niedziela, 8 kwietnia 2018

Fantastycznie chłodna prasówka - NF 04/2018

Kwiecień trwa raptem od dwóch tygodni z górką, astronomiczna wiosna nieco dłużej, ale aura pogodowa nas nie rozpieszcza. Słońce, śnieg, deszcz, mróz i to wszystko w święta, by tradycji stało się za dość. Tym samym oprócz jajecznych dowcipów na pierwszego, mogliśmy też uświadczyć bitew na śnieżki zamiast lania wodą. Choć może to i lepiej, bo na Boże Narodzenie takich atrakcji znów może nie być. Temperatury za oknem wahają się od niemal letnich, po późno jesienne wprawiając w konsternację pod względem zapotrzebowania na strój i ilość spożywanych płynów. W każdym razie, niezależnie od chaotycznej aury na zewnątrz, warto jest mieć coś, na czym można polegać, a Nowa Fantastyka niezmiennie pojawia się w kioskach by cieszyć nasze oczy. I jakby nie patrzeć, możemy z niej czerpać radość niezależnie od pogody. 
"Słońce, a co to za postać na okładce?", czyli rzecz o dokładnym czytaniu :P

Na początek redakcja już traktuje czytelnika z dużego kalibru, ponieważ we wstępniaku mamy rozważania w temacie wrogości międzyludzkiej, a także uniwersalny przepis na zjednoczenie wszystkich Ziemian rodem z "Wachmenów". Rozwiązanie drastyczne, ale trudno odmówić mu słuszności. Z kolei Marek Starosta swoją "Rozprawą o robakach" cofnął mnie do czasów studenckich, kiedy to w kajecie laboratoryjnym musiałam rysować oglądane pod mikroskopem przywry, tasiemce i nicienie. Ten przeuroczy rozdział mojej nauki nie mógł się jednak równać z "tłumaczeniem systemu nerwowego na kod komputerowym" i następującą po tym "tresurą". Ludzie takie rzeczy robią a u mnie były tylko formalina, smród i objawy zakażenia. Kolejną porcją sentymentu uraczył mnie Andrzej Kaczmarczyk serwując mi "Magię na kartki", czyli artykuł o MTG (Magic: The Gathering), przypominając mniej lub bardziej zwycięskie godziny spędzone nad obłędnie kolorowymi karteluszkami. Pamiętam też jakie zdziwienie wywoływała dziewczyna, której biało-czerwona talia potrafiła od czasu do czasu napsuć krwi. Chyba że przeciwnik miał deka na hydrach... oj jak ja nie cierpiałam hydr.

W kolejnym tekście Marek Starosta znów ukazuje nam kuchenne oblicze fantastyki, tym razem zabierając nas na błyskawiczny spacer po restauracjach, pubach czy knajpach inspirowanych kultowymi dziełami zarówno filmowymi jak i książkowymi. Więc jeśli marzyliście kiedyś, żeby napić się piwa "Pod Rozbrykanym Kucykiem" albo odwiedzić spelunę w Mos Eisley nic prostszego. Wystarczy dobrze poszperać w internecie za adresem, mieć aktualny paszport i trochę zbędnej gotówki, a świat fantastycznych kulinarnych doznań stanie przed nami otworem. Z kolei Witold Vargas łączy mitologię słowiańską z chrześcijańską w celu opisania niegdysiejszych (i nie tylko) obrzędów i przesądów Wielkanocnych, co nie dość, że świetnie wpisało się nie tylko w klimat tego miesiąca, ale i w moje prywatne fascynacje wszelkiego typu wierzeniami. Podobnie artykuł Macieja Bachorskiego doskonale wpisuje się we wczesnokwietniową aurę robiąc przegląd fantastycznych utworów inspirowanych mrozem, lodem, zimą i wszechobecnym chłodem. Aż dziwne, że niniejszego bloga w zestawieniu nie było.
Kwestia poruszona w tytule również wzbudza moje zainteresowanie.

Dział z prozą polską zaczyna się od opowiadania Marcina Kowalczyka "Ring wolny". Cudownie łączy zamiłowanie do boksu z podróżami astralnymi, tą niezwykle tajemniczą drugą stroną, do której można się dostać chociażby pod wpływem hipnotycznej mocy walki. Podobną siłę mają opisy starcia jakie przyszło stoczyć Danielowi - głównemu bohaterowi historii. Mamią i wprowadzają w eteryczny trans równie silnie co rytm jego ciosów przenoszących do absolutu. "Off the record" Tomasza Marchewki ciekawie operuje stylistyką tworzenia programów by pod pozorem kręcenia nietuzinkowego dokumentu, opowiedzieć fascynującą historię. A do tego wszystko to opakowane w futurystyczne walki mechów pełne zgrzytu rozrywanej stali. Jest to zdecydowanie pozytywne spotkanie z prozą tego autora. Czytając "Wieszczbę niemowy" Jacka Łukawskiego nie mogłam się nie uśmiechnąć. Głownie dlatego, że jestem już po lekturze "Pieśni i krzyku", dzięki czemu bez trudu umiejscowiłam opowiadanie w fabule książki, a sam fragment wydał mi się pełniejszy, bardziej znaczący i wyjaśniający ciut więcej niż jego odpowiednik w powieści.

Dział z prozą zagraniczną rozpoczyna "Wiedźma z Pustkowia Oriona i młody rycerz" utrzymana w formie bajędy czy baśni opowieść o ludzkich słabościach, którą czytało się naprawdę przyjemnie. Klimat ogniskowej gawędy dodał historii ulotnej mgiełki tajemniczości sprawiającej, że odbiera się ją niczym przypowieść. Tym samym mimo swoistej prostoty wywarła na mnie niesamowite wrażenie. Podobnie jest z "Baśnią" Charkesa You, gdzie opowieść ma być dla głównego bohatera sposobem autoterapii i poradzenia sobie z życiowym zakrętem. Choć autor nadał jej klasyczną fantastyczną formę, wszystko jest jedynie metaforą problemów jakie mogą spotkać każdego człowieka. Całość odbieram jako niezwykle mądrą i przejmującą opowieść, w którą warto się zgłębić nawet dla własnych wewnętrznych przemyśleń. O ile dwie poprzednie historie były ukłonem w kierunku przeszłości, baśni, z których wyszły wszystkie fantastyczne fabuły, o opowiadanie "Bogowie nie umarli na próżno" jest już na wskroś futurystyczne, ale i niepokojąco współczesne. Nie jest to może styl opowieści, jakie lubię najbardziej, co nie zmienia faktu, ze problemy w niej poruszone nie skłaniają do myślenia. Ostatnia z historii autorstwa świętej pamięci Ursuli Le Guin "Milczenie Asonu" przypomina skróconą wersję z raportu o odkryciu nowej cywilizacji, czy też poniekąd próbę wyjaśnienia tytułowego milczenia mieszkańców Asonu. Przyjemny krótki tekst wywołujący chęć wyciągnięcia zupełnie przekornych wniosków.
Grafiki takie dobre, że aż żal nie pochwalić.

Na zakończenie numeru mamy cztery stałe felietony, z których największe wrażenie wywarła na mnie "Mądrość peryferii" Tomasza Kołodziejczaka i "Ryby na Marsa" Petera Wattsa. Pierwszy tekst pokazuje jak bardzo bogate i różnorodne są gusta czytelników mieszkających coraz dalej na wschód od światowych ośrodków fantastyki (przynajmniej w kontekście naszego położenia geograficznego). Oprócz literatury rodzimej, gustują w tekstach sąsiadów i oczywiście światowych bestsellerach. A co może powiedzieć mieszkaniec kraju, z którego co rusz wychodzą książki na międzynarodową skalę? Czy ma świadomość, że za słupkami granicznymi rozwija się nie mniej barwne i nieraz równie genialne poletko autorów? Naprawdę przemyślany tekst wywołujący chęć sięgnięcia po nieco bardziej egzotycznych autorów. Z kolei felieton Petera Wattsa był dla mnie wymieszaniem niedorzeczności z powagą, przy których trudno się było nie uśmiechnąć. Bo jak tu nie pomyśleć, że norweska blackmetalowa opera o postapokaliptycznych wegetarianach wysyłających prapłetwce na Marsa może być na serio? A jednak. I do tego może być wartościowa naukowo. Albo inaczej. Wręcz musi. Po "efekcie WOW" przyszła konsternacja i przemyślenia w stylu, że jest to coś, co chciałabym zobaczyć. Albo chociaż usłyszeć. W każdym razie wyobraźnia ludzka nie przestanie mnie zadziwiać.

W zasadzie w podsumowaniu kwietniowego numeru Nowej Fantastyki nie mam nic szczególnego do napisania. Naprawdę cieszą mnie te subtelne ukłony w kierunku wydarzeń czy dat mających miejsce w danym miesiącu. jak właśnie 25-lecie MTG czy Wielkanoc. Fantastyka od kuchni chyba na zawsze pozostanie moim ulubionym działem, a komiksy z Lilem i Putem nieodmiennie wzmagają chęć zakupu zeszytu pełnego ich przygód. Przyjemne opowiadania wprawiały w zadumę i dawały naprawdę niezłą rozrywkę, czyli dawały wszystko na co akurat miałam ochotę, więc odbierałam je na plus. Nie mniej, jeśli sami chcecie się przekonać o tym, jak to wszystko zagrało, warto przejść się do najbliższego kiosku i nabyć swój własny, prywatny egzemplarz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz