poniedziałek, 12 stycznia 2015

Cesarzowa wiecznie żywa, czyli rzecz o pewnym pomniku

Kiedy pierwszy raz wpadła mi w ręce "Achaja", byłam mniej więcej w pierwszej klasie liceum. Stare wydanie stało sobie jak gdyby nigdy nic na półkach Pikowej księgarni, która w tamtych czasach posiadała tak różnoraki wybór prozy fantastycznej, że można było płakać ze szczęścia. Okładka trylogii Ziemiańskiego dość mocno przyciągała mój wzrok: ta sama dziewczyna w różnych mundurach, ewidentnie gotowa do walki. Bardzo chciałam ją przeczytać, choć równocześnie odmawiałam sobie choćby zerknięcia na tylną okładkę, mogącą zdradzić mi choć niewielką część jej historii. Wówczas okazało się, że kolega z klasy ma, ale tylko dwa ostatnie tomy. Nie ważne. Pożyczyłam i przeczytałam z wypiekami na swej młodej, niewinnej twarzy. Wtedy też zrozumiałam, dlaczego ów znajomy obdarzył mnie tak intrygującym uśmiechem podczas wręczania mi książek. Ponadto czułam, iż ta konkretna powieść jest w jakiś sposób ważna dla mnie, choć jeszcze nie do końca rozumiałam dlaczego. Potem, nie było roku, w którym bym nie stwierdziła "Dawno nie czytałam >>Achai<<, więc powinnam to zrobić". No cóż, z ulubionymi tytułami już tak jest. Trudno więc mi się dziwić, że gdy na rynek zaczęły trafiać kolejne części "Pomnika Cesarzowej Achai", zdobywałam je jedna po drugiej i to w bardzo krótkim, jak na mnie, czasie po wydaniu. Dziś, już po lekturze czwartego tomu, mogę podzielić się z Wami swoimi spostrzeżeniami.


Suchar codzienny: 
-Dlaczego "Pomnik Cesarzowej Achai" to fantastyka"
-Bo Polska nie zostanie mocarstwem.

Ekspansja Polaków w Cesarstwie trwa w najlepsze. Kraj zaczyna cieszyć się dobrobytem, a Władczyni nie wyobraża sobie życia bez wojsk wyposażonych w broń sprowadzaną z RP. Gdzieś na dalekiej prowincji trwa powstanie, również po kryjomu wspierane przez żołnierzy z orzełkiem w godle. Nasi bohaterowie wprawdzie zdobyli potężnych przyjaciół, ale teraz czas na nie mniej władnych wrogów. Przeciwnik zdaje się mieć swoich agentów dosłownie wszędzie. Zbyt wiele pytań pozostawionych bez odpowiedzi sprawia, że zaginiony pomnik, stanowiący być może kluczowy element układanki, staje się sprawą drugorzędną. Wszystkie znaki na niebie i ziemi zdają się prowadzić do największego starcia w dziejach tamtejszej cywilizacji.


Cesarzowa może być tylko jedna... Dlatego czytam w nadziei, że moje przewidywania fabularne sprawdzą się.

Ziemiański po raz kolejny zaprasza nas do świata, który jest i nie jest podobny do naszego. Wizja alternatywnej Polski, na innej planecie wyrastającej na potężne mocarstwo, jest naprawdę krzepiąca, choć już z daleka zawiewa czystą fikcją. Abstrahując od patriotycznych uczuć, rozbudzających się podczas czytania, książka ta nie wnosi wiele nowego w całą historię. Nie można powiedzieć, że nic się w niej nie dzieje, wręcz przeciwnie. Autor miota czytelnikiem od zdarzenia do zdarzenia, zmieniając kolejno opisywane wątki jak rękawiczki, przez co momentami można się pogubić. Jednak główna intryga pchana jest do przodu wręcz w ślimaczym tempie. Ponadto w tym tomie rozwiązano bardzo mało kwestii, dokładając przy tym kolejnych, przez co zaczynam się obawiać, czy tę sagę uda się zamknąć w pięcioksięgu, jak to zasugerował autor w wywiadzie dla Radia Aktywnego (pierwotnie miały to być trzy, maksymalnie cztery tomy <źródło inf.>, no ale "bohaterowie żyją swoim życiem"). Duża ilość fabularnie istotnych bohaterów też nie ułatwia odbioru, na szczęście przy tej części, przestali mi się już mieszać.


A tak na marginesie, czy wiecie, że ma powstać gra planszowa na podstawie "Achai"? Link do żródła

Nie jest to książka zła. Wbrew pozorom czyta się ją niesłychanie szybko. Mnie samej te 750 stron żywego tekstu, udało się "połknąć" w cztery popołudnia. Zwyczajnie nie potrafiłam jej tak po prostu odłożyć, musiałam dobrnąć do końca. Mogło się do tego przyczynić porzucenie nieco patetycznego sposobu pisania lub też opowiadanie o rzeczach mniej wielkopańskich. Nie wykluczam także faktu, że stałam się dużo dojrzalszym czytelnikiem niż podczas zapoznawania się z pierwszą częścią. Poza tym, Ziemiański jak zwykle jest mistrzem fantastycznego realizmu i szpiegowskiej intrygi. Naprawdę podziwiam go za to, że nie gubi się w tych wszystkich niuansach współpracy pomiędzy każdą ze stron konfliktu. Nie mniej jednak, sieć powiązań jaką utkał posiada niezwykle wysoki stopień skomplikowania, przy czym, na szczęście, powoli zaczyna się rozwiązywać. W każdym razie tę książkę odebrałam dużo lepiej niż początkowe dwa tomy, głównie ze względy na większą przyjemność jaką przyniosło mi oddawania się tej konkretnej lekturze.


Trybikowe wydawnictwo postanowiło dodatkowo promować swoje książki piosenkami specjalnie napisanymi na tę okazję. "Achajka" tak na dobry początek.

Nie ukrywam, że "Pomnik Cesarzowej Achai" ma u mnie bardzo wysoko postawioną poprzeczkę, głównie ze względu na to, jak bardzo ważna dla mnie osobiście stała się "Achaja". Choć "Pomnik..." jest majstersztykiem fabularnym, co prawda nieco już przydługawym i momentami męczącym, to jednak nie wywołuje we mnie tych samych, czy chociaż zbliżonych uczuć, co pierwotna historia. Właśnie przez to czuję wewnętrzny zawód spowodowany tą historią. Zdaję sobie też sprawę z tego, iż gdyby nie umiejętności Ziemiańskiego, opowieść ta wlokła by się niemiłosiernie i trudno byłoby przez nią przebrnąć. Mimo widocznych znamion wręcz koronkowej roboty, dla mnie będzie to po prostu dobra książka, warta przeczytania.

**********
A tak na marginesie
Przy okazji odhaczam sobie pierwszą pozycję z wyzwania: "w tytule jest imię"


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz