Jak dobrze wiecie jestem rodowitą kielczanką, choć na studia wywiało mnie do miasta manufaktur, szkoły filmowej i włókiennictwa. Jestem przesiąknięta na wskroś Górami Świętokrzyskimi, puszczą jodłową i tą całą magią z naszych legend. Aż dziw bierze czemu w takich okolicznościach przyrody nie powstaje masa niezwykłych książek z czarami, biesami i słowiańskimi bestiami w tle. Tak w ogóle to potraficie wymienić jakichś kieleckich pisarzy? Poza Żeromskim, na którego mam uczulenie niezależnie od tego jak dobrym autorem był. Tak to jest kiedy dzieci za młodu katuje się informacją "jak wielkim twórcą był" no ale przemilczmy to. W każdym razie ja nie znam. Może za mało czytam albo za słabo się tym interesuję. Nie wiem. Dlatego też ucieszyłam się, gdy w moje ręce wpadł tekst, którego akcja toczy się w samiusieńkich Kielcach i najbliższej okolicy. "CK Monogatari" to opowieść, mieszająca dobrze znaną mi, swojską rzeczywistość z magią i nutą dalekiego wschodu. Co z tego wyszło, przeczytacie dalej.
Autor wiedział co robi, umieszczając akcję powieści w przed dzień Świąt Bożego Narodzenia. Oczywiście mogło chodzić o magię najdłuższej nocy w roku, ale przyprószone śniegiem Kielce wyglądają zdecydowanie najładniej.
Wpierw należałoby wyjaśnić tytuł, który dla przeciętnego czytelnika może wydawać się cokolwiek dziwny. Kielczanie jakby automatycznie rozumieją jego pierwszą część, słusznie łącząc ją ze złotymi literami na herbie Kielc. CK z łacińskiego Civitas Kielce - Miasto Kielce lub też Civitas Kielcensis - Obywatele Kielc. Z kolei Monogatari jest japońskim określeniem na opowieść, legendę czy baśń, ale jak przystało na kraj kwitnącej wiśni, z odpowiednio smutnym zakończeniem. Oczywiście sam autor doskonale to wszystko tłumaczy, jednak za nim docieramy do odpowiedniego fragmentu, mija trochę czasu. Czyli czym jest "CK Monogatari"? Kielecką opowieścią, w której moje miasto nabrało uroku i tajemniczości.
Piotra Jaskulskiego - głównego bohatera powieści - nazwalibyśmy człowiekiem sukcesu. Pracuje jako dyrektor finansowy w pewnej tokijsko-kieleckiej firmie, ma przestronny apartament w nowo wybudowanym wieżowcu, luksusowy samochód i spokojne życie. Wielu z nas by mu go zazdrościło, gdyby nie wydawało się jakieś takie puste. I pewnie by takie pozostało, gdyby w jego życiu nie pojawił się pewien ris. Tak, dobrze napisałam. Ris. Wyrafinowany mistrz iluzji, honorowy król podstępu i wielbiciel chaosu rodem z Japonii. Potrzebuje od Piotra jednej rzeczy, która pomoże mu zrealizować jego wielki plan. Gdzieś między czasie wplątuje się w to Yakuza i tajemnicza wysłanniczka klanu Oda, trudniącego się uprawianiem specyficznego rodzaju magii. Wszystkich ich goni czas. Muszą zdążyć nim minie północ i zakończy się noc czarów - noc podmiany, kiedy wszystko jest możliwe, a moc risów jest najsilniejsza.
Kielce zimą. Widok z Telegrafu.
Muszę przyznać autorowi, że pięknie to zrobił - połączył znane mi Kielce z tak obcą kulturą wschodu. Dzięki temu mogłam spojrzeć zupełnie inaczej na miasto, które znam od dziecka. Nabrało uroku i tajemniczości. Artur Laisen wydobył na wierzch jego magię. W wartką akcję wkomponował filozoficzne przemyślenia dotyczące sensu życia, konfrontacji z młodzieńczymi marzeniami oraz słuszne uwagi, trafne spostrzeżenia i próby odpowiedzi na pytania, które zadaje sobie każdy z nas. A do tego akcja, pościgi i japońska magia. Nawet dziury w drogach się na coś przydały. Najprzyjemniej czytało mi się o znajomych miejscach, lokacjach, z których istnienia doskonale zdawałam sobie sprawę i wcale nie musiałam ich sobie wyobrażać. Dobrze wiedziałam jak wyglądają. Największą zaletą książki, moim skromnym zdaniem, są opisy Kielc widzianych oczami Japończyków. Miasta brudnego, zapomnianego i ciągle śpiącego, ale o silnej wewnętrznej mocy. Niezwykłości, którą może dostrzec tylko ktoś zdystansowany, ktoś obcy. Autor wkomponował w to nawet tak popularny motyw nadnaturalnego wiatru, z którego słynie nasz dworzec PKP. Muszę też przyznać, że pan Laisen potrafi trzymać czytelnika w napięciu. W trakcie czytania chyba trzy razy byłam święcie przekonana, że to już koniec, że pisarz nie ma mi już nic do zaoferowania i za każdym razem się myliłam, ale tym lepiej dla książki.
Sens tej grafiki zrozumiecie dopiero po przeczytaniu "CK Monogatari".
Nie ukrywam, że jestem sentymentalna, że powieść ta w pewien sposób kupiła moją sympatię opisując moje miasto, moje Kielce. Tym bardziej, że poniekąd rozumiałam uczucia głównego bohatera i usilną chęć wyjazdu. Nie ukrywam też, że mieszkańcy Świętokrzyskiego będą szczególnie dobrze się bawić, wyłapując te wszystkie regionalne smaczki, jakimi uraczył nas autor. Jednak to naprawdę dobra powieść. Poza wartką akcją, ciekawymi bohaterami i doskonałą znajomością kultury japońskiej, dostajemy także spory materiał do przemyśleń, ale tak sprytnie wkomponowany, że nie przeciąża fabuły. Tak po prawdzie to jedyne do czego mogłabym się przyczepić to brak słowniczka. Autor lubi wtrącać japońskie słówka, lecz ich właściwego znaczenia możemy się jedynie domyślać. Ale to drobiazgi. Pomijając to, to naprawdę dobra książka i chciałabym żeby więcej takich opowiadało o moim rodzinnym mieście.
Ciekawa zapowieć i recenzja.
OdpowiedzUsuńhttp://agnesczytaipisze.blogspot.co.uk/
Dziękuję ślicznie i polecam się na przyszłość :)
Usuń