Cześć pracy, rodacy! Po licznych perturbacjach z tegoroczną "kampanią wrześniową" mogę z dumą zakomunikować, iż w końcu mam wakacje. Całe dziesięć dni (a może i dwa tygodnie) nie uczenia się! Szaleństwo! Skoro już obawa o moją przyszłą edukację nie będzie mnie rozpraszać mogę znów skupić się na porządnym prowadzeniu bloga. Nie wiem, jakim cudem, ale gdy tylko zobaczyłam szlachetne 3,5 w swoim indeksie, za raz do głowy wpadły mi pomysły na sześć kolejnych artykułów więc będzie się działo.Przypominam, że do dzisiaj do północy, można jeszcze wysyłać swoje zgłoszenia na Chłodny Konkurs. Liczą się tylko te, które do końca dzisiejszego dnia dotrą na adres marozaspojrzenienaswiat@gmail.com. Wyniki zostaną ogłoszone już 2 października! A tym czasem, jak już mogliście się zorientować, ja jako Mróz, coś tam sobie rysuję mniej lub bardziej udanego. Co dziwniejsze i ciekawsze, gdy tworzę na czyjąś gorącą prośbę, zazwyczaj wychodzi mi to ze dwa razy lepiej niż, gdybym miała skrobać coś dla siebie. Tak też było i tym razem. Zwrócono się do mnie z prośbą o zaprojektowanie tatuażu. Po pierwsze nigdy tego nie robiłam, a po drugie elementy, które miał zawierać, brzmiały jak fragmenty zapomnianego języka. Na szczęście Mała Mi (wybacz, ale to przez tego "Ryjka" tak mi się kojarzysz) podrzuciła mi kilka wzorów, pozwalających na ogólne rozeznanie w temacie. W ten o to sposób powstała moja wersja hinduskiej mandali, mającej ponoć wkrótce przyozdabiać plecy wcześniej wspomnianej koleżanki i, jak się niedawno okazało, także jej pokój. Skoro moja praca, spotkała się z tak dużą aprobatą postanowiłam się nią z Wami podzielić, licząc na Wasze komentarze. Miłego oglądania!
sobota, 20 września 2014
wtorek, 16 września 2014
Literackie spojrzenie Mroza - Cicha noc
Miał być post muzyczny i szaleństwo pełne. Niestety zmożona ni to grypą, ni to przeziębieniem, ale skutkującym niezmiernie irytującym zatkaniem nosa oraz ciągłymi zmaganiami z sesją poprawkową, zwyczajnie nie mam siły na "research", w celu napisania czegoś twórczego. Szczęście w nieszczęściu właśnie ogłoszono wyniki konkursu "Nadszaniec Fantastyki" organizowanym przez Zamojskie Stowarzyszenie Kulturalne >>Czerwony smok<<, którego laureatką NIE zostałam. Ostatnio sporo tego typu tekstów się zbiera, ale nie wygrywa ten, kto nie próbuje, więc nie ma co się poddawać. Dzięki temu mogę pozwolić sobie na tę odrobinę lenistwa i zaprezentować Wam opowiadanie, które miało zachwycić jurorów wyżej wspomnianej rozgrywki.
piątek, 12 września 2014
Van Helsing i spółka, czyli różne oblicza znanych potworów
Żyjemy w czasach nieustannie lubujących się w rozpamiętywaniu i zachwycaniu się przeszłością. Dzięki prężnie rozwijającemu się nurtowi steampunku, ostatnio najbardziej popularna jest epoka wiktoriańską. W wyniku tego do łask wracają wszelkiego rodzaju gorsety, cylindry i fraki.
Jednak XIX-wieczna Anglia to nie tylko stylowy ubiór, damy i dżentelmeni na każdym kroku oraz genialni detektywi. To także śmierdzące fabryki, wszechobecna bieda, szerząca się prostytucja i choroby weneryczne. Wśród ubogich ludzi, dla których tak właśnie wyglądała codzienność, rozwinęło się zainteresowanie sprzedawanymi za pensa historiami w odcinkach, pełnymi zjaw, potworów, morderców i innych makabrycznych opowieści. Przez to też opowiastki te były określane jako „penny horrible” czy „penny dreadful”.
Pomimo upływu lat nie tracą na aktualności. To właśnie z nich czerpie współczesna popkultura, pragnąc przyciągnąć widza do kin i przed ekrany telewizorów. Niekiedy zaprezentowane postaci znacznie różnią się od oryginałów. Tworzą wręcz ich alternatywne odpowiedniki. Wiadomo przecież, że ilu scenarzystów, tyle różnych wersji i pomysłów na bohatera.
Jednak XIX-wieczna Anglia to nie tylko stylowy ubiór, damy i dżentelmeni na każdym kroku oraz genialni detektywi. To także śmierdzące fabryki, wszechobecna bieda, szerząca się prostytucja i choroby weneryczne. Wśród ubogich ludzi, dla których tak właśnie wyglądała codzienność, rozwinęło się zainteresowanie sprzedawanymi za pensa historiami w odcinkach, pełnymi zjaw, potworów, morderców i innych makabrycznych opowieści. Przez to też opowiastki te były określane jako „penny horrible” czy „penny dreadful”.
Pomimo upływu lat nie tracą na aktualności. To właśnie z nich czerpie współczesna popkultura, pragnąc przyciągnąć widza do kin i przed ekrany telewizorów. Niekiedy zaprezentowane postaci znacznie różnią się od oryginałów. Tworzą wręcz ich alternatywne odpowiedniki. Wiadomo przecież, że ilu scenarzystów, tyle różnych wersji i pomysłów na bohatera.
Mrożące krew w żyłach opowieści balansujące na granicy realności... nawet dziś je lubimy.
poniedziałek, 8 września 2014
"Dziki zgon" i "Sezon susz", czyli Wiedźmin wiecznie żywy
Od dłuższego już czasu po internecie krąży informacja o mającym powstać nowym filmie o Wiedźminie. Wśród wszystkich polskich miłośników tego tępiciela potworów wywołało to wręcz euforię, ponieważ do istnienia obecnej ekranizacji prozy Andrzeja Sapkowskiego aż wstyd się przyznać. Radość ta została jeszcze pogłębiona informacją, że produkcja ma powstać pod czujnym okiem Tomasza Bagińskiego! W końcu! Firma Platige Image potwierdziła tę informacje na swoim profilu na Facebooku. Wiadomo także, że będzie to film fabularny z aktorami. Już nie mogę się doczekać. I ja jako Mróz, rozanielona tą wiadomością, krążyłam sobie po świecie, przekazując dobrą nowinę każdemu, kto akurat się napatoczył, aż padło na mojego niewinnego współlokatora, niepotrafiącego zrozumieć z czego tu się cieszyć. Po głębszej rozmowie wyszło szydło z worka i okazało się, iż on nie ma pojęcia kto to jest Bagiński! Muszę przyznać, że mnie zmroziło. Facet, miłośnik gier komputerowych, do tego z zapędami na grafika, żeby nie wiedział KIM jest Bagiński!?! Kiedy przestałam się już hiperwentylować, mogłam mu w końcu wyjaśnić i wyłuszczyć jego ignorancję w tym temacie. Ponieważ jednak, o zgrozo, może nie być jedynym niewtajemniczonym, postanowiłam sklecić kilka słów w tym temacie.
Natchnienie zawdzięczam tej o to grafice
czwartek, 4 września 2014
"Nabij diabła, chmurę śmierci weź", czyli post absolutnie o niczym
Moi drodzy Czytelnicy. Kajam się dziś przed Wami prosząc o wybaczenie, gdyż moją skromną osobę całkowicie pochłonęła sesja poprawkowa i nie przygotowałam stosownego tematu na dzisiaj. Te ciągłe godziny kucia, poprzetykane były chwilami wytchnienia z subtelną awersją do słowa pisanego. Mózg mój nastawiony na wszelkie procesy poznawcze, zawiesił się podczas kolejnego czytania tych samych notatek, odmawiając współpracy przy tworzeniu kreatywnych tekstów. Jedyne, co na swą obronę mogę dodać to fakt, że udało mi się zaliczyć pierwszy z zaległych egzaminów. Co prawda czeka mnie kolejny, intensywny tydzień przygotowań na drugi, ale może czas będzie dla mnie nieco łaskawszy i postanowi wolniej płynąć. Nie mniej jednak słowo się rzekło i powinnam coś dziś napisać, gdyż obawiam się, że odpuszczenie sobie jednego wpisu z łatwością mogło by pociągnąć za sobą kolejne, a jest to ostatnia rzecz której bym chciała. Moje intensywnie pracujące szare komórki zaczęły nieco rozpaczać nad tym, że nic na dziś nie przygotowały. Rozbrzmiewająca gdzieś w myślach piosenka "Teksański" sprawiła ich uparte krążenie wokół słówka "NIC", wywołując zabawne stwierdzenie, iż na piszę po prosty o NICZYM.
Dziś motywem przewodnim jest piosenka udowadniająca, że można stworzyć tekst o NICZYM, który jednak COŚ mówi.
Subskrybuj:
Posty (Atom)