Święta przeminęły, lodówki już niemal opróżnione, powoli coraz łatwiej się toczyć po okrutnym obżarstwie. Jakby nie patrzyć udało się odpocząć, choć trochę. Dla mnie nie ma lepszego odpoczynku niż czytanie, dlatego też moje Boże Narodzenie nie mogło się obejść bez dobrej książki. Choć nałogowo "połykam" wszelkiego rodzaju fantastykę, to jednak najpierw największą sympatią darzyłam kryminały. Kiedy zapadłam w świecie magii i miecza, to historie ze zbrodnią w tle zeszły na dalszy plan, mimo że seriale czy filmy spod znaku sensacji niezmiennie chętnie oglądałam. Przyczyna zapewne leżała w tym, iż wówczas produkcji, gdzie królowały lochy i smoki, było jak na lekarstwo. Dziś już nie mam tego problemu i jako miłośniczka tak specyficznego gatunku, mogę przebierać w najrozmaitszych tytułach. To z kolei spowodowało zaniedbanie przeze mnie kryminałów, ale mój książkoholizm nie mógł do tego dopuścić. Skoro już mieszkanie niemal godzinę od uczeni doprowadziło do nadrobienia przeze mnie czytelniczych zaległości, równie dobrze może się przyczynić do ich urozmaicenia. Zwyczajnie rzecz ujmując, poczułam się zmęczona nadmiarem fantastyki, który przyswoiłam w stosunkowo krótkim czasie. Dlatego też pozwoliłam się skusić tak popularnym ostatnio, skandynawskim kryminałom a wraz z nimi, pierwszej książce Jo Nesbo "Człowiek Nietoperz".
Jak już pisałam, nie samą fantastyką żyje człowiek i od czasu do czasu przyda się nieco urozmaicenia.