piątek, 15 sierpnia 2014

Uśmiech skrywający smutek, czyli chłodna refleksja o życiu

Nic tak bardzo nie popycha nas w stronę życia jak bliskość śmierci. Nic innego też nie wzbudza w człowieku tylu refleksji. Jednego dnia publikujesz artykuł o filmach na niepogodę ducha, by parę godzin później dowiedzieć się, że depresja przyczyniła się do śmierci wspaniałego aktora. Może wy do swoich list wybraliście "Panią Doubtfire", "Hooka", "Jumanji" czy "Flubbera", po to by jego twarz, jego niesamowite poczucie humoru odganiały Wasze smutki. I co teraz? Jak teraz je oglądać, wiedząc, że człowiek, który je współtworzył, nie poradził sobie z własnymi demonami? Podziwiać go, za to, że wytrzymał tak długo, czy raczej potępiać za słabość? A co z pytaniami bez odpowiedzi na przykład, gdzie byli jego bliscy? Skoro wiedzieli o jego chorobie, dlaczego zostawili go samego? Może był tak dobrym aktorem, iż oszukał ich odnośnie swojego stanu? Mógł też oszukiwać samego siebie, uważając, że poradzi sobie ze wszystkim be niczyjej pomocy, a kiedy zrozumiał jak bardzo się myli, było już za późno.


Jego przykład uświadamia nam jak niewiele możemy wiedzieć o swoich najbliższych. No tak, ale przecież nikt z nas nie znał go osobiście. Mogliśmy jedynie obserwować jego kolejne wcielenia, przepływające po srebrnym ekranie. Ale czy nie zawdzięczamy mu łez uśmiechu i szczęścia niczym prawdziwemu przyjacielowi, czy nie cieszyliśmy się na jego widok? Był więc kimś bliskim... Widząc go, nikt by nie pomyślał jak bardzo cierpi. A teraz zastanówmy się, ile jest takich osób w naszym otoczeniu? Tych radosnych, dobrych duchów, zawsze pocieszających, wiecznie spokojnych, jakby nic nie było w stanie im zepsuć nastroju. Może właśnie oni, wracając do domu, łkają cicho w poduszkę, nie mogąc sobie poradzić z własnymi demonami. Przemierzają świat z myślą o własnym unicestwieniu, odejściu w niebyt. Gdzieś na dnie ich duszy jest nigdy niegojąca się rana, wywołująca tak wielki ból, że śmierć wydaje się być miłosierdziem. Lecz oni nigdy się do tego nie przyznają. Prawdziwie cierpi się w samotności, a nie na pokaz.

Jak im wówczas pomóc? Podejście zbyt wprost wywoła za pewne lawinę zaprzeczania, nieśmiałych uśmiechów i podziękowań za niepotrzebną troskę. Nikt nie wymaga od nas znajomości wyższej psychologii czy niuansów ludzkiego mózgu. Czasem wystarczy jednak zadzwonić z dobrym słowem, nie zdradzając swych intencji. Niekiedy ta odrobina zainteresowania, może zmienić czyjeś życie. Delikatny, spontaniczny gest, potrafi wlać w serce nową nadzieję. Krztyna empatii i zrozumienia, a świat może się nagle wydać dla tego kogoś dużo przyjemniejszym miejscem. Jednak nic na siłę. Nie da się pomóc komuś, kto wyraźnie sobie tego nie życzy lub uważa, iż jest mu nie potrzebna.

Nie należy zapominać, że depresja jest poważną chorobą, wynikającą z wielu zaburzeń neurologicznych, wymagającą nie tylko konsultacji z psychiatrą ale i leczenia farmakologicznego, za którym idą nieraz ciężkie skutki uboczne. Jednak nie każdy marudzący i użalający się na sobą człowiek ma depresje. Podobnie jak zapalenie trzustki, czy zakażenie wirusowe, musi ona zostać zdiagnozowane przez wykwalifikowanego specjalistę. Osobę, u której podejrzewamy coś takiego należy delikatnie zachęcić do poddania się leczeniu. Samemu bardzo ciężko sobie z tym poradzić.


Piosenka, która moim zdaniem najlepiej obrazuje ludzkie problemy

**********
A tak na marginesie
Pewnie zauważyliście, że ani razu nie wspomniałam nazwiska aktora, którego tyczy się ta sprawa. Powód jest prosty. Chodzi o zwykły szacunek do człowieka. Nie chcę, by ktoś wpisując jego dane w wyszukiwarkę, trafił na mojego bloga, nabijając mi tym samym statystyki i zwiększając popularność. Po prostu chciałam się z Wami podzielić swoimi przemyśleniami na ten temat. Nic więcej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz