niedziela, 23 grudnia 2018

Nie taki straszny "Nawiedzony Dom na Wzgórzu"

Wiecie aż za dobrze, że nie lubię się bać. Co zatem mnie skłoniło do sięgnięcia po Nawiedzony Dom na Wzgórzu Shirley Jackson? Zakładam, że wpływ miała na to zwykła, ludzka przekora i chęć stawiania czoła lękom. Choć pewnie zadziałały także informacja na okładce, iż książka ta stanowiła inspirację dla serialu produkcji Netflix. Podejrzewałam, że historia nie może być kiepska, skoro ktoś postanowił zrobić z niej scenariusz a „najsłynniejsza powieść o nawiedzonym domu” mogła okazać się dość przyjemnym dreszczowcem. Dobrze, przyznaję, złapałam się jak głupia na dość proste chwyty marketingowe, ale każdy z nas miewa chwile słabości. Poza tym nic nie zapowiadało tego, na co natrafiłam w trakcie czytania. 
Całkiem niezła okładka z aż nadto widocznym znaczkiem Netflixa.

niedziela, 9 grudnia 2018

Fantastycznie chłodna prasówka - NF 12/2018

W tym roku zima coś bardzo nieśmiało puka do naszych drzwi. Niby ściśnie mrozem, ale tylko na chwilę i za raz odpuszcza. Co innego sklepy. Te nie dają nam spokoju od października. Ja tymczasem się uchowałam. Nie słyszałam jeszcze „Last Christmas” i pierwszą zamiast reklamy Coca-Coli, ujrzałam tę od Pepsi. Tym samym jakoś wszechobecny, świąteczny nastrój mnie omija. Możliwe, iż przyczyną jest brak śniegu, który tej zimy, przynajmniej w moim regionie, pada jakoś tak niemrawo. Dlatego też, gdy wpadł w moje ręce grudniowy numer Nowej Fantastyki, „Wesołe Święta” poczułam jakby bardziej. Co z tego, że na okładce pyszni się demonicznie pazurzasta łapa w mikołajowym łachmanie? Przecież tematem numeru, jest orszak świątecznych demonów! Zwyczajnie nie mogłam tego nie przeczytać.
Ho! Ho! Ho! Ja bym się ukryła głęboko pod kołdrą na widok takiego Mikołaja.

poniedziałek, 3 grudnia 2018

Dać dziecku zabawkę, czyli uczeń Laytona ratuje dzień!

Jako dziecko ledwo odrosłe od ziemi, pałałam niczym nieuzasadnioną miłością do zagadek i tajemnic. Podejrzewam, że mimo wszystko, stoją za tym twórcy Scooby Doo, bo jak inaczej dziewczę kilkuletnie miałoby to sobie przyswoić. W prostej drodze od psa i “tych wścibskich dzieciaków” pojawił się Sherlock Holmes i Indiana Jones. Jak to połączyłam? Oczywiście zagadkami! Nawet do pewnego momentu roiłam sobie, że praca archeologa polega właśnie na przechodzeniu labiryntów i rozwiązywaniu starożytnych łamigłówek. Tym samym każdy serial czy inna produkcja, w której odkrywano sekrety (i skarby) dawnych kultur, urastały do rangi najchętniej oglądanych. Wówczas to każda gazetka zawierająca w sobie choćby i najmniejszą łamigłówkę musiała być moja. Tylko że zbyt szybko je rozwiązywałam, więc jako zapychacz dziecięcego czasu, były beznadziejne. 
Dziś nie będę Was męczyła swoimi niewprawnymi zdjęciami (źródło)

środa, 21 listopada 2018

Trup i usteckie krówki, czyli chyba siostrze książki nie oddam

Jak mogłam wspomnieć raz czy dwa (a może dziesięć) nie jestem jedynaczką. Mam siostrę. Młodszą, choć różnica wieku jest tak mała, że łatwo nazwać nas równolatkami. Aczkolwiek rozbieżności w wyglądzie i w charakterze sprawiają, iż określenie nas mianem rodzeństwa bywa problematyczne. Nie dotyczy to jednak czytania książek. Tu przewrotna natura obdarzyła nas skumulowanym, po obojgu rodzicach, zamiłowaniem do słowa pisanego i jeszcze, jakby tego było mało, podniosła je do kwadratu. Sprawa wygląda tak, że to, jak my kupujemy powieści, przebija wszelkie rodzinne spuścizny. Choć gusta mamy różne i w zasadzie połykamy nieraz skrajnie odmiennie od siebie lektury, to czasem się zdarza, że spodoba nam się ten sam tytuł. Tak było w przypadku Marty Kisiel i "Dożywocia" (i nie tylko), przez co obie stałyśmy się posiadaczkami puszystych "kłólików". Teraz jednak przyszła pora na coś nowego i dla odmiany to siostra mnie zaraziła, pożyczając jedną z cudowniejszych książek jakie ostatnio przeczytałam. Mam tu namyśli kryminał autorstwa Anety Jadowskiej "Trup na plaży i inne sekrety rodzinne".
Za udostępnienie tej książki dziękuję swojej siostrze.

czwartek, 8 listopada 2018

Fantastycznie chłodna prasówka - NF 11/2018

Witajcie moi drodzy czytelnicy w ten jakże zachrypiały dzień. Tuż przed wyjazdem na Wszystkich Świętych do moich rodzinnych Kielc, byłam niezwykle dumna, że przygotowałam dla Was kolejny wpis. Niesiona falą dobrze wykonanej roboty myślałam, że jak tylko wrócę, wycisnę z siebie następny, zapoczątkowując nową serię recenzji. Nic jednak bardziej mylnego. Przeziębienie, które nawiedza mnie falami od piątku właśnie ze mną wygrało. Oficjalnie straciłam głos. Prawie. Coś tam jestem w stanie wyskrzeczeć, jeśli muszę, ale brzmi to tak komicznie, że staram się nie próbować. Na szczęście do pisania głosu nie potrzebuję, a palce jeszcze ogarniają, które klawisze trzeba wciskać. Tym bardziej, że wciąż czeka na mnie najnowszy numer Nowej Fantastyki. Przeczytany już dawno temu, ale jakoś tak wszystko stawało przeciwko pisaniu recenzji. Dziś, mimo całkiem rozsądnej wymówki, jednak zbieram się do pisania.
Jak dobrze, że Luby posiada całą masę klimatycznych gadżetów, które można sfotografować.

środa, 7 listopada 2018

PBF a konkurs, czyli Alarański Kartograf - II edycja

Mogę się mylić, ale chyba niemal każdy członek fandomu miał styczność z RPGami, jeśli nie książkowymi, to przynajmniej komputerowymi. Jak wygląda rozgrywka, każdy wie. Albo spotykamy się z członkami i Mistrzem Gry (my go nazywamy Mrocznym Wodzem) albo odpalamy komputer. Pierwsza opcja wymaga dogrania wolnego popołudnia dla wszystkich członków ekipy, druga znalezienia solidnego wytłumaczenia, dlaczego szóstą godzinę z rzędu wlepiamy oczy w monitor. Można by rzec "Tak źle, tak nie dobrze". Bo zgranie 5-6 osób jednego dnia naprawdę czasem graniczy z cudem, a odpalenie elektronicznego RPGa na pół godziny w ciągu doby mija się z celem. Jakiego questa da się w tym czasie zrobić? Chyba tylko partyjkę Gwinta odpalić. Ale, jeśli podobnie jak ja, żyjecie w niedoczasie, tęsknicie za RPGami, nie boicie się ścian tekstu i sami lubicie pisać, miałabym dla Was rozwiązanie.
Czytajcie dalej. Wkrótce wszystko się wyjaśni (źródło).

środa, 31 października 2018

Byłam paryskim technomagiem, czyli komiksowa gra paragrafowa

Sto lat temu, kiedy młodym dziewczęciem jeszcze będąc robiłam regularne spacery po wszystkich kieleckich bibliotekach i antykwariatach, trafiłam raz na cienką książeczkę wielkości mojej dłoni (a musicie wiedzieć, że Mróz ma dłoń niezwykle mikrego rozmiaru). Po przejrzeniu kilku stron okazało się, iż jest to historia podróży w czasie, by w gorączce Rewolucji Francuskiej odnaleźć zagubiony wówczas skarb. Co ciekawe, nie można jej było czytać w tradycyjny sposób, a w zależności od podjętej decyzji, skakało się po różnych stronach. Oczywiście znalezisko zaintrygowało mnie na tyle, że przeczytałam całe, zapoznając się ze wszystkimi możliwymi rozwiązaniami historii (wspominałam, że nie było to zbyt grube dzieło). Tak o to spotkałam się ze swoją pierwszą powieścią paragrafową - historią, której przebieg zależy od decyzji podjętych przeze mnie w trakcie czytania. Pomysł świetny, tylko ten pierwszy raz trwał zbyt krótko, żeby tak naprawdę się tym zainteresować. Aż do teraz.
Żeby było wiadomo, czego na półce w księgarni szukać.

środa, 24 października 2018

Gdzie jest Lissy?, czyli o festiwalu krypnej groteski

Wraz z końcem września do wielu bibliofilów dotarła niezwykła oferta pracy. Wydawnictwo WAB ogłosiło, że poszukuje testera książek, za czytanie powieści oferując żywą gotówkę i tydzień w górach. Możecie sobie wyobrazić jak wielką radość wywołało to u wszystkich parających się recenzowaniem. Jestem przekonana, że skrzynka mailowa wydawnictwa zapełniła się wówczas mniej lub bardziej udanymi tekstami niemal od razu. Ze względu na swoje raczej chłodne podejście do rzeczywistości, nie popadłam w huraoptymizm i szczerze mówiąc nie zamierzałam się zgłaszać. Raz, że w natłoku wiadomości moja pewnie by się nie wyróżniła, a dwa, że sama mogę wymienić przynajmniej pięciu recenzentów, którzy w postawionym zadaniu spisaliby się lepiej ode mnie. Ale... I właśnie przez to "ale" siedzę i piszę te słowa. Wystarczyła iskra (w moim przypadku przybrała postać sobotniej rozmowy bladym świtem) i już kupowałam wymaganą do recenzji książkę. Bo tak po prawdzie, co mi szkodzi spróbować.
Takie urocze spojrzenie udało mi się uchwycić

poniedziałek, 15 października 2018

Robota na odsłuchu, czyli o zaletach audiobooków

Jestem bibliofilem a także nałogowym czytaczem książek i to z rodzaju tych, którzy uwielbiają zapach papieru i trzymanie grubego tomiszcza w rękach. Nawet jeśli powieść jest diablo obszerna, potrafię ją zapakować do mojej przepastnej torebki i targać ze sobą (choć przyznaję, że z "Drogą królów" sobie odpuściłam). Po prostu kocham książki. Aczkolwiek, jeśli jadę w trasę i wiem, że jednym tytułem się nie zaspokoję, zabieram swojego "kundelka" z ebookami zgromadzonymi na tę okazję. Sztuczne zwiększanie masy bagażu, przez spakowanie trzech-czterech nie najcieńszych publikacji, jest, moim zdaniem, zwyczajnie bez sensu. Po elektroniczne wydania sięgam również, gdy muszę przyspieszyć tempo czytania, bo jakoś tak się w moim przypadku złożyło, że ebooki czytam dużo szybciej niż książki tradycyjne. Także technologi w żaden sposób nie odrzucam. Powiem więcej, ostatnio zaprzyjaźniłam się z nią jeszcze bardziej, bo zaczęłam korzystać z audiobooków. Szczerze? Jestem zachwycona.
Dziś Mróz na Powiało bardzo zasłuchana siedzi.

czwartek, 11 października 2018

Fantastycznie chłodna prasówka - NF 10/18

Wraz z powrotem do prowadzenia bloga, wracają tez nieodłączne Chłodne Prasówki, choć chciałabym nieco zmienić ich formę. Ta ułożona i poukładana od deski do deski może i rzeczowa była, ale na dłuższą metę muszę przyznać, że jej pisanie nudziło. A skoro mnie ta monotonia przygnębiała, to co dopiero Was, moich kochanych czytelników. Nie da się ukryć, że wlazła w to jakaś rutyna, która we mnie zabijała radość recenzowania. Fakt łatwo było podążać schematem i jakbym zmęczona nie była, wiedziałam co, gdzie i jak mniej więcej napisać. To było proste i na swój sposób wygodne. Ale dość! Postępującemu marazmowi i szablonowemu działaniu mówimy stanowcze nie! Od dziś kolejność będzie zależna od porywów serca i tego, który tekst wywarł na mnie największe wrażenie, o! I to jest to! Trwaj chwilo, jesteś piękną (a Ty Mrozie odstaw kofeinkę, bo ludzie zaczną dziwnie myśleć o Tobie).
Tak się ładnie zgrało, że pan z okładki sięga po przypinkę.

wtorek, 2 października 2018

Powiało chłodem na froncie, czyli wielki mały powrót

Cześć pracy rodacy! Tęskniliście? A może nawet nie zauważyliście braku mej skromnej osoby i tych kilku wpisów miesięcznie, które mniej lub bardziej wpływały na Wasze opinie czytelnicze? Nie wiem, nie wnikam, krócej będę przesłuchiwana. Nie mniej należy Wam się kilka słów wyjaśnienia, a także streszczenie tego, co się u mnie działo (a przynajmniej mi się należy, ponieważ potrzebuję się rozpisać). W każdym razie te trzy-cztery miesiące temu znów zrobił się u mnie gorący okres czytelniczo-recenzencki. Myślałam, że z niego wyjdę, bo nieraz mi się udawało zebrać w sobie i pogonić pracę, ale coś we mnie pękało. Pisanie nie było już taką frajdą, a stało się obowiązkiem, przez co teksty wychodziły mi schematyczne i nieco siermiężne, a prywatne projekty legły w gruzach. podchodziłam do tworzenia tak bardzo negatywnie, że byłam niemożliwie blisko zamknięcia bloga i zrezygnowania z pisania, bo po co? Na szczęście kilka mądrych osób zaleciło przerwę. Przyznałam im rację, bo jednakowoż było mi szkoda przekreślać te lata pracy pod wpływem impulsu. 
To jak? Tęskniliście?

środa, 5 września 2018

Wrzesień w Zgubie, czyli "Jesienny bluszcz" na tapecie

Od czasów W moim Mitford czy Domu na Sekwanie uwielbiam opowieści rodzinne. Niestety w fantastyce, poza cudnymi książkami Marty Kisiel, ze świecą szukać nietuzinkowej codzienności, gdzie wyzwaniem stają się zakupy w Tesco i wychowanie dziecka pół-zjawy. Chyba że owo dziecko okaże się wybrańcem, bękartem z na wpół zapomnianej królewskiej krwi, mającym ocalić świat. I fakt, wszystkich uratuje, ale pierożków już nie ugotuje, bo jego ognisko domowe już zawsze będzie nosiło znamiona dysfunkcyjności i braku uzależniającej adrenaliny. Jeśli więc chciałabym poczuć nieco rodzinnego ciepła z pewnością nie sięgnęłabym po książkę fantastyczną. Jest to niewątpliwa wada gatunku, ale nie można mieć wszystkiego. Dlatego też w zeszłym roku niemal rzuciłam się na Sonatę dla Motyla autorstwa Magdaleny Kubasiewicz, o czym mogliście przeczytać na niniejszym blogu. W tym zaś miałam tę przyjemność zapoznać się z kontynuacją książki zatytułowaną Jesienny bluszcz

wtorek, 7 sierpnia 2018

Jesienny bluszcz - zapowiedź

Jeśli spodobała Wam się historia Julii-Anny Motylskiej z książki "Sonata dla Motyla" Magdaleny Kubasiewicz, to mam dla Was dobrą wiadomość. Już 4 września ukaże się jej kontynuacja zatytułowana "Jesienny bluszcz". Dla przypomnienia, podrzucam Wam link do recenzji Sonaty i krótki opis, który nieco przybliży nam fabułę drugiej części. Na moją opinię również możecie liczyć, więc pozostawajcie czujni.

niedziela, 10 czerwca 2018

Fantastycznie chłodna prasówka - NF 06/2018

Słońce świeci, lato w pełni, nic tylko brać urlopy, odpalać grille i cieszyć się tą niesamowitym klimatem na świeżym powietrzu. Tramwaje zaczynają wonieć własną aurą, w teorii szczęśliwi ludzie defekują gdzie popadnie, bo temperatura nie grozi odmrożeniem narządów, a zewsząd dobiega ryk kosiarek, skutkujący u mnie takim katarem siennym, że żaden makijaż nie wchodzi w grę. Chyba że zamierzam zwiększyć liczebność okolicznych pandarynów, choć jako cosplayerka. Nie żebym nie lubiła lata, ale pocenie się przy wykonywaniu normalnych czynności zakrawa na karę z nieba. Poza tym w takim stanie ciężko się myśli. Człowiek w zasadzie chciałby tylko leżeć w cieniu i rozkoszować się lekturą w połączeniu ze smakiem mrożonej kawy czy herbaty. Jeśli macie czas i dogodną lokacje to zachęcam do rozłożenia się tak z najnowszym numerem Nowej Fantastyki. Jest w nim kilka rzeczy, z którymi naprawdę warto się zapoznać. 
Różalskocepcja?

niedziela, 13 maja 2018

Opowieść o wegańskim szopie, czyli Mróz a recenzja kosmetyków

Potrzeba zadbania o siebie jest identyczna u wszystkich kobiet nie wyłączając nerdek czy geeczek. I o ile makijażem, dodatkami czy ubraniami można dać upust swojej fandomowej miłości, o tyle w przypadku kosmetyków do pielęgnacji nie jest już to tak oczywiste (chyba, że mieszkamy w Japonii i lubimy Hello Kitty albo Czarodziejkę z Księżyca. Z resztą tam wszystko jest możliwe). Na Warszawskich targach Fantastyki udało mi się dopchać do stoiska Soap Szop, na którym mój wzrok przyciągnęło małe pudełeczko (jak się potem okazało z mydłem) z napisem Kanadyjski Rosomak. No cóż, niewiele potrzebowałam, żeby skojarzyć tę nazwę z odpowiednim komiksem Marvela i nie uśmiechnąć się, ponieważ spodziewałam się zapachu potu, stali (adamantium) i krwi moich wrogów, dostając w zamian intensywnie leśny, sosnowy aromat. I choć hasło “Vegan, nerdy, awsome” działało na mnie w sposób dość sprzeczny (dostaje alergii konsumenckiej na wszystkie wegańskie artykuły), postanowiłam nabyć mus do ciała o nazwie Yenneffer (zgadnijcie jak mógł pachnieć). 
To tylko część kosmetyków, bo Mysza była nimi aż za bardzo zainteresowana.

niedziela, 6 maja 2018

Fantastycznie chłodna prasówka - NF 05/2018

Początek maja uderzył w nas wiosennym latem. Ciepło słonecznych promieni rozleniwia z jednej strony a z drugiej zmusza do wyjścia, zachłyśnięcia się pogodą i radością, że zimy już nie ma. choć z drugiej strony powoli znów, niemal podskórnie czuć nadchodzące upały. Ale póki one nie nastąpiły, zwyczajnie można się cieszyć idealną aurą. Przynajmniej dla mej skromnej osoby. Teraz wystarczyłoby posiadać kawałek własnego ogródka, hamak bądź też leżak i oddawać błogiemu lenistwu z książką bądź gazetą w tle. Jeśli nie wiecie, co wybrać, z przyjemnością polecę Wam majowy numer Nowej Fantastyki. I wiem, że choć z okładki straszy pewien fioletowoskóry właściciel amerykańskiego lombardu z błyszczącym gadżetem wygrzebanym na pchlim targu, wnętrze ma się dużo lepiej. 
Trudno jest czytać Nową Fantastykę, gdy kot się do niej dostawia

poniedziałek, 30 kwietnia 2018

WatchGamer, czyli o grach, które przeszłam bez dotykania pada

Kiedy byłam dzieckiem, komputery stanowiły towar epicko wręcz deficytowy (może jest w tym nieco przesady, ale z mojej perspektywy był to sprzęt nieosiągalny). Jednak tak się złożyło, że kilku małolatom z mojego otoczenia udało się być posiadaczami tego cuda. Oczywiście zaczęły się wycieczki, które zazwyczaj kończyły się łaskawym pozwoleniem w stylu “Możesz patrzeć jak gram”, co oczywiście mało komu wystarczało. W tym czasie moja mama pragnąc uszczęśliwić swe pociechy, kupiła mnie i mojej siostrze jedną z tych chińskich podróbek Pegazusa o wdzięcznej nazwie PolyStation oraz kartridż z milionem gier, które miały pocieszyć marudzące dzieci. Jak się można było domyśleć “milion gier” było drobnym przekrętem producentów, ale te kilka było całkowicie wystarczających jak na nasze potrzeby. Gorzej było z padami, ponieważ choć dwa, nie pozwalały na zabawę równocześnie, więc każda z nas musiała tak czy siak czekać na swoją kolej (każdy, kto miał rodzeństwo w zbliżonym wieku, wie jak bardzo niemożliwym to momentami jest). Szybko okazało się, że tata jest najlepszym graczem w strzelanki i Tetrisa, a siostra królowała w Mario. Zwycięstwo w olimpiadzie zaś zależało akurat od tego, komu udało się dopaść wymienionego pada, który w magiczny sposób pozwalał na kosmiczne bicie wszelkich rekordów. Jeśli więc chciałam być częścią spektakularnej wygranej, mogłam jedynie patrzeć. 
Nie powiecie mi, że patrząc na te grafikę nie słyszycie tej charakterystycznej melodyjki.

sobota, 21 kwietnia 2018

Fantastycznie chłodna prasówka - Fantom 05/2018

Po licznych perturbacjach, przygodach, zapomnieniach i przytłaczającej prozie dnia codziennego, w końcu zasiadam do recenzji, do której miałam się zabrać już z miesiąc temu.Od tamtej pory piąty “Fantom”, z niemo obrażonym postapokaliptycznym wojem zerkającym na mnie z okładki, leżał smętnie na moim biurku. Zdaję sobie sprawę, że tylko “trąby i bomby” zwiastujące koniec świata byłyby w stanie mnie usprawiedliwić, ale już jestem, kajam się niepomiernie i zabieram się do roboty, bo jeśli mnie kalendarz nie myli, jeszcze chwilka i będzie wychodził numer szósty. A pisanie kilku pod rząd “chłodnych prasówek” nie jest ani ciekawe ani przyjemne, przynajmniej z mojej perspektywy. 
Nie, nie dwoi Wam się w oczach. Jak ktoś ładnie poprosi to się z nim podzielę dobrocią.

niedziela, 15 kwietnia 2018

Zagadki dla Manipulatorów, czyli czas na "Sprawę Zegarmistrza"

Po wakacyjnych przygodach rodem z koszmaru, Martin w końcu zaczyna naukę w Praskiej Szkole Lalkarzy. Wyróżnia go nie tylko fakt, że wszyscy spodziewają się po nim wielkich czynów, ale i jego własna, nieprzymuszona chęć do uczenia się od Mistrzów Marionetek. Bo któż by nie chciał zdobyć władzy nad rzędem dusz, szczególnie gdy ma dziewiętnaście lat. Jednak, patrząc po egzaminach wstępnych, nauka w tak wyjątkowej szkole do najłatwiejszych nie należy. Tym bardziej, że zaraz na początku roku zdarza się trup, a praca semestralna ma polegać na tym, by wskazać mordercę, niezależnie czy wytypowany to zrobił czy nie. Decyduje większość. Jakby tego było mało Król Demonów zdaje się zbierać siły by ponownie uderzyć. Czy prywatna vendetta Martina nie okaże się być błahostką w porównaniu z zagrożeniem, które czyha na wszystkich mieszkańców Pragi? 
Grafika zaczerpnięta ze strony wydawcy.

niedziela, 8 kwietnia 2018

Fantastycznie chłodna prasówka - NF 04/2018

Kwiecień trwa raptem od dwóch tygodni z górką, astronomiczna wiosna nieco dłużej, ale aura pogodowa nas nie rozpieszcza. Słońce, śnieg, deszcz, mróz i to wszystko w święta, by tradycji stało się za dość. Tym samym oprócz jajecznych dowcipów na pierwszego, mogliśmy też uświadczyć bitew na śnieżki zamiast lania wodą. Choć może to i lepiej, bo na Boże Narodzenie takich atrakcji znów może nie być. Temperatury za oknem wahają się od niemal letnich, po późno jesienne wprawiając w konsternację pod względem zapotrzebowania na strój i ilość spożywanych płynów. W każdym razie, niezależnie od chaotycznej aury na zewnątrz, warto jest mieć coś, na czym można polegać, a Nowa Fantastyka niezmiennie pojawia się w kioskach by cieszyć nasze oczy. I jakby nie patrzeć, możemy z niej czerpać radość niezależnie od pogody. 
"Słońce, a co to za postać na okładce?", czyli rzecz o dokładnym czytaniu :P

niedziela, 18 marca 2018

Warszawskie Targi (nie)Fantastyki

Czasami trudno nie skorzystać z okazji. Czasami układ gwiazd, lokacji, czasów i możliwości jest tak dograny, że wystarczy tylko się ubrać i wyjść z domu, żeby przeżyć coś fajnego. Warszawskie Targi Fantastyki były kuszącą propozycją. Z Łodzi do stolicy jest niesamowicie blisko, a szybka kolej umożliwia pokonanie tej trasy w godzinę z lekkim okładem, co przy ponad trzech godzinach do Kielc w ciasnym pksie wydaje się wręcz igraszką. Do tego doszła wolna sobota i fakt, że Dom Towarowy Bracia Jabłkowscy jest rzut beretem od Dworca Centralnego, dzięki czemu odpadała konieczność błądzenia i szlajania się po mieście. A jakby tego było mało, dawno nie byłam na żadnej fantastycznej imprezie... No cóż, niebezpiecznie jest przekraczać próg domu. Nigdy nie wiadomo, gdzie może skończyć się nasza podróż.

środa, 14 marca 2018

Trzydzieści lat Doga, czyli Dylan wiecznie młody

O mojej niesłabnącej sympatii do Dylana Doga, wspominam odkąd wydawnictwo BUM! Projekt zdecydowało się wznowić publikowanie przygód Detektywa Mroku w Polsce. Ten były śledczy Scotland Yardu urzekł mnie swoją chłopięcą naiwnością i przygodami czerpiącymi insipracje z popkultury (i nie tylko), będącymi także wybornym komentarzem do otaczającej nas rzeczywistości. Nieraz przepełnione groteską, makabrą czy niedorzecznością karty kolejnych komiksów nieodmiennie mnie fascynują, niepokoją i wprowadzają w konsternację. A wszystko to spotęgowane jest faktem, iż wątki nadprzyrodzone nie zawsze są jednoznaczne, a sprawy noszące znamiona nieziemskich mocy, zazwyczaj kończą się dość prozaicznie. I na odwrót. 
Trochę musiało poczekać, ale w końcu jest :)

wtorek, 6 marca 2018

Fantastycznie chłodna prasówka - NF 03/2018

Najchętniej pominęłabym wstęp. Nie wiem jak to zrobiłam, ale sama recenzja rozrosła mi się do niesamowitych rozmiarów, a nie zrobiłam nic poza wspomnieniem kilkoma słowami o każdym z wyróżniających się tekstów. Może niepotrzebnie wdawałam się w dygresje, refleksje wywołane przeczytaniem poszczególnych fragmentów, ale jak tu się tym nie podzielić? Przecież teksty, które wywołują w czytelniku przemyślenia należą właśnie do tych najlepszych, o których chce się mówić, jakimi człowiek chce się dzielić i wdawać w dyskusje na ich temat! Co z tego, że mam nieznośną tendencję do zdań wielokrotnie złożonych, tak nie pasujących do doby krótkich, internetowych wiadomości. No cóż, trzeba będzie to wszystko jakoś przeboleć. W każdym razie zapraszam Was do przeczytania mojej najnowszej opinii o marcowym numerze Nowej Fantastyki

wtorek, 20 lutego 2018

Apokalipsa wg Pana Bergersona

Trudy podróży nie oszczędzają nikogo. Jak bardzo mistyczne by nie były moce sił, jakie pchnęły Bergersona do udania się w podróż, stopniowo w nim gasną. Przyzwyczajony do wygód bohater, czuje się coraz bardziej znużony. To, co jeszcze kilka tygodni temu wydawało się jedynym słusznym wyjściem, teraz zakrawa na szaleństwo. Tym bardziej, że cel podróży coraz bardziej wydaje się być złudzeniem mamionego prochami umysłu. Jeśli dorzucimy do tego fakt, iż Zakon i Wyrocznia mogą być tylko legendą, trudno się dziwić, że w końcu dopada go frustracja i zniecierpliwienie. Mimo wszystko brnie dalej, ponieważ coś mu mówi, że nie może się zatrzymać, nie może ponieważ skutki byłyby tragiczne zarówno dla niego, jak i jego bliskich. 
Bardzo lubię, gdy do kapitałki książki jest doczepiona tasiemka pełniąca funkcję zakładki.

niedziela, 4 lutego 2018

Z questem nam do twarzy, czyli przygoda z "Duchami Askalonu"

Bywa, że ciężko mieszka się z bibliofilem. I nie mówię tu tylko o wędrowaniu przez labirynt książek, w który zamieniło się wasze mieszkanie, ale też niekontrolowanych wybuchach śmiechu lub płaczu i o tych wszystkich emocjach, które towarzyszą mu w trakcie czytanie. O tej nietypowej mimice twarzy, która sprawia, że zaczynacie się zastanawiać, czy aby z waszym współlokatorem jest coś nie w porządku. A kiedy w jednym M-4 zejdą się dwa takie indywidua, wówczas dyskusje o książkach mogą przytłoczyć nawet najbardziej wytrwałych znajomych. Aczkolwiek mieszkanie z innym książkolubem ma tę niewypowiedzianą zaletę, że można przy nim poznać powieści, o których nawet się nie słyszało, i po które raczej samemu by się nie sięgnęło. Wzajemna dilerka książkowa jest wówczas na porządku dziennym. Nawet nie wyobrażacie sobie jak dobrze jest czasem zapoznać się z czymś innym. Tym samym, choć twierdzę, że Luby miał ukryte intencje, namawiając mnie na lekturę “Duchów Askalonu”, niezwykle się cieszę, że ją przeczytałam. 
Mimo że mam do czynienia z grą komputerową, ze światem tego typu i tak najbardziej kojarzą mi się kości.

sobota, 27 stycznia 2018

Fantastycznie chłodna prasówka - NF 02/2018

Wydawało się, że zima w końcu rozwinęła swe skrzydła sypiąc w nas raz po raz śniegiem i strasząc mrozem, by niezwykle szybko je zwinąć i zaszyć się w pochmurnym cieniu tej bliżej nieokreślonej pory roku. Mnie mniej jednak jest to też okres, w którym ludzie intensywnie zwracają na Mróz uwagę, jakobym miała odpowiadać za wszelkie ujemne załamania pogody. Swój legendarny lapsusownik nazwiskowy udało mi się też zaopatrzyć w nowe przekręcenie mojego rodowego miana. Może jest ono mniej leksykalne, a bardziej skojarzeniowe, aczkolwiek nikt mnie do tej pory panią Zimą nie nazwał. Mimo wszystko nieco chłodniejsza aura zdaje się sprzyjać mojemu pisaniu. Jakiś czas temu udało mi się zamieścić dawno nie widzianą na blogu recenzję książki, a i mój tajemniczy projekt nabiera konkretnych kształtów. Tym samym stwierdziłam, że mogę sobie pozwolić przygotowanie recenzji najnowszego numeru Nowej Fantastyki
Zeszyty, książki, notatki, kubeczki... Na biurku Mróz dużo się dzieje.

środa, 17 stycznia 2018

Z końcem świata mu do twarzy - recenzja książki "Zakon Krańca Świata"

Wspominałam Wam, że zbytnio nie przepadam za książkami, których akcja toczy się po jakiejś globalnej apokalipsie? Pewnie z raz, dwa albo trzydzieści dwa. W każdym razie zawsze przytłaczał mnie negatywny wydźwięk tego typu utworów. Bo jakże radować się z ocalenia, kiedy wszędzie dookoła głód, chłód, mizeria, a wszystko chce Cię zabić, zjeść lub przeprowadzić eksperymenty na Twoim mało skażonym ciele. Nawet pojawienie się Jedynego Sprawiedliwego w tym nie pomaga, bo i tak wiadomo, że zbyt dobrym człowiekiem być nie może. Ci dobrzy zawsze zostają zjedzeni w pierwszej kolejności. Co prawda drań, o sercu po właściwej stronie, nieodmiennie będzie przyciągał czytelników (a czytelniczki to już w szczególności), ale mnie jakoś trudno było się na to złapać, bez czegoś konkretniejszego. Przynajmniej do czasu kiedy Luby dostał na gwiazdkę “Zakon Krańca Świata” Mai Lidii Kossakowskiej. Wówczas mocno się zdziwiłam. 
U taki mroczny, niezależny, ale z takim dobrym sercem, tia...

niedziela, 7 stycznia 2018

Fantastycznie chłodna prasówka - NF 01/2018

Witam wszystkich w nowym roku. Kawa wypita, po śniadaniu zostało ledwie wspomnienie, a za oknem pogoda taka, że co rusz zerkam na kalendarz upewniając się, iż mamy styczeń. Oczywiście chciałoby się napisać jakieś podsumowanie, obiecać zmiany na lepsze, ale podejrzewam, że wciąż będę tym samym niewyrobionym w czasie Mrozem, co zawsze, więc może darujmy sobie te postanowienia i zobaczymy, co z tego wyniknie. Dziś za to będzie kilka słów o magazynie, który dotarł do mnie ze świątecznym opóźnieniem, przez co się zdublował, ale w żaden sposób nie zwiększyło to prędkości czytania. Ale kiedy już udało mi się dobrnąć do ostatniej strony, wypadałoby sklecić słówko albo dwa na temat wrażeń z lektury. Zapraszam Was więc do poczytania o tym, co można znaleźć w styczniowej Nowej Fantastyce.
Nie musicie się martwić, że po sylwestrze wciąż widzicie podwójnie. Tak ma być