środa, 21 listopada 2018

Trup i usteckie krówki, czyli chyba siostrze książki nie oddam

Jak mogłam wspomnieć raz czy dwa (a może dziesięć) nie jestem jedynaczką. Mam siostrę. Młodszą, choć różnica wieku jest tak mała, że łatwo nazwać nas równolatkami. Aczkolwiek rozbieżności w wyglądzie i w charakterze sprawiają, iż określenie nas mianem rodzeństwa bywa problematyczne. Nie dotyczy to jednak czytania książek. Tu przewrotna natura obdarzyła nas skumulowanym, po obojgu rodzicach, zamiłowaniem do słowa pisanego i jeszcze, jakby tego było mało, podniosła je do kwadratu. Sprawa wygląda tak, że to, jak my kupujemy powieści, przebija wszelkie rodzinne spuścizny. Choć gusta mamy różne i w zasadzie połykamy nieraz skrajnie odmiennie od siebie lektury, to czasem się zdarza, że spodoba nam się ten sam tytuł. Tak było w przypadku Marty Kisiel i "Dożywocia" (i nie tylko), przez co obie stałyśmy się posiadaczkami puszystych "kłólików". Teraz jednak przyszła pora na coś nowego i dla odmiany to siostra mnie zaraziła, pożyczając jedną z cudowniejszych książek jakie ostatnio przeczytałam. Mam tu namyśli kryminał autorstwa Anety Jadowskiej "Trup na plaży i inne sekrety rodzinne".
Za udostępnienie tej książki dziękuję swojej siostrze.

czwartek, 8 listopada 2018

Fantastycznie chłodna prasówka - NF 11/2018

Witajcie moi drodzy czytelnicy w ten jakże zachrypiały dzień. Tuż przed wyjazdem na Wszystkich Świętych do moich rodzinnych Kielc, byłam niezwykle dumna, że przygotowałam dla Was kolejny wpis. Niesiona falą dobrze wykonanej roboty myślałam, że jak tylko wrócę, wycisnę z siebie następny, zapoczątkowując nową serię recenzji. Nic jednak bardziej mylnego. Przeziębienie, które nawiedza mnie falami od piątku właśnie ze mną wygrało. Oficjalnie straciłam głos. Prawie. Coś tam jestem w stanie wyskrzeczeć, jeśli muszę, ale brzmi to tak komicznie, że staram się nie próbować. Na szczęście do pisania głosu nie potrzebuję, a palce jeszcze ogarniają, które klawisze trzeba wciskać. Tym bardziej, że wciąż czeka na mnie najnowszy numer Nowej Fantastyki. Przeczytany już dawno temu, ale jakoś tak wszystko stawało przeciwko pisaniu recenzji. Dziś, mimo całkiem rozsądnej wymówki, jednak zbieram się do pisania.
Jak dobrze, że Luby posiada całą masę klimatycznych gadżetów, które można sfotografować.

środa, 7 listopada 2018

PBF a konkurs, czyli Alarański Kartograf - II edycja

Mogę się mylić, ale chyba niemal każdy członek fandomu miał styczność z RPGami, jeśli nie książkowymi, to przynajmniej komputerowymi. Jak wygląda rozgrywka, każdy wie. Albo spotykamy się z członkami i Mistrzem Gry (my go nazywamy Mrocznym Wodzem) albo odpalamy komputer. Pierwsza opcja wymaga dogrania wolnego popołudnia dla wszystkich członków ekipy, druga znalezienia solidnego wytłumaczenia, dlaczego szóstą godzinę z rzędu wlepiamy oczy w monitor. Można by rzec "Tak źle, tak nie dobrze". Bo zgranie 5-6 osób jednego dnia naprawdę czasem graniczy z cudem, a odpalenie elektronicznego RPGa na pół godziny w ciągu doby mija się z celem. Jakiego questa da się w tym czasie zrobić? Chyba tylko partyjkę Gwinta odpalić. Ale, jeśli podobnie jak ja, żyjecie w niedoczasie, tęsknicie za RPGami, nie boicie się ścian tekstu i sami lubicie pisać, miałabym dla Was rozwiązanie.
Czytajcie dalej. Wkrótce wszystko się wyjaśni (źródło).