czwartek, 30 października 2014

Potter, Potter pokaż rogi

Nie da się ukryć, że zachodnie "helołin" ma się u nas coraz lepiej. W hipermarketach spokojnie można już kupić wszelkiego sortu dynie i upiorne akcesoria, a kluby organizują tematyczne imprezy. Kina też nie chcą tracić dobrej okazji do zarobienia i specjalnie na 31 października przygotowują nam wyjątkowo mroczne i straszne firmy. W tym roku "halołinowa" premiera przyprawia o zawroty głowy wszystkich fanów "chłopca, który przeżył" i nie chodzi bynajmniej o tajemniczą ekranizację prozy J. K. Rowling, ale o "Horns"  z Danielem Radcliffem w roli głównej. Ponieważ zwiastuny wyglądały ciekawie, ja jako Mróz dodałam go sobie do listy zapalonego oglądacza. W oczekiwaniu na premierę sięgnęłam też po książkę, która usposobiła mnie na tyle dobrze, że tym większą miałam ochotę go obejrzeć. Możecie sobie wyobrazić moje zdziwienie, gdy przeglądając Filmweba, okazało się, iż premiera światowa miała miejsce 6 września... 2013 roku! Czyli jeśli chcecie go obejrzeć i nie macie awersji do napisów, możecie zrobić to nawet dziś. W każdym razie jestem świeżo zarówno po projekcji filmu jak i lekturze oryginału, więc zapraszam do zapoznania się z moim spojrzeniem na nie. I oczywiście uwaga na spoilery, choć w rozsądnej ilości!


Zwiastun, który wiele obiecywał...

niedziela, 26 października 2014

Powiało chłodem na dworze, czyli refleksje około zimowe

Jakiś czas temu mogliśmy się cieszyć z pięknej polskiej jesieni. Słoneczko przygrzewało, a drzewa pokrywały liście najbardziej fantastycznych barwach, jakie wymyśliła natura. W takie dni nie było nic przyjemniejszego od wyjścia z domu na spacer, rozkoszując się niemal letnią aurą, z tą różnicą iż człowiek nie pocił się tak usilnie. Umiarkowanie przyjemna temperatura na dworze pozwoliła nam odegnać niepokojącą wizję zimy na dłużej niż zwykle, dlatego tak nagłe obniżenie ciepłoty otoczenia zaatakowało z podwójną siłą. W Łodzi o porządnym mrozie jeszcze nie słyszano, ale nietopniejący śnieg na Kasprowym, jest dla mnie dostatecznym bodźcem do zmiany opon w samochodzie, szczególnie, że w świętokrzyskim potrafi być dużo chłodniej niż w Centralnej Polsce. Na szczęście wiedziona pierwotnym instynktem zdążyłam także uprać sobie zimową kurtkę i wydziergać "komin" na drutach, dzięki czemu "Królowa Śniegu" mi nie straszna, choć jej zimne palce mogły się już momentami dać we znaki. Teraz jednak, siedząc pod kocem z kubkiem gorącej herbaty obok siebie, zastanawiam się, kiedy chłodna aura, będąca jedynie przygrywką do czegoś poważniejszego, przeistoczy się w paraliżujące zawieje i zamiecie, oblodzone chodniki i spóźnione tramwaje, zaskakując wszystkich, z drogowcami na czele.


Ładny przejściowy widoczek, na przejściową pogodę

środa, 22 października 2014

Krew nie woda, czyli o szkoleniu skrytobójcy

Czasem zdarza mi się przeglądać moje poprzednie wpisy, chociaż by po to, by zorientować się o czym już mówiła, dokąd ostatnio błądziły moje myśli i czy wszystkie teksty napisałabym tak samo, jak poprzednio. Patrząc obiektywnie na to, co ostatnio u mnie się działo, stwierdziłam, iż dość mocno zaniedbałam refleksje literackie, jakbym zupełnie przestała czytać, a to nie prawda! Remont trakcji tramwajowej zmusił mnie do spędzania co dziennie około dwóch godzin w środkach transportu publicznego, a brak ciągłych wejściówek i kolokwiów wszelkiej maści pozwala mi na poświęcenie tego czasu na zagłębianie się w lekturze. Na brodę Merlina! Nie pamiętam już kiedy ostatnio miałam na tyle wolnego, by połykać do dwóch tytułów tygodniowo. Szaleństwo! Mój wewnętrzny mól książkowy nie może przestać się cieszyć, ale profilaktycznie "pożera" co się da, w razie gdyby ten stan miał się wkrótce zmienić. Aby jakoś ukierunkować ten czytelniczy pęd, postanowiłam nadrobić swoje zaległości w literaturze fantastycznej, biorąc na cel głównie starsze pozycje. W przypływie kawalerskiej fantazji, stwierdziłam, że równie dobrze mogę wciągnąć Was w to swego rodzaju wyzwanie, dlatego dziś zapraszam na moje, jako Mroza, refleksje na temat "Ucznia skrytobójcy".


Grafika z "Assassin's Creeda" jest tu tylko po to, aby przyciągnąć Waszą uwagę. Mam nadzieję, że mi się to udało.

sobota, 18 października 2014

W umyśle szalonego mistrza, czyli Beksińskich portret potrójny

Nie pamiętam kiedy pierwszy raz zetknęłam się z nazwiskiem Beksiński. Jeśli miałabym obstawiać, wybrałabym gimnazjum, kiedy to dzięki pani L., moja wiedza zarówno plastyczna jak i muzyczna była najobszerniejsza. Jednak pierwsze wrażenia dotyczące obrazów Beksińskiego, związane są z przeglądaniem reprodukcji na jakiejś stronie internetowej. Przez bardzo długi czas nic tak naprawdę nie wiedziałam o artyście, a strzępy informacji jakie posiadałam, mieszały mi dokonania ojca i syna. Na szczęście moja nieoceniona Baiken nie pozwoliła mi długo żyć w niewiedzy. W trakcie jednego z naszych licznych wypadów na piwo, gorąco poleciła mi książkę Magdaleny Grzebałkowskiej "Beksińscy. Portret podwójny", której to wręcz nie mogła się nachwalić. Tytuł zagościł w mojej pamięci, ale jak to zwykle bywa podczas spotkań z alkoholem, został zepchnięty na bok przez rzeczy bardziej ujmujące. Tak naprawdę czekał tylko na właściwy moment, na chwilę, w której mogłabym najpełniej docenić treść jaką ze sobą niósł. Czas taki nadszedł szybciej niż mogłabym się spodziewać.


Rodzina Beksińskich. Od lewej Tomek, Zofia i Zdzisław.  Pozwoliłam sobie sparafrazować tytuł książki, ze względu właśnie na osobę Zofii Beksińskiej - wyjątkowej kobiety, bez której, obaj mężczyźni jej życia, nie osiągnęli by tego wszystkiego.

wtorek, 14 października 2014

Bliskie spotkania na Piotrkowskiej, czyli jak było na "Light Move Festiwal"

Chyba każdy z nas przynajmniej raz w życiu, przeżył to niesamowite napięcie towarzyszące oczekiwaniu na coś niesamowitego oraz następujące po wszystkim rozczarowanie, ponieważ nasze wyobrażenia były ciekawsze i bardziej ekscytujące od tego co zobaczyliśmy. Rozgoryczenia nie czuje ten, co nic nie przeżywa. W sumie tak właśnie mogłabym opisać ostatni "Light. Move. Festival", który odbył się w ostatni weekend w Łodzi. Muszę przyznać, że pod względem atrakcji, jest tu lepiej niż w moich rodzinnych Kielcach, jednakowoż uważam, iż imprezy organizowane cyklicznie, powinny starać się utrzymywać jeśli nie coraz wyższy, to przynajmniej porównywalny poziom. Niestety nie wiem jak festiwal wyglądał w zeszłym roku, jednak po opisach znajomych, strasznie żałowałam opuszczenia go. Dlatego też w tym roku postanowiłam brać w nim udział, choćby się paliło i waliło. No cóż, możliwe, iż moje wymagania, po wszystkich "ochach" i "achach" usłyszanych na temat lat ubiegłych, mogły być nieco zbyt wygórowane, jednak po rozmowie z bliskimi, moja opinia się potwierdzała, ale do rzeczy.


Zdjęcie doskonale oddające klimat festiwalu. Foto.: Inga Przybylak


piątek, 10 października 2014

Opowieść o bajce nie dla dzieci, czyli co można znaleźć w pamięci Mroza

W momencie, gdy ja jako Mróz, rozmawiam ze znajomymi o filmach, serialach czy animacjach, zaczynają się zastanawiać ile czasu poświęcam na ich oglądanie, że tak wiele z nich znam. Wówczas to muszę tłumaczyć, iż tak naprawdę jest jeszcze cała masa ekranizacji, których nie widziałam, a obecne studia nie sprzyjają w nadrabianiu tych zaległości. Sekret jednak tkwi w mojej dość nietypowej pamięci, gdzie w fałdach istoty szarej skrywają się stopklatki ze wszystkich produkcji, jakie dane było mi widzieć. Niektóre z tych wspomnień są tak stare, że zaklasyfikowano je jako sen lub wyniki wybujałej dziecięcej wyobraźni, jaką niegdyś posiadałam (dziś mojej wyobraźni nie można zarzucić braku wybujałości, jednak stała się zdecydowanie mniej dziecięca). Właśnie w takim miejscu, zachowała się pamięć o jednej animacji, którą odświeżyło znalezienie jednej, przypadkowej ilustracji, prowadzącej następnie do tytułu konkretnej animacji. Odkrycie to nie tylko pozwala mi myśleć, że nie wszystko, co pamiętam ze swoich dość wczesnych lat dziecięcych, zwyczajnie sobie wymyśliłam, ale i przypomnieć Wam o starych, dobrych czasach, kiedy filmy rysunkowe faktycznie nimi były. UWAGA! dalsza część wpisu zawiera rozsądne ilości spoilerów, bez których całość nie ma większego sensu. Pozostałych zainteresowanych zapraszam na opowieść o bajce "Fire and Ice"


Niestety ten plakat w bardzo nikłym stopniu oddaje to, z czym będziemy mieli do czynienia w trakcie seansu.

poniedziałek, 6 października 2014

Z komiksem za pan brat, czyli Powiało Chłodem na Atlas Arenie

Kiedy w Twoim mieście jest organizowany wyjątkowy event, to zwyczajnie grzechem byłoby nie wziąć w nim udziału. Pomijając, ze ja jako Mróz obecnie cierpnie na "głód konwentów", postanowiłam zaspokoić swoje fanowskie odchyły, bawiąc się na 25. Międzynarodowym Festiwalu Komiksu i Gier, mającym miejsce na terenie Atlas Areny, która w ostatni weekend przeżyła prawdziwe oblężenie, porównywalne chyba tylko z koncertem Iron Maden czy Mistrzostwami Świata w siatkówkę. Jeśli również byliście na tej imprezie i mignęła Wam w tłumie postać niewieścia z dwoma koczkami na głowie i wielką, czerwoną kokardką, dzierżąca w łapkach mały notesik, w którym skrzętnie notowała pierwsze spostrzeżenia i jeszcze na domiar złego wiało od niej chłodem, mogliście być pewni, że to Mróz wyruszyła w teren. Wszystkich atrakcji oferowanych przez tegoroczny MFKiG jedna śmiertelna istota nie była w stanie ogarnąć, chociaż bardzo się starała, ale zobaczyła na tyle by móc Wam o tym opowiedzieć, powstrzymując nieco moje geekowskie zapędy.


Moje tegoroczne zdobycze. "Czarodziejka z Księżyca" jest wynikiem silnej mangowej agitacji znajomych i spóźnioną fascynacją do tej konkretnej postaci.

czwartek, 2 października 2014

Przywiało wyniki, czyli rozstrzygnięcie "Chłodnego konkursu"

Nowy rok akademicki oficjalnie już się zaczął, w związku z czym należałoby ogłosić wyniki konkursu, który jakiś czas temu został ogłoszony na tym o to zacnym blogu. Polegał na tym, żebyście wymyślili jaka postać, rzecz lub istota mogła reklamować "Powiało Chłodem". Cel był w zasadzie jeden: chodziło zachęcenie nowych czytelników do zaglądania na moją stronę i zaangażowanie starych w coś więcej niż tylko czytanie. Czy się to udało? Poniekąd tak, jednak jak to z założeniami bywa, z czasem wyewoluowało w coś, co spokojnie można nazwać by wyzwaniem, ale dla mojej skromnej osoby. Oprócz pomysłów absolutnie oczywistych takich jak Buka czy Królowa Śniegu, pojawiały się też postaci, o których pierwszy raz w życiu słyszałam. Wybór był więc trudny i jednocześnie bardzo łatwy. Prostota w podjęciu decyzji polegała na tym, iż tylko jedna z Waszych odpowiedzi rzuciła mi wyzwanie. Zwycięzca konkursu dostarczył mi opis postaci, której wizerunek musiałam od podstaw wymyślić/stworzyć/zaprojektować. Mało tego, żeby wyszedł tak jak chciałam, należało go wykonać w technice, z którą jestem dość słabo obeznana. Pomijając fakt, że zasugerowany pomysł był najbardziej oryginalnym ze wszystkich, to jeszcze na dodatek poruszył we mnie strunę odpowiedzialną za ambicje. Dlatego też wygrał.

Byłabym jednak istotą bez serca, gdybym nie doceniła innego pomysłu, dlatego też postanowiłam przyznać dodatkowo wyróżnienie.