piątek, 5 grudnia 2014

Filozofia bąbelka na Wyparce

Jak mogliście się zorientować z moich mniej lub bardziej osobistych wpisów, ja jako Mróz ciągle studiuję i to bardzo adekwatny do mych zainteresowań kierunek zwany "farmacją". Dla tych, którzy nie wiedzieli, a śledzą w miarę na bieżąco "Powiało Chłodem" może być to mimo wszystko nie lada zaskoczenie połączone z niedowierzaniem. W takich chwilach przypomina mi się sytuacja z tegorocznego Falkonu, gdy po zakończonej prelekcji o smokach podszedł do mnie jeden z widzów i z niemałą konsternacją ni to zapytał ni stwierdził "Jesteś więc studentką farmacji z Kielc, która mówi o smokach (?)" Ja, z wrodzonym poczuciem humoru stwierdziłam, iż ludzie na uczelni podobnie na to reagują. Mnie jednak zadziwia fakt, iż dla większości osób farmacja i fantastyka wydają się być zupełnie nieprzystające do siebie. A nic bardziej mylnego. Tak na dobrą sprawę, gdy pozbędziemy się wzorów chemicznych i naukowego bełkotu, zostają nam całkiem silne, alchemiczne podwaliny. Ponieważ ja jako Mróz osiągnęłam już stosowny wiek predysponujący mnie do ukończenia mojej drogiej uczelni, postanowiłam swoje magistranckie ścieżki związać z zakładem zajmującym się szeroko pojętym zielarstwem. Tam, wprowadzona w jego sekretne laboratoria, warzę tajemnicze dekokty. Jakkolwiek ciekawie by to nie brzmiało, na obecną chwilę polega na pilnowaniu, przeze mnie jak Mroza, herbacianie pachnącego wywaru. Mimo iż wówczas, moje bystre spojrzenie ciągle omiata dziwne urządzenie zwane Wyparką, a szlachetny tyłek spoczywa na krześle to umysł nigdy nie próżnuje. W ten właśnie sposób narodziła się Filozofia bąbelka, którą za raz będziecie mogli przeczytać.


I kto by pomyślał, że taki bąbelek może mieć swoją własną filozofie? Pewnie ktoś, kto gapił się na nie przez kilka ładnych godzin :p

W chwilę po zagotowaniu bąbelki są bardzo niespokojne. Burzą, się awanturują, chcą wszczynać rewolucję, pragnąc jak najszybciej wydostać się z Kolby. Mimo iż są bardzo malutkie, to nadrabiają swą ilością i zapałem młodości. Przecież nie będą wiecznie tłoczyć się w zamknięciu! Wystarczy, że się zbiorą, spienią i już będą na wolności. O słodka naiwności życia, jakże one mało wiedzą. Czujne oko Destylatora (w tej roli ja jako Mróz) wciąż czuwa i w takiej sytuacji pilnuje aby ciśnienie zostało zmniejszone. Część z bąbelków tego nie wytrzymuje i ginie. Pozostałe jednak zbijają się w nieco większe grupki i postanawiają opracować plan. Wiedzą, że tym razem nie mogą się spieszyć. Destylator wciąż patrzy, gotów znacznie zredukować liczbę bąbelków, gdyby to było konieczne. Jednak mają one nad nim pewną znaczącą przewagę. Jeśli znikną całkowicie, jego praca nie zostanie ukończona, a póki istnieje Ciecz-Macierzy, bąbelki istnieć będą. Póki co czekają cierpliwie i radzą, szukają sposobu, tym razem przemyślanego a nie gwałtownego.


Tym czasem u bąbli zaczyna dziać się coś dziwnego. W licznych, samobójczych odruchach rzucają się na siebie, pochłaniając słabszych współbraci. Czynią tak dopóty dopóki niepozostanie tylko jeden super-bąbel. Wzbudza on niepokój Destylatora, jednak ten nie reaguje. Obserwuje sytuacje, dla pewności trzymając dłoń na Zaworze Śmierci. Niech tylko podskoczą, spróbują się wyrwać. Czeka. Jednak super-bąbel jest niezwykle spokojny. Wiruje statecznie pośrodku Ciecz-Macierzy, na zmianę to chłonąc z niej energię, to znów ją oddając. Wydaje się czekać, lecz nie wiadomo na co. Być może obserwuje destylatora dzięki jego tęczowemu odbiciu w zwielokrotnionej powierzchni bąbla. Mierzą się podprogowym spojrzeniem niczym rewolwerowcy, próbujący dostrzec w oku przeciwnika, kiedy ten uderzy, by być od niego ciut szybszym, ale to wystarczy. Wtem nagle Ciecz-Macierz pochłania super-bąbla. Destylator z niepokojem patrzy na swoją pracę, ale ona trwa nieprzerwanie. Kolejne krople spirytystycznej esencji bąbelków wciąż spływają zbiornika. Po pierwszych chwilach nieufności, zdejmuje dłoń z Zaworu, by za raz zasiąść na swym tronie. W przebłysku samozadowolenie, ciesz się ze swojego triumfu. Osiągnął równowagę, swoistą, bulgoczącą nirwanę. Może teraz zbierać owoce swego dzieła. Nie przeczuwa jednak najgorszego.


Plan był prosty. Uśpić czujność Destylatora, a potem uderzyć z całą mocą Ciecz-Macierz prosto na wylot Kolbki. Kiedy tylko oprawca zasiadł na swym tronie, bąbelki nie mogły powstrzymać wewnętrznego wrzenia. Nabrał się. Wszechpotężny Władca Zaworu Śmierci w swej pysze stwierdził, że okiełznał dzielny bąbelkowy lud. Tak jak przed burzą pojawia się ogłuszająca cisza, tak i one czekały na swoją chwilę, moment nieuwagi, który mogłyby wykorzystać na swoją korzyść, by w końcu pokonać uzurpatora. Wtem nagle pojawił się promyk nadziei, ponieważ Destylator odwrócił wzrok. Bąbelki tylko na to czekały i z całą mocą Ciecz-Macierzy zaczęły rosnąć i wypełniać Kolbkę w niezwykłym tempie. Nie są już małymi "perełkami" z początków swojego istnienia. Tym razem każdy jeden z nich to super-bąbel, podnoszący starszego brata coraz bliżej wyjścia. Cel jest już na wyciągnięcie ręki, gdy Destylator rzuca się do zaworu, żeby zmniejszyć ciśnienie. Jednak Ciecz-Macierz zdaje się kpić z jego wysiłków, przekazując coraz więcej energii swym dzieciom. Co prawda przez działania ich przeciwnika, nie dosięgli jeszcze wylotu, ale już wypełniają całą przestrzeń Kolby. Wystarczy jeszcze trochę energii. Jeszcze odrobinę. Nie dostrzegają tylko błysku w oku ich oprawcy.


Z początku faktycznie go zaskoczyły. Tak bardzo obawiał się o swoją pracę, że chciał całkowicie spuścić ciśnienie, zmuszając bąbelki do absolutnego wycofania. Jednak dostrzegł, iż ich spirytystyczna energia spływa dużo szybciej, gdy są w tak wzburzonym stanie. Nie bacząc na niebezpieczeństwo, wyregulował Zawór tak, by jedynie nie dopuścić by żaden z bąbelków nie przedostał się przez wylot. W takim stanie mogły się burzyć i pienić do woli. Profilaktycznie tylko trzymał dłoń w pobliżu, by w razie czego, jednym ruchem stłumić ich bunt. W tym czasie Ciecz-Macierz słabła, jednak wciąż wypuszczała super-bąble. Przecież cel był tak blisko, nie mogła się teraz poddać. Wszystkie marzenia jej dzieci miały się ziścić właśnie tam, w świecie pod drugiej stronie wylotu Kolbki. One też już nie myślały, uparcie tłocząc się miedzy sobą. Tylko to miało sens. Nie zauważyli nawet, że było ich coraz mniej. Ciecz-Macierz zgęstniała tak, że nie była już w stanie wydać na świat nowych bąbelków. Destylator wyłączył aparaturę. To był już koniec.


Bąbelki jednak nie wiedziały o czymś, co świetnie rozumiał ich "oprawca". Z Kolbki przechodziło się do Chłodnicowego Przedsionka, z którego trafiało się do Odbieralnika, który był tym samym czym Kolbka. Czyżby więc bąbelki walczyły na próżno? Nie. Po prostu nie zdawały sobie sprawy, że Destylator nie jest ich wrogiem, a jedynym sprzymierzeńcem. Pomagał im oderwać się od Cieczy-Macierzy i z przyziemnej postaci przejść w czystą, spirytystyczną formę. Świat, do którego trafiały po tym, nie różnił się niczym od ich domu, dzięki czemu nie czuły się obco w nowym miejscu. Jednak one same zmieniły się, oczyściły, zostawiając przeszłość za sobą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz