Człowiek zazwyczaj chce dobrze. Po odkryciu w odmętach swej pamięci produkcji Fire and Ice, ja jako Mróz miałam w głowie szereg wpisów ratujących zapomniane animacje. Cel jakże szczytny, ponieważ liczyłam iż dzięki nim przywrócę komuś utracone wspomnienia z dzieciństwa. Pełna jak najlepszych intencji, zapominając jakie to szczególne miejsce jest nimi wybrukowane, sięgnęłam po film, który zaproponował mi Internet. Szukając informacji właśnie na temat Fire and Ice, każda wręcz strona sugerowała mi obejrzenie dodatkowo Wizards z 1977 roku. Szczerze mówiąc, nie słyszałam o tym wcześniej. Żeby nie zepsuć sobie zabawy, unikałam wszelkich opisów fabuły, poza obietnicami "epickiego starcia pomiędzy magią a techniką". Brzmiało to na tyle dobrze, że nawet nie mogłam się doczekać seansu. W swój wolny wieczór, zaopatrzyłam się w solidne ilości herbaty, szczelnie opatuliłam kocem i pozwoliłam zabrać się na przygodę. I naprawdę nie wiem, czy dobrze zrobiłam, choć każde doświadczenie czegoś uczy.
Żadna pozytywna recenzja i aprobata internetu, nie przygotowała mnie na to, co zobaczyłam w trakcie oglądania tego filmu.