wtorek, 30 czerwca 2015

"Uwielbiam zapach paczuli o poranku", czyli recenzja "Oddawaj różdżkę, Phong!"

Nie jestem wielką fanką self-publishing, choć to akurat mogliście wyłapać śledząc uważnie moje TwarzoKsiążkowe posty. Oczywiście nie jest to podyktowane wyłącznie wewnętrznym uprzedzeniem, ale też własnym doświadczeniem. Zainteresowanych odsyłam do mojej recenzji "Smoczej krainy", dostępnej na portalu Gavran. Podobne przeżycia miała również Hadynka a jej zetknięcie z samopublikowaniem również do najprzyjemniejszych nie należało. To by wyjaśniało mój sceptycyzm w dniu, w którym na swojej poczcie znalazłam wiadomość od zupełnie nieznanego mi autora, z prośbą o zrecenzowanie jego książki. Próba zachęcenia mnie do jej przeczytania przez stwierdzenie, że jest to "bezwstydny flirt komedii z romansem" spaliła na panewce, a sprawdzenie przeze mnie wydawnictwa jeszcze bardziej utrudniło tej powieści zrobienie dobrego wrażenia. Miałam znów wpakować się w self-publishing? Aż mi ciarki przechodziły na samą myśl. Jedak po wymienieniu kilku wiadomości z autorem, postanowiłam dać mu szansę. Nie ocenia się przecież książki po wydawnictwie, a rozmowa z twórcą przekonała mnie, że w przeciwieństwie do poprzedniej samopublikujacej pisarki, którą miałam okazję recenzować, opanował polską gramatykę na tyle dobrze, żebym nie rwała włosów z głowy w trakcie czytania. Postanowiłam zaryzykować.


Bardzo miły pan autor, oprócz dostarczenia mi ebooków w różnych formatach, postanowił podrzucić mi stosownie urocze grafiki promujące jego powieść.

Piotrek, główny bohater powieści Łukasza Wasilewskiego "Oddawaj różdżkę Phong!", postanawia w końcu się ustatkować, rzucić pracę, przez którą czuje się wypalony oraz zdobyć dziewczynę, w której zakochał się niemal od pierwszego wejrzenia, co w zasadzie nie powinno być dla niego trudne. Można uznać, że wręcz zawodowo podrywał kobiety. Problem polega na tym, że podczas ich pierwszego spotkania spalił się dokumentnie, załatwiając jej najgorszą randkę w życiu właśnie w ramach pracy w tajemniczej fundacji. Co najciekawsze Natalia, gdyż tak ma na imię wybranka jego serca, nie była jedyną dziewczyną, którą potraktował w ten sposób. Wydaje się, że miał styczność z dziesiątkami niedowartościowanych kobiet w całej Warszawie. Jak to się odbija na jego próbie ustatkowania, szczególnie gdy na scenę wkraczają jego "inne zlecenia" jak Zosia czy Tatiana? No cóż, każdy kto widział choć jedną komedię romantyczną, może się tego domyśleć.

Pierwsze skojarzenia fabularne, jakie miałam podczas czytania tej książki, prostą drogą prowadziły mnie do takich filmów jak "Miłość na zamówienie" (ang. Failure to Launch), "Boski żigolo", czy stare, polskie "Och, Karol" (choć i nowe wydanie z Piotrem Adamczykiem w roli głównej, też wpasowałoby się w ten "kanon"). Znajomość tych produkcji spowodowała, że akcja stała się dla mnie diablo przewidywalna, ale uznajmy iż wszystkie komedie romantyczne tak mają. Mnogość postaci kobiecych, momentami bardzo... hmmm miałkich, o swojsko brzmiących imionach jak: Gosia, Zosia czy Asia powodowała, że zwyczajnie zaczynały mi się mylić, mimo akcentowanych cech szczególnych: dużego biustu, lekkiej nadwagi, greckiej urody czy innego bliżej nieokreślonego fragmentu ciała. Dobrze, że męskie postaci pierwszo- i drugoplanowe zamknęły się w liczbie czterech, ponieważ podobnej liczby Marków, Darków czy Jarków chyba bym nie przetrwała. 


I kolejna promocyjna fotka. Przynajmniej nie muszę przeszukiwać internetu, a oszczędność czasu jest zawsze mile widzianym plusem.

O ile do strony językowej naprawdę nie można się przyczepić, gdyż całość czyta się naprawdę lekko i całkiem przyjemnie, to jednak redaktorsko zwróciłabym uwagę na kilka faktów. Po pierwsze dziury fabularne pod sam koniec powieści, co wygląda tak jakby autor nagle zauważył, że trochę za dużo tekstu mu wyszło i trzeba już zmierzać do finału, a co za tym idzie: nie wiemy skąd i w jaki sposób Witek wytrzasną różdżkę, ani w jaki sposób stracił gips? Dlaczego niezwykle restrykcyjna fundacja nie zareagowała na wielokrotne łamanie jej regulaminu? I najważniejsze, co na to wszystko Patrycja? Ta książka aż prosi się o zgrabny epilog, a nie kilka zdań rzuconych na odchodne. Po drugie wtrącone bez jakiegokolwiek ostrzeżenia rozdziały, będące retrospekcjami z życia Piotrka, momentami powodują mętlik w głowie, a fragment w którym autor, nie wiem, cytuje czy pisze nową książkę, czytaną akurat przez Witka, już w ogóle robi wodę z mózgu. Po trzecie, niektóre postaci kobiece wydawały mi się wręcz zbędne, ale uznajmy, że to już raczej moje małe czepialstwo. Co do popkulturowych nawiązań, to oczywiście w książce jest ich pełno, jednak subtelność większości z nich porównałabym do jasno oświetlonego bilbordu, co momentami było po prostu przykre.

Na osłodę powiem, że powieść ma też sporo zalet, jakimi są właśnie chociażby te subtelniejsze popkulturowe nawiązania. Mówię tu chociażby o miłosnym wyznaniu Gosi i Witka, czy poruszonym przeze mnie w tytule zdaniu "Uwielbiam zapach paczuli o poranku", które jak dla mnie, było główną kartą przetargową, przekonującą mnie do tej książki. Znając kontekst sytuacyjny i pierwowzór cytatu, nie mogę przestać się uśmiechać. Do tego przekomarzania Piotrka i Natalii wydają się być tak cudownie naturalne, jakby pan Wasilewski siedział obok nich i wszystko podsłuchiwał. No i humor. Oczywiście wredniejsza część mojej natury podpowiada mi, że czytałam już zabawniejsze rzeczy, lecz wtedy posuwam jej obraz Piotrka gonionego przez tabuny rozsierdzonych nastolatek. Aż chciałbym być świadkiem tej sceny na żywo. 


I jeszcze jedna odautorska fotka.

Podsumowując to nie jest zła książka. Może nie w moim typie, może z błędami, ale naprawdę nie jest zła. Choć mimo wszystko jej wersja papierowa nie zasili mojej biblioteczki. Tak osobiście stwierdzam tylko, że w trakcie czytania nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że autor, niczym Piotrek z jego powieści, udawał podczas tworzenia, żeby zaskarbić sobie przychylność mniej geekowych dziewczyn. Czasami jednak o tym zapominał, a wówczas pisanie wychodziło mu znacznie lepiej.

2 komentarze:

  1. Skoro jest to klimat "Och Karol", to ja podziękuję. Fajnie, że napisałaś szczerą recenzję. Dzięki temu wiem, czego dokładnie mogę się spodziewać po tej książce i raczej po nią nie sięgnę:-)pozdrawiam:-)

    OdpowiedzUsuń