na pełne zrozumienie motywów działań, na głębsze poznanie przeszłości Saniki i złożenie do kupy tych wszystkich nikłych tropów pozostawionych przez autorkę... Już wiem, że to zrobię, tylko że tym razem na spokojniej, niemal delektując się nawiązaniami i pomysłem. Ale to za jakiś czas.

Książka ta sprawiła mi podwójną przyjemność. Po pierwsze przypadającą do gustu fabułą, pomysłem na wykreowany świat i magicznym Krakowem, do którego zawsze żywiłam niewyjaśniony sentyment. Po drugie potwierdziła przeczucie znalezienia dobrego tekst. Na szczęście te niepokoje okazały się niepotrzebne. I z zadowoleniem mogę stwierdzić, że miałam nosa. Wiecie jak to jest, kiedy sięgacie po powieść bez polecenia, kusząc się jedynie na krótki fragment czy opis na okładce. Więcej nie wiecie, nic poza dreszczem szepczącym Wam, że to może być dobre. I właśnie słówko "może" jest tu kluczowe. Ta niepewność sprawia, że krew zaczyna szybciej krążyć już przy pierwszych stronach, ale tylko od autora zależy, czy emocje pozostaną na tym samym, czy nawet większym poziomie. Tu się udało i z pełnym przekonaniem stwierdzam, że to zdecydowanie najlepsza, oczywiście zaraz po "Pokoju Światów", książka wydawnictwa Genius Creations, jaką miałam okazję przeczytać. 

4 komentarze:

  1. Książka zapowiada się ciekawie, zaglądam tu od czasu i lubię ten blog. Nominowałam go zatem do zabawy Liebster Award na moim blogu Memuary Nie Do Pary.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem zaszczycona i dziwie się niepomiernie. To już będzie chyba moja trzecia (czwarta) nominacja :) Pytania całkiem ciekawe, więc może skuszę się na podjęcie wyzwania ;)

      Usuń
  2. Chciałam przeczytać wpis, ale przyznaję się, że kontrast białej czcionki na czarnym tle i niemal ciągły tekst zmęczyły mój wzrok po pierwszym akapicie. Szkoda;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli to coś pomoże podrzucam link do recki na lubimyczytac.pl
      http://lubimyczytac.pl/ksiazka/259415/spalic-wiedzme/opinia/30111762#opinia30111762

      Usuń