Wiecie już dobrze, czym zachwyciłam się w trakcie czytania. Zanim sami będziecie mogli wyrobić swoją opinię na temat wyżej wymienionej powieści, zachęcam do przeczytania fragmentu udostępnionego przez Genius Creations. Wytrwałym czytelniczkom nieco zaspoileruję stwierdzają, że pewne hmm opisy może stworzyć tylko kobieta dla innych kobiet i tylko one potrafią je w pełni docenić. A teraz sza! Czytajcie!
środa, 16 grudnia 2015
niedziela, 13 grudnia 2015
Złe baśnie znad Vistuli
Baśnie i bajki to najczęściej pierwsze utwory literackie z jakimi stykamy się we wczesnych latach naszego życia. Sama pamiętam całkiem sporo kolorowych książeczek, które czytali mi rodzice. Część z nich znałam tak dobrze, że gdy na przykład tata próbował ominąć jakiś fragment, by przyspieszyć zakończenie historii, srodze mu to wypominałam. Pamiętam cudnie ilustrowane "Baśnie 1001 nocy", "Przygody Tomcia Palucha", papierowe wydania Disney'owych animacji czy też malutkie zeszyciki z "ocenzurowanymi" baśniami braci Grimm. A potem, gdy już sama nauczyłam się czytać, świat baśni otwarł przede mną swoje bramy tak szeroko, jak tylko tego pragnęłam. Niesamowitym historiom nie było wówczas końca. Odważyłam się nawet zapoznać z nieułagodzonym wydaniem "Baśni Braci Grimm", gdzie pełno było makabrycznych opowieści okraszonych grafikami, które od zawsze wzbudzały we mnie trwożny lęk. Mimo że autentycznie się ich bałam, w jakiś niewytłumaczony sposób przyciągały mnie do siebie. Dzięki temu zrozumiałam, że takie historie już na zawsze będą stanowić inspirację dla twórców wszelkiego rodzaju, pragnących opowiedzieć je po swojemu. Tak też było z książką, po którą sięgnęłam ostatnio, choć z początku nic tego nie zapowiadało.
Powiało Chłodem objęło patronat medialny nad debiutancką powieścią Magdaleny Kubasiewicz - "Spalić wiedźmę". Premiera już 19 grudnia!
wtorek, 8 grudnia 2015
Szczeniacka pamięć Mroza, czyli zagadka z przeszłości odkryta
Moja pamięć działa w zaskakujący sposób. Otóż pamiętam niemal wszystkie idiotyczne wierszyki, których nauczyłam się jeszcze w podstawówce, a zapominam, gdzie odłożyłam gumkę do włosów, którą miałam w rękach jeszcze poprzedniego wieczora. Potrafię sobie przypomnieć rozmowę, toczoną ze znajomymi jakiś czas temu, a nie potrafiłam zapamiętać tego, co mówiono do mnie na wykładzie. Nie wspomnę już o wszystkich "bezsensownych" informacjach, które mój mózg chłonie jak gąbka, kiedy wbicie do niego tych "potrzebnych" przychodziło mi z trudem (użyłam cudzysłowu, ponieważ definicje rzeczy "bezsensownych" i "potrzebnych" były różne dla mnie i dla moich wykładowców"). Moja pamięć działa szczególnie dobrze w przypadku bajek, oglądanych przeze mnie w dzieciństwie i to z czasów, kiedy wypożyczało się je na kasetach. Rozumiecie ogólną tendencję? Czasem mnie to bawi, czasem irytuje, a czasem naprawdę wkurza, szczególnie w momencie, w momencie kiedy pamiętam rzeczy, o których istnieniu nie wie nikt inny. Jak na przykład ostatnia scena z "Ligii niezwykłych dżentelmenów", kiedy to z grobu Allana Quatermaina wysuwa się ręka i chwyta za sprezentowanego przez Sawyera winchestera. Albo scena z "Powrotu króla", gdzie po walce z Upiore Pierścienia znajdują niemal martwą Eowine i sprawdzają czy żyje, przykładając jej kawałek zbroi do twarzy, by sprawdzić czy para oddechu się na niej osadzi (oczywiście tej sceny nie ma w żadnej z rozszerzonych wersji, które oglądałam). Już zaczynałam myśleć, że coś ze mną jest nie tak, ponieważ od dłuższego czasu męczyły mnie wspomnienia starej animacji o psach i kotach. Potrafiłam przypomnieć sobie niemal całą jej fabułę, ale za nic na świecie nie mogłam odkryć jej tytułu. Pytanie znajomych, poszukiwania w internecie nie przynosiły rezultatu do czasu zupełnego przypadku.
piątek, 4 grudnia 2015
Mr. Holmes i Uczennica Psiecznika, czyli o emeryturze detektywa
Jako moi czytelnicy doskonale wiecie, że postać Sherclocka Holmesa darzę szczególną sympatią i dużym sentymentem, o czym wspominam przy każdej około kryminalnej okazji. Bo to wielki detektyw był i już dawno temu zdobył sobie moje dziecięce wówczas serce. Próbowałam sobie przypomnieć, kiedy po raz pierwszy zetknęłam się z geniuszem z Baker Street. Czy były to "Przygody Sherlocka Holmesa" z Jeremym Brettem, czy może "Pies Baskerville'ów", o którym dzieci z podwórka szeptały, że to taki straszny film o piekielnym Burku. Jednak dużo bardziej prawdopodobne, że pojawił się na gościnnych występach w jednym z odcinków Scooby Doo, a ja jako ciekawskie dziecko chciałam więcej i niekoniecznie w zgodzie z przedziałem wiekowym. Jakiekolwiek by te początki nie były, świat nigdy nie pozwala zapomnieć o Holmesie, co rusz wyskakując z cudnościami w stylu "Gry cieni", "Sherlocka" od BBC czy i "Elementary". Najnowsza produkcja, w czerwcu tego roku mająca swoją premierę w Wielkiej Brytanii, przeszła jakoś tak bez echa przez nasz kraj, nie zaszczycając nas nawet obecnością w kinach. W sumie się nie dziwię, ponieważ w "Mr. Holmes" na próżno można szukać epickich pościgów, wielkich tajemnic i charakterystycznego deerstalkera (dziś to nakrycie głowy nazywamy po prostu "szerlokiem").
Co najciekawsze Filmweb ocenia film na 3 gwiazdki na 5 (lub 6.5 na 10), IMDb na 3,5 na 5 (lub 7 na 10), a portal Rotten Tomatoes na 87% (wyżej niż "Jurassic Word" i "Age of Ultron"). W związku z tymi rozbieżnościami chyba lepiej będzie jak obejrzycie go i przekonacie się sami.
wtorek, 1 grudnia 2015
"Order" Marcina Jamiołkowskiego - fragment
Recenzowanie książek ma swoje zalety. Szczególnie, kiedy nie trzeba czekać na oficjalną premierę, żeby móc coś przeczytać. Taki mały bonus od życia. Ale żebyście się nie czuli pokrzywdzenie, niecierpliwiąc się na premierę "Orderu" Marcina Jamiołkowskiego, mam dla Was fragment tej powieści, którym zechciało się podzielić ze mną wydawnictwo Genius Creations.
W sumie to dopiero teraz zauważyłam, że plamy krwi na okładce układają się w order... Bardzo na plus, bo już miałam narzekać.
Subskrybuj:
Posty (Atom)