Wszystko się zmienia. Świat nieustannie gna do przodu, a nowe technologie zalewają świat wypierając stare, dobrze nam znane rzeczy. Gdy Gutenberg wynalazł prasę drukarską i ruchomą czcionkę, chciał tylko przyspieszyć pracę kopistom, a tym samym zmniejszyć cenę książek. Chyba nawet nie spodziewał się, jak bardzo jego wynalazek wpłynie na obraz współczesnego świata. Jednak, niczym kiedyś gliniane tabliczki, tak dziś papierowe księgi, powoli odchodzą do lamusa, by zostać zastąpione przez cyfrowe ciągi danych. Jest to proces długotrwały i jeszcze przez wiele kolejnych dziesięcioleci, powieści w formie połączonych, własnoręcznie przerzucanych kartek, nie znikną. Mimo to, już dziś daje się zauważyć wyraźny podział pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami e-booków. Może zamiast wciąż stawiać mury i podkreślać różnice udowadniające czyjąś wyższość, powinniśmy nauczyć się budować mosty i dochodzić do porozumienia w każdej dziedzinie naszego życia.
Ja jako Mróz od dziecka jestem zatwardziałym molem książkowy, który literaturę wręcz pochłania, a nie tylko czyta. Przeglądając różne memy o czytelnikach, mam wrażenie iż przynajmniej trzy czwarte z nich, odnosi się bezpośrednio do mojej skromnej osoby. Przez lata słowo drukowane było dla mnie jedynym słusznym sposobem zapoznawania się z dziełami najróżniejszych autorów. Podobnie jak niektóre kobiety kupują buty, ja każdy zaoszczędzony groszy wręcz obsesyjnie wydawałam na książki. Doszło nawet do tego, że w antykwariacie Metzgera w Kielcach byłam znana jako dziewczyna płacąca sakiewkami, ze względu na ilość drobnych monet składanych przeze mnie w woreczkach, którymi uiszczałam należność za poszczególne tomy. Stan ten niewiele się zmienił od tamtego czasu, choć skromne, studenckie życie udowodniło mi, iż są rzeczy ważniejsze do nabycia np. jedzenie, dlatego też profilaktycznie rzadziej odwiedzam księgarnie. Nie mniej jednak moje upodobanie do zapachu papieru i tuszu drukarskiego nie osłabło, a chwila z książką w dłoni, gdy mogę swobodnie przesuwać palcami po kolejnych stronach, jest jednym z najprzyjemniejszych sposobów spędzania wolnych chwil. Nie można więc dziwić się mojej początkowej niechęci do powieści elektronicznych. To po prostu nie było to samo. Brakowało czegoś. Otulenia pewnym rodzajem magii, który mógł zapewnić tylko druk.
Natura ludzka jednak zmienną jest. Najwięcej z tych przemian, jak się można domyślać, zachodzi na studiach, kiedy człowiek zmuszony jest do radzenia sobie z problemami w każdy możliwy sposób. Na przykład z brakiem podręczników w bibliotece uniwersyteckiej, lecz wręcz niezbędnych do pewnego zaliczenia, kiedy na kupno nowego, czy chociażby skserowanie starego, nas po prostu nie stać. Z pomocą wówczas przyszedł internet i bezimienne, dobre dusze, poświęcające swój czas pojedyncze zeskanowanie każdej strony i dzielące się owocami swej pracy. Tak ja jako Mróz, nauczyłam się czytać na komputerze, a konkretnie na mojej kochanej "Tosi". Jakkolwiek męczące by to nie było dla moich biednych oczu, pomagało przygotować się na zajęcia. Kiedy już przezwyciężyło się pierwszą niechęć, dużo łatwiej było zrobić kolejny krok. Pchnięta w objęcia elektronicznych powieści, zaczęłam zapoznawać się z kolejnymi książkami, które dla odmiany >>chciałam<<, a nie >>musiałam<< przewertować. Nie wychodziło to jednak na dobre moim oczom.
W takiej sytuacji technika znalazła rozwiązanie w postaci wszelkiej maści czytników. Można by się zastanowić, po co wydawać pieniądze na Kindle'a, kiedy odpowiednia aplikacja na smartphonie pozwoli nam na to samo, a inwestycja w tableta pozwoli nam uzyskać dostęp do całej masy funkcji, nieosiągalnych dla zwykłego czytnika. Odpowiedź jest prosta: ponieważ używane są w nich ekrany LCD, zabójcze dla naszych oczu, natomiast urządzenia typu Kindle, opierają się o e-ink (e-papier), odbierany przez nasz wzrok jak zwykły papier. Co prawda nie poczytamy na nich po ciemku, ale i nie oślepniemy zbyt szybko.
Niewątpliwą zaletą korzystania z dobrodziejstw ery e-booków jest niesamowita mobilność, dzięki czemu w podróż możemy zabrać dowolną ilość powieści, skompresowanych do kilkudziesięciu kilobajtów na naszym czytniku. Kończy to wakacyjną udrękę każdego mola książkowego, polegającą na podjęciu okrutnej decyzji o ograniczeniu ulubionych pozycji, ze względu na przeciążenie bagażu. Nie wspominając już o prozaicznym i czysto ekonomicznym argumencie. Wersje elektroniczne są tańsze niż ich papierowe odpowiedniki, dzięki czemu możemy kupić większą ilość lektur za tę samą cenę. Poza tym, część stron oferuje możliwość darmowego pobrania e-booków z tekstami różnych autorów, w ramach szeroko zakrojonej akcji promocyjnej, jak to było w przypadku antologii zawierającej opowiadania nominowane do Zajdla, czy też "Ostatniego dnia pary" - zbioru historii nagrodzonych na tegorocznym Krakonie. Miłośnicy fantastyki mogą też dowolnie czerpać z zasobów bazy ebooków Roberta Szmidta - FantastykaPolska.pl, a wszystko to, by propagować czytanie i polskich pisarzy. Jednak nawet najobszerniejszy zbiór plików nie zastąpi prawdziwej biblioteczki.
Każdy miłośnik książek znajdzie sto zalet słowa drukowanego, a każdy fan technologii, nie mniej pozytywów wynikających z wersji elektronicznych. Zapominają jednak, że łączy ich wspólne zamiłowanie to zagłębiania się w innych rzeczywistościach. Oboje nie widzą sensu istnienia bez pochłaniania kolejnych powieści, więc czy to naprawdę ważne w jaki sposób to robimy? Może zamiast wytykać mankamenty naszych upodobań, nauczymy się wykorzystywać możliwości, dane nam przez świat.
Niewątpliwą zaletą korzystania z dobrodziejstw ery e-booków jest niesamowita mobilność, dzięki czemu w podróż możemy zabrać dowolną ilość powieści, skompresowanych do kilkudziesięciu kilobajtów na naszym czytniku. Kończy to wakacyjną udrękę każdego mola książkowego, polegającą na podjęciu okrutnej decyzji o ograniczeniu ulubionych pozycji, ze względu na przeciążenie bagażu. Nie wspominając już o prozaicznym i czysto ekonomicznym argumencie. Wersje elektroniczne są tańsze niż ich papierowe odpowiedniki, dzięki czemu możemy kupić większą ilość lektur za tę samą cenę. Poza tym, część stron oferuje możliwość darmowego pobrania e-booków z tekstami różnych autorów, w ramach szeroko zakrojonej akcji promocyjnej, jak to było w przypadku antologii zawierającej opowiadania nominowane do Zajdla, czy też "Ostatniego dnia pary" - zbioru historii nagrodzonych na tegorocznym Krakonie. Miłośnicy fantastyki mogą też dowolnie czerpać z zasobów bazy ebooków Roberta Szmidta - FantastykaPolska.pl, a wszystko to, by propagować czytanie i polskich pisarzy. Jednak nawet najobszerniejszy zbiór plików nie zastąpi prawdziwej biblioteczki.
Każdy miłośnik książek znajdzie sto zalet słowa drukowanego, a każdy fan technologii, nie mniej pozytywów wynikających z wersji elektronicznych. Zapominają jednak, że łączy ich wspólne zamiłowanie to zagłębiania się w innych rzeczywistościach. Oboje nie widzą sensu istnienia bez pochłaniania kolejnych powieści, więc czy to naprawdę ważne w jaki sposób to robimy? Może zamiast wytykać mankamenty naszych upodobań, nauczymy się wykorzystywać możliwości, dane nam przez świat.
Tak optymistycznie na koniec. Gdyż można i tak i tak.
I tym sposobem ostudzono temperamenty zagorzałych fanatyków obu rodzajów książek, wytrącono argumenty stron biorących udział w tej zimnej wojnie i wyjaśniono, że spory są bezpodstawne, bo każda opcja ma swoje zalety. Przy okazji dowiedziałam się o co chodzi z czytnikiem e-booków ;] Mróz zamroził spory, gratki ;]
OdpowiedzUsuńPolecam się :) W przypadku czytników e-booków trzeba zaznaczyć, że część z nich, głównie tych tańszych, również posiada wyświetlacz LCD, przez co niewiele różnią się od tabletów. Z kolei Kindle oferuje je także wersje Paperwhite z dużo lepszym oświetleniem ekranu, umożliwiającym czytanie po ciemku
Usuń