niedziela, 26 października 2014

Powiało chłodem na dworze, czyli refleksje około zimowe

Jakiś czas temu mogliśmy się cieszyć z pięknej polskiej jesieni. Słoneczko przygrzewało, a drzewa pokrywały liście najbardziej fantastycznych barwach, jakie wymyśliła natura. W takie dni nie było nic przyjemniejszego od wyjścia z domu na spacer, rozkoszując się niemal letnią aurą, z tą różnicą iż człowiek nie pocił się tak usilnie. Umiarkowanie przyjemna temperatura na dworze pozwoliła nam odegnać niepokojącą wizję zimy na dłużej niż zwykle, dlatego tak nagłe obniżenie ciepłoty otoczenia zaatakowało z podwójną siłą. W Łodzi o porządnym mrozie jeszcze nie słyszano, ale nietopniejący śnieg na Kasprowym, jest dla mnie dostatecznym bodźcem do zmiany opon w samochodzie, szczególnie, że w świętokrzyskim potrafi być dużo chłodniej niż w Centralnej Polsce. Na szczęście wiedziona pierwotnym instynktem zdążyłam także uprać sobie zimową kurtkę i wydziergać "komin" na drutach, dzięki czemu "Królowa Śniegu" mi nie straszna, choć jej zimne palce mogły się już momentami dać we znaki. Teraz jednak, siedząc pod kocem z kubkiem gorącej herbaty obok siebie, zastanawiam się, kiedy chłodna aura, będąca jedynie przygrywką do czegoś poważniejszego, przeistoczy się w paraliżujące zawieje i zamiecie, oblodzone chodniki i spóźnione tramwaje, zaskakując wszystkich, z drogowcami na czele.


Ładny przejściowy widoczek, na przejściową pogodę

Z racji przyrodzenia, ja jako Mróz, powinnam lubować się w zimie, zachwycać płatkami śniegu i szronowymi obrazami na oknach, czyli jakby na to nie patrzeć, być zagorzałą orędowniczką chłodu. Jednakże moją ulubioną porą roku, jest właśnie trwająca jesień i to zarówno ta niesamowicie barwna, jak ta nieco bardziej mglista i słotna. Powód tego jest niezwykle prosty, choć może nie tak prozaiczny, jak można by się tego spodziewać. Aura tego typu niezmiennie kojarzy mi się z tajemnicą i niezwykłością, idealnym plenerem do zagadkowych wydarzeń, otulonych delikatnym całunem sensacyjności. Wszystko to jest naznaczone ponadprzeciętnym potencjałem przyszłych przygód, gdzie zwyczajne przejście przez park o określonej porze, potrafi znacznie przyspieszyć bicie serca, nie tylko osoby o ciut bujniejszej wyobraźni. Jest to ewidentnie wynikiem niegdysiejszego zaczytywania się przeze mnie w opowieściach sir Arthura Conan Doyle'a. Poza tym, z punktu widzenia namiętnego bibliofila, czy istnieje lepsza pora roku, żeby na długie godziny dać porwać się lekturze? Szczerze w to wątpię.


Niby nic takiego, zwyczajny krajobraz widziany już przez nas setki razy. Jednak wystarczy odrobina mgły, by nagle zmienił się w coś niepokojącego. Zdjęcie pochodzi z tej strony.

W momencie gdy nieustająca plucha i ponury wygląd miasta zaczną dawać się we znaki nawet największym miłośnikom skandynawskiego kryminału, zaczniemy wyczekiwać pierwszego śniegu, który w końcu umili widok odrapanych kamienic. Wraz z rosnącą świąteczną gorączką, z uporem maniaka będziemy wyglądać białego puchu, a kiedy w telewizji pojawią się pierwsze, dopasowane do klimatu, reklamy Coca-Coli, ruszymy do sklepów po zakupy. Co z tego, że od miesiąca w Lidlu można kupić czekoladowe Mikołaje i Kalendarze Adwentowe, dopóki temperatura nie spadnie poniżej zera nie poczujemy potrzeby "uczczenia" zimy. O ile przymrozek utrzyma się w rozsądnych granicach, nikt nie będzie narzekać, do czasu, gdy temperatura na minusie osiągnie wartość dwucyfrową. Wówczas mnie, jako Mroza z dziada pradziada, czeka starcie z co dowcipniejszymi znajomymi i ich żartami odnośnie mojego udziału w ochłodzeniu warunków. Jak w tym roku powieję chłodem to dopiero będzie ciekawie. Nie mniej jednak zima, poza domrożeniami, połamanymi kończynami i niekończącymi się zaspami, posiada jedną znaczącą przewagę nad latem. Chociażby nie wiem jak było mroźnie, zawsze znajdzie się jakiś sposób na dogrzanie. Natomiast w sierpniu bywa tak, że co byśmy nie robili, i tak będzie za gorąco.


Kiedy wrzuci się w wyszukiwarkę hasło "zima", jako pierwsze wyskakują zapierające widoki, a dopiero potem grzęznące w zaspach tramwaje.

Choć Mróz ze mnie pierwszorzędny, najbardziej lubię przejściowe pory roku. To jednak nie oznacza, że nie potrafię cieszyć się z uroków pozostałych. Mimo dość nieprzychylnych nastrojów, spowodowanych nagłym obniżeniem temperatury, jestem przekonana, że wkrótce szarość późnej jesieni da się wszystkim we znaki i z niecierpliwością będziemy wyczekiwać świąt i pierwszego śniegu. Tylko wówczas, za nim ten radosny czas nastanie, dzięki supermarketom i stacją radiowym, powtarzającym w kółko aż do znudzenia te same, świąteczne piosenki, będziemy ich mieli dość. Moja chłodna rada: cieszmy się z każdej pogody, jaką mamy w danej chwili. Jutrzejsza, zawsze może być gorsza.


Wkrótce...

2 komentarze:

  1. Módlmy się, by przed Wszystkich Świętych nie puścili w radiu Last Christmas.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na szczęście ostatnio rzadko radia słucham, ale jak tak się stęskniłaś za tym kultowym przebojem, to proszę
    https://www.youtube.com/watch?v=E8gmARGvPlI

    OdpowiedzUsuń