piątek, 10 października 2014

Opowieść o bajce nie dla dzieci, czyli co można znaleźć w pamięci Mroza

W momencie, gdy ja jako Mróz, rozmawiam ze znajomymi o filmach, serialach czy animacjach, zaczynają się zastanawiać ile czasu poświęcam na ich oglądanie, że tak wiele z nich znam. Wówczas to muszę tłumaczyć, iż tak naprawdę jest jeszcze cała masa ekranizacji, których nie widziałam, a obecne studia nie sprzyjają w nadrabianiu tych zaległości. Sekret jednak tkwi w mojej dość nietypowej pamięci, gdzie w fałdach istoty szarej skrywają się stopklatki ze wszystkich produkcji, jakie dane było mi widzieć. Niektóre z tych wspomnień są tak stare, że zaklasyfikowano je jako sen lub wyniki wybujałej dziecięcej wyobraźni, jaką niegdyś posiadałam (dziś mojej wyobraźni nie można zarzucić braku wybujałości, jednak stała się zdecydowanie mniej dziecięca). Właśnie w takim miejscu, zachowała się pamięć o jednej animacji, którą odświeżyło znalezienie jednej, przypadkowej ilustracji, prowadzącej następnie do tytułu konkretnej animacji. Odkrycie to nie tylko pozwala mi myśleć, że nie wszystko, co pamiętam ze swoich dość wczesnych lat dziecięcych, zwyczajnie sobie wymyśliłam, ale i przypomnieć Wam o starych, dobrych czasach, kiedy filmy rysunkowe faktycznie nimi były. UWAGA! dalsza część wpisu zawiera rozsądne ilości spoilerów, bez których całość nie ma większego sensu. Pozostałych zainteresowanych zapraszam na opowieść o bajce "Fire and Ice"


Niestety ten plakat w bardzo nikłym stopniu oddaje to, z czym będziemy mieli do czynienia w trakcie seansu.

Film ten pochodzi z 1983 roku i zostały wyreżyserowany przez Ralpha Bakshiego, znanego wszystkim z animowanej wersji "The Lord of the Rings", która kończyła się naprawdę w przedziwny sposób, szczególnie dla każdego miłośnika prozy Tolkiena. Równie niecodziennej konwencji można się spodziewać po "Fire and Ice", przez co jest też określany jako jeden z najlepszych "mainstreamowych" filmów Bakshiego. Jeśli poświęcicie chwilę na przeczytanie dalszej części tekstu, za raz dowiecie się dlaczego.



Króciutki zwiastun, który pomoże Wam się przygotować na to, co Was czeka

Zgodnie z prologiem, akcja toczy się w czasie jednej z minionych epok lodowcowych. Jednak W miarę rozwoju fabuły, każdy widz dostrzeże, iż konie, dinozaury, broń ze stali, miasta w stylu bajkowego Agrabahu i wymarłe cywilizacje istnieć wówczas nie mogły. Zgrzyt ten pozostaje do momentu, kiedy nie spojrzymy na całość inaczej, stosując myślenie zapożyczone z "Gwiezdnych Wojen", które zaczynały się przecież słowami "Dawno temu, w odległej galaktyce...". Wystarczy potraktować obraz jako szaloną wizję przyszłości, gdzie ludzkość w pewien sposób się uwsteczniła i nagle wszystko można logicznie wytłumaczyć. Jakby dla potwierdzenia tej teorii, bestia żyjąca w ruinach po jakieś zapomnianej cywilizacji, posiada źrenice do złudzenia przypominającą migawkę aparatu. 


Widać istnieje jakaś stara szkoła rysownicza mówiąca, iż główny antagonista również powinien być przystojny.

Dzięki tym skromnym, czasowym rozważaniom, można przejść do opisu fabuły, która prezentuje się następująco. Władający magią i posiadający zdolności telekinetyczne Nekron, wraz ze swoją matką - złą królową Julianą, pragnie opanować świat używając do tego mentalnie sterowanego lodowca i bezmyślnych żołnierzy, do złudzenia przypominających neandertalczyków. Aby nieco ułatwić sobie podbój, wysyłają swoich ludzi, by porwali córkę władcy ognistego królestwa, mającego swoją siedzibę w wulkanie, by tym samym "zachęcić" go kapitulacji. Teegra ma jednak lawę zamiast krwi, co pozwala jej wymknąć się z rąk oprawców i w ruinach pewnego zaginionego miasta spotkać Larna - jedynego ocalałego z wioski podbitej przez Nekrona. Reszty łatwo się domyśleć.


Słów kilka o bohaterach. Teegra od pierwszych chwil pojawienia się na ekranie w swoim mikrokini (dzięki ci Internecie za podsunięcie tej nazwy) wręcz emanuje erotyzmem, posiadając figurę, której mogłaby jej zazdrościć niejedna gwiazda porno. Larn natomiast wydaje się być nieco gorzej zbudowanym, długowłosym. młodszym bratem He-Mana. Sam Nekron jest albinosem o dość przyjemnej aparycji, posiadającym charakterystyczne "złe brwi" czarnego charakteru. Jednak postacią wzmagającą największe zainteresowanie jest zamaskowany barbarzyńca Darkwolf, którego cele, pochodzenie i prawdziwe miano jest chyba największą tajemnicą tej produkcji. Ze względu na specyficzny sposób ukrywania swojej twarzy, został przeze mnie "Batmanem" tego filmu.


Prawdziwy "Dark Barbarian". Już słyszę jak zachrypniętym szeptem mówi: 
"I am Darkwolf"

Dość przewidywalna fabuła i ubogie dialogi nie są wstanie przyćmić tego co, tak naprawdę zachwyca w tym filmie. Po pierwsze jest to muzyka przygotowana przez Williama Krafta, doskonale oddające klimat poszczególnych scen i zapełniająca luki pomiędzy rozmowami bohaterów, które w porównaniu z nią wypadają dość słabo. Nie jest to tylko dźwięk towarzyszący obrazom, będący jakby tłem do wydarzeń, ale stanowi ich nieodzowny element, momentami nawet dominując akcję. Drugim elementem tworzącym niezapomniane wrażenia jest wizualna strona produkcji. Nie ukrywam, że ja jako Mróz mam wielką słabość do animacji, po których widać, iż faktycznie były rysowane. Tutaj w każdym konturze znać pociągnięcia ołówka, a w każdej plamie pejzażu pociągnięcia pędzelka. Rysownicy z niezwykłą dokładności oddali postaci, wykazując się przy tym wręcz perfekcyjną znajomością anatomii ludzkiego ciała, lecz nie zapominając, że wciąż jest to bajka.


Mimo swoich niezaprzeczalnych zalet, po obejrzeniu tego filmu miałam dość mieszane uczucia, w większości spowodowane tym, iż nie mogłam zdecydować, do jakiego odbiorcy miał być skierowany. Jeśli byłaby to produkcja typowo dla dorosłych, byłoby w niej więcej krwi i mroku, jeśli natomiast dla dzieci, wyeliminowano by wszechobecny erotyzm. Nie mniej jest to pozycja godna uwagi i polecenia każdemu miłośnikowi fantastyki, który tęskni za ekranizacjami z pod znaku magii i miecza. Dla pozostałych może stanowić pewną ciekawostkę i dobry przystanek w zwiedzaniu krańców internetu, szczególnie, że jakiś czas temu pojawiła się plotka, iż sam Robert Rodrigez planuje reżyserować remake "Fire and Ice", gdy tylko upora się z "Sin City 2". Skoro "Damulka warta grzechu", już zagościła na ekranach kin, można się spodziewać naprawdę ciekawych informacji, do których nieco zamierzenie, przygotował Was ten wpis


Właśnie tego typu kadry, pozwoliły mi przypuszczać, iż ta bajka zupełnie nie jest dla dzieci.

2 komentarze:

  1. Wow, to takie rzeczy oglądałaś w dzieciństwie? :D Ja pamiętam Powrót króla Rock and Rulla, tam też były niczego sobie kurki, ale to... hm, nie wiem, to chyba bajka dla dzieci ich tatusiów:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak jakoś wyszło :P głównie dlatego, że przez dłuższy czas wszyscy mieszkaliśmy w jednym pokoju, a tata późnymi wieczorami miał czas na oglądanie filmów, w trakcie których zwyczajnie zdarzało mi się nie spać :P

      Usuń