Tak sobie ostatnio myślałam, o czym mogłabym Wam napisać. Nie żebym nagle przestała czytać i nie miała co recenzować. Wręcz przeciwnie. Jeśli zaglądacie od czasu do czasu na mój TwarzoKsiążkowy profil, macie niejakie pojęcie o tych trzech tysiącach stron, jakie mam do przeczytania do świąt (dla pocieszenia tysiąc już za mną). Tylko, że to takie boczne projekty, teksty, które miały być tworzone niezależnie od siebie w równych odstępach czasu. Problem polega na tym, że stosowne książki zamiast przychodzić do mnie stopniowo, zleciały się wszystkie w jednym momencie, generując u mojego Lubego kolejną partię złośliwości, dotyczącą wyłożenia podłóg literaturą. Książek oczywiście nigdy dość, ale czasu na czytanie mogłoby być więcej, ponieważ mój stosik książkowy, powoli zmienia się w ścianę nie tylko z uwagi na obecność kota w domu, ale i objętości. Swoistą dumę z posiadania tych zacnych pozycji przysłania wstyd z fakty, że niektóre tytuły znajdują się w nim od pół roku. Bez możliwości przeczytania w najbliższym czasie.
Krótki rzut oka na książkową ścianę, która rośnie mi na stoliku. Widzicie coś dla siebie?