środa, 27 sierpnia 2014

Zaskakująco mroczny Disney, czyli co Mróz wygrzebała w internecie

Bardzo lubię budzić się wcześnie. Może to brzmieć nieco dziwnie, szczególnie biorąc pod uwagę moje problemy z porannym wstawaniem i ogólne zamiłowanie do właściwej ilości snu, ale to jedna z tych rzeczy, którym zwyczajnie nie da się zaprzeczyć. Często, mając świadomość, że przed zajęciami mogłabym pospać godzinę dłużej, ja jako Mróz, specjalnie wstaje wcześniej. Ma to związek z moją celebracją śniadania, ponieważ nic tak nie wpływa na cały dzień, jak jego właściwe rozpoczęcie. Gdy już uporam się z kanapkami, przychodzi czas na herbaciane czytanie. Polega to na tym, iż szukam w internecie tekstu, który starczy mi na spokojne dopicie filiżanki earl grey'a (lub innych fusów, które akurat sobie zaparzę). Tak właśnie natrafiłam zbiór kadrów przedstawiających zapomniane księżniczki Disney'a. Szczycę się faktem, że znam albo przynajmniej kojarzę zdecydowaną większą część jego animacji, dlatego też przedstawione postaci były mi dobrze znane i wcale nie dziwił mnie wybór autora artykułu. To jednak zmieniło się w momencie, gdy dotarłam do grafiki z księżniczką Eilonwy z bajki "Taran i magiczny kocioł". Co? Też pierwsze słyszycie? Na szczęście internet jest pełen różnych informacji, trzeba tylko wiedzieć jak ich szukać. W ten sposób odkryłam chyba pierwszą, silną i niezależną królewnę z wytwórni Myszki Miki, a co ciekawsze, naprawdę mroczną i ciekawą animację, o której za raz Wam wszystko opowiem.


Już sam plakat sugeruje, że nie powinniśmy się spodziewać zbyt wielu przesłodzonych scen.

Pierwszym na co należy zwrócić uwagę, jest wiek produkcji. Powstała ona 1985 roku, czyli na cztery lata przed niesłuchającą ojca Ariel i siedem lat przed zbuntowaną Jasminą, choć one tak naprawdę stanowiły tylko przygrywkę przed naprawdę silną i dzielną Mulan, która pojawiła się dopiero w 1998 r. Dotychczasowe produkcje Disney'a były niezwykle radosne, bajecznie kolorowe i pełne wesołych piosenek. Oczywiście miewały smutne i groźne sceny. Kogo choć raz nie przeraziły Cruella DeMon czy Zła Królowa, chyba naprawdę nigdy nie był dzieckiem. Jednak, żeby cała animacja była przesycona nastrojem subtelnej grozy i niepokoju, budowanej dodatkowo przez niezwykle klimatyczną muzykę? Czy to naprawdę Disney? Okazuje się, że tak. Mamy więc mroczne zamczysko, armię nieumarłych, smoki, typów z pod ciemnej gwiazdy, przepastne bagna, lochy, wiedźmy i najczarniejszą magię jaką te bajki widziały, gdyż wymagającą ofiary z żywej istoty. Wszystko to okrywa cień Rogatego Króla - głównego antagonisty filmu - ewidentnie będącego krewnym, okrytego złą sławą Szkieletora (nie zaznajomionych z tematem odsyłam do serialu "He-Man i Władcy Wszechświata"), chociaż w budzeniu lęku i trwogi w niczym nie ustępuje Sauronowi. Nawet ambicje mają podobne i żeby doprowadzić do końca swój plan, potrzebują jednej ważnej rzeczy. Z resztą, nie są to jedyne nawiązania do prozy Tolkiena, jakie dostrzegłam.


Nigdy nie przestanę się zachwycać umiejętnościami disney'owskich rysowników. Przedstawiona scena wcale nie wygląda na pochodzącą z bajki dla dzieci.

Tytułowego bohatera można by w zasadzie przemilczeć. Jedyne, co można powiedzieć o Taranie to fakt, że z początku zdaje się być odwrotnością Artura z animacji "Miecz w kamieniu". Początkowo zadufany i zbyt pewny siebie, musi przejść ciężką szkołę życia, żeby zrozumieć, co tak naprawdę ma wielką wartość. Prawdziwe zainteresowanie wzbudza jednak księżniczka Eilowny - postać wyprzedzająca swoim charakterem całą epokę, niestety prawie zupełnie zdominowana przez swoje poprzedniczki. Należy pamiętać, że palmę pierwszeństwa dzierżyły wówczas Królewna Śnieżka, Kopciuszek i Śpiąca Królewna - naiwne ślicznotki, czekające na księcia z bajki. Nic więc dziwnego, że zdetronizowały młodą, gniewną, księżniczkę, która pojawiła się nie wiadomo skąd i w ogóle do nich nie pasowała. Stała się jednak zwiastunem przyszłych zmian. Eilowny nie trzeba ratować, wręcz przeciwnie to właśnie dzięki niej Taran wydostaje się z lochów Rogatego Króla. Jest dzielna i zadziwiająco logicznie myśląca. Do tego odważna, ale nie brawurowa. Ma w sobie te wszystkie cechy, które podobały mi się w Kali, córce króla Gregora ("Gumisie") i jeszcze kilka dodatkowych, które ta druga nabywała w miarę upływu odcinków. Wykazuje się też kilkoma praktycznymi umiejętnościami, jak na przykład szyciem. Powiecie, że Kopciuszek potrafi znacznie więcej, ale Eilowny na jej miejscu zwiała by z domu macochy i ułożyłaby sobie życie bez pomocy wróżki chrzestnej.


Można było stworzyć taką bohaterkę? Można. Tylko, żeby docenić taką księżniczkę, musieliśmy zmienić swoją mentalność.

Skoro jednak jest taka wspaniała, to dlaczego mało kto o niej słyszał? Moim zdaniem po prostu pojawiła się zbyt wcześnie. Ludzie nie byli chyba gotowi na taką rewolucję. Kobiety wciąż były bardziej zależne od mężczyzn i w dużej mierze marzyły o życiu królewny z bajki, uwielbianej i adorowanej przez wszystkich i takiego losu pragnęły dla swoich córek. Dlatego też późniejsze księżniczki jak Ariel czy Bella, mimo już nieco bardziej niezależne, wciąż w dużej mierze przypominały swoje starsze siostry.


Ja bym się nimi nie przejmowała. Xena byłaby dumna z Eilowny!

Dwa słowa chciałabym poświęci postaci zupełnie drugoplanowej - małemu, kudłatemu Gurkiemu. Mimo jego uroczej powierzchowności, nikt inny tak bardzo nie kojarzył mi się z Golumem. Oczywiście w większości jego zachowanie jest po prostu zabawne, dopóki łapczywie nie próbuje zagarnąć jabłka dla siebie. Jeśli dorzucimy do tego niezwykle podobny głos, Smeagol jak żywy staje nam przed oczami. Gdyby tego było mało, jest jeszcze jedna scena w zamku Rogatego Króla, która pogłębia to wrażenie, ale o tym sza. Nie chce psuć Wam zabawy.


My precious apple...

Oczywiście silna kobieca postać, nie była jedyną przyczyną medialnej klęski "Tarana i magicznego kotła". Mimo cudownej strony wizualnej i doskonałej ścieżki dźwiękowej, zebrał bardzo słabe recenzje, krytykujące brak poczucia humoru, uroku i fantazji, z których znane były poprzednie produkcje. Tęsknili przede wszystkim za Disney'owską magią, czarem porywającym serca. Moim zdaniem nie dostrzegli tego, że twórcy właśnie od tego starali się odejść. Chcieli stworzyć coś bardziej mrocznego, niepokojącego, a jednocześnie krzepiącego, a nie przesłodzonego. Niestety było zdecydowanie za wcześnie na takie rewolucje. Ale to tylko moje zdanie. Najlepiej obejrzyjcie i oceńcie sami. Zainteresowanym jeszcze podpowiem, że cała animacja powstała w oparciu o dwie pierwsze części cyklu "The Chronicles of Prydain". Niestety polskiego tłumaczenia brak, ale w dzisiejszych czasach nie powinno być to dużą przeszkodą.

2 komentarze:

  1. nieeee!!!! mój ukochany Disney mówiący że wystarczy leżeć i pachnieć a książę przybędzie sam nie do końca miał to na myśli?! cały życiorys do poprawki...
    a tak poważnie, skoro Mrozowi udało sie odnaleźć takie dzieło pana D, a odtwórstwo filmowe idzie właśnie w kierunku mrocznej aury, to kto wie czy za pare lat nie usłyszymy, że Angelina Jolie w wersji Tomb Rider z namaszczeniem Disneyowskim udziela się jako bohaterka Eilowna...
    a nuż ktoś wytłumaczy populacji XXI wieku że nie tak łatwo zostać księżniczką :)
    pozdrowienia, Asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jako Mróz, jeszcze nie takie rzeczy odnajdę :) i kto wie, może masz racje. Skoro już przerobili Śpiącą Królewnę, Alicję, Królewnę Śnieżkę (dwa razy) i zabrali się za Kopciuszka, to może następna będzie Eilowny w nowej, jeszcze mroczniejszej wersji "Magicznego Kociołka". Piszemy petycje do Disney'a żeby się za to zabrał :)

      Usuń