Projekt Jagacon to swego rodzaju czytelnicze wyzwanie. Wszystko po to, by w jak najkrótszym czasie przeczytać jak najwięcej stron. Nie dziwi więc, że na dwa tygodnie mojego urlopu przypadły dwie kobyłki autorstwa Pawła Majki. O pierwszej - "Wojny przestrzeni" - mieliście okazję już u mnie czytać. Teraz przyszedł czas na drugi, nagrodzony Żułwiem tytuł "Niebiańskie Pastwiska", będące częścią serii wydawniczej "Horyzonty zdarzeń" promowanej przez Rebis. Nie powiem jak długo książka ta czekała na półce z tytułami do przeczytania. Choć możecie mieć pojęcie, jeśli zdarza Wam się śledzić mój TwarzoKsiążkowy profil, bo zdjęcia z zakupu tego konkretnego tomu pojawiły się... dawno. Bardzo dawno temu. Ale czego się nie robi dla Jagaconu.
"Niebiańskie pastwiska" to historia wielkiej wojny złożonej z kilku mniejszych, zarówno tych toczonych przez zwykłych żołnierz jak i tych przeprowadzanych na salonach przy pomocy słodkich słówek, przekupstwa i nietuzinkowych umysłów. Jeśli doliczyć do tego niemal boskie ingerencje różnego rodzaju, otrzymujemy przepis na wojnę niemal totalną. Do tego bardzo ważnym motywem powieści jest kontakt z obcą i niezwykle odmienną rasą istot, postrzeganych przez ludzi jako bóstwa i będących podstawą nowego rodzaju religii. Wszystkie te podniosłe wydarzenia opowiadane są z perspektywy niezwykle barwnych postaci i ich przygód. Mam więc tu przedstawione perspektywy zwykłych żołnierzy i generałów, tajnych agentów i służb specjalnych, wyjątkowych służących i arystokratów, magów, kapłanów, spiskowców i ludzi zupełnie przeciętnych. Mnogość wątków i istotnych postaci momentami wręcz poraża, by nie rzec przytłacza.
Taka mała kolekcja twórczości.
"Niebiańskie pastwiska" to historia wielkiej wojny złożonej z kilku mniejszych, zarówno tych toczonych przez zwykłych żołnierz jak i tych przeprowadzanych na salonach przy pomocy słodkich słówek, przekupstwa i nietuzinkowych umysłów. Jeśli doliczyć do tego niemal boskie ingerencje różnego rodzaju, otrzymujemy przepis na wojnę niemal totalną. Do tego bardzo ważnym motywem powieści jest kontakt z obcą i niezwykle odmienną rasą istot, postrzeganych przez ludzi jako bóstwa i będących podstawą nowego rodzaju religii. Wszystkie te podniosłe wydarzenia opowiadane są z perspektywy niezwykle barwnych postaci i ich przygód. Mam więc tu przedstawione perspektywy zwykłych żołnierzy i generałów, tajnych agentów i służb specjalnych, wyjątkowych służących i arystokratów, magów, kapłanów, spiskowców i ludzi zupełnie przeciętnych. Mnogość wątków i istotnych postaci momentami wręcz poraża, by nie rzec przytłacza.
Tym samym niezwykle trudno powiedzieć kto jest głównym bohaterem powieści? Pniak - dowódca feralnej dziesiątki? Karol Oruzon - książę i uparty wojownik? A może Pies, którego wszyscy zdają się szukać? W zasadzie mogłabym tu wymienić jeszcze przynajmniej z dziesięciu równie istotnych bohaterów. Bo przecież nie możemy zapominać o Masce - dowódcy rebeliantów, ani o rozmiłowanym w intrygach Szambelanie Aubercie. A Jegwienij i Berak? Oni zdają się być w centrum każdego spisku, choć od pewnego momentu i tak najważniejsza jest dla nich zemsta. Nie, zdecydowanie nie da się jednoznacznie określić postaci głównego bohatera. Choć może inaczej. Jest, ale nie jest to istota ludzka, ani nawet byt nazywany "bóstwem". Najważniejsza jest intryga. Reszta to tylko dodatki.
Rozmaitość tego co, gdzie i jak się dzieje wywołuje początkowe zagubienie, podobnie jak w przypadku "Wojen przestrzeni". Nie mniej w tym konkretnym wypadku wydają się być one dużo lepiej uporządkowane, nie powodują już takiego wrażenia porzucenia w środku chaosu. Ponadto wielkość i złożoność intrygi jaką zaserwował nam Paweł Majka dosłownie wbija w fotel. Koronkowa robota, niezwykle misterna i tak pogmatwana, że do samego końca nie sposób przejrzeć rozwiązania. Postaci zmieniają stronnictwa, mają własne plany, przekuwają je w czynny nie bacząc na losy innych, a upór niektórych nie pozwala im przestać nawet po śmierci. Bo jakby nie patrzyć w zaświaty też nie są wolne od intryg.
Muszę też pozachwycać pewnego rodzaju subtelnością opisów i wyrafinowaną grą niedopowiedzeń. Bo nie trzeba powiedzieć wszystkiego od razu, wyłoży wręcz łopatologicznie. Czytelnik się domyśli. Przecież tak wynika z kontekstu. I muszę przyznać, że dzięki podobnym zabiegom, autentycznie popłakałam się w trakcie czytania. Nigdy żaden autor nie wywołał u mnie łez wzruszenia opisem kosmicznej rozpierduchy. Epickiej bo epickiej, ale pełnej palonego plastiku i niesłusznych śmierci. Bo czy wojna zabiera tylko tych, którzy na to zasługują? Znając poprzednie książki autora widać znaczący postęp zarówno w stylu jak i w światotworzeniu. A także w coraz większym rozmachu patrząc po grubości tytułu.
Jednak obszerność i wielość mogą też być wadami historii. Bardzo łatwo pomylić się kto jest kim i do jakiej frakcji należy. Szczególnie kiedy wszystko zaczyna się zazębiać dopiero za połową powieści. Łatwo też zapomnieć o postaciach, które spotkało się na samym początku. Kiedy w okolicach końca padło imię Fiolka, nie bardzo wiedziałam o kim mowa, tym bardziej, że pojawiła się tylko na chwilę i to jeszcze w epilogu powieści. Rozmaitość więc nie tylko wywołuje fascynacje, ale też miesza, mąci i zmusza do uwagi. Ale czy tak do końca to coś złego?
"Niebiańskie pastwiska" to fascynująca, kosmiczna przygoda, która ze strony na stronę wciąga coraz bardziej. Zawiłością i skomplikowaniem angażuje wszystkie szare komórki człowieka w próbie rozwikłania intrygi. Finty w fincie. Wielowymiarowi bohaterowie są żywi, wręcz namacalni i do bólu prawdziwi ze swoimi miłostkami, słabościami i pasjami. Nawet fanatycy z Powolnej Floty są dla mnie wątkiem niezwykle rzeczywistym, a przecież mówimy o podróżach kosmicznych i istotach o niemal boskiej mocy. Ludzkie motywacje, nieważne w jaki sposób przedstawione, są prawdziwe i zawsze będą, niezależnie od tego czy opowieść ubierze się w kryminał, romans czy fantastykę. A ta ostatnia potrafi być wyjątkowo dobra, jeśli da się jej na to szanse.
Jednak obszerność i wielość mogą też być wadami historii. Bardzo łatwo pomylić się kto jest kim i do jakiej frakcji należy. Szczególnie kiedy wszystko zaczyna się zazębiać dopiero za połową powieści. Łatwo też zapomnieć o postaciach, które spotkało się na samym początku. Kiedy w okolicach końca padło imię Fiolka, nie bardzo wiedziałam o kim mowa, tym bardziej, że pojawiła się tylko na chwilę i to jeszcze w epilogu powieści. Rozmaitość więc nie tylko wywołuje fascynacje, ale też miesza, mąci i zmusza do uwagi. Ale czy tak do końca to coś złego?
I małe pojęcie o grubości tytułu.
"Niebiańskie pastwiska" to fascynująca, kosmiczna przygoda, która ze strony na stronę wciąga coraz bardziej. Zawiłością i skomplikowaniem angażuje wszystkie szare komórki człowieka w próbie rozwikłania intrygi. Finty w fincie. Wielowymiarowi bohaterowie są żywi, wręcz namacalni i do bólu prawdziwi ze swoimi miłostkami, słabościami i pasjami. Nawet fanatycy z Powolnej Floty są dla mnie wątkiem niezwykle rzeczywistym, a przecież mówimy o podróżach kosmicznych i istotach o niemal boskiej mocy. Ludzkie motywacje, nieważne w jaki sposób przedstawione, są prawdziwe i zawsze będą, niezależnie od tego czy opowieść ubierze się w kryminał, romans czy fantastykę. A ta ostatnia potrafi być wyjątkowo dobra, jeśli da się jej na to szanse.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz